Premier Donald Tusk przybył w środę do Brukseli na nieformalny szczyt UE, na którym przywódcy mają rozmawiać o wsparciu wzrostu i zatrudnienia. Wcześniej premier spotka się z prezydentem Francji Francois Hollande'em oraz przewodniczącym PE Martinem Schulzem.

Rozpoczynający się o godz. 19 nieformalny szczyt w formie kolacji ma być poświęcony polityce wzrostu i zatrudnienia. Oczekuje się jednak, że szczyt znowu zdominuje kryzys wspólnej waluty, a zwłaszcza sytuacja w Grecji i groźba wyjścia tego kraju ze strefy euro oraz Hiszpania, której banki potrzebują dokapitalizowania.

Jeszcze przed rozpoczęciem szczytu premier Tusk spotka się o godz. 17.45 z przewodniczącym Parlamentu Europejskiego, socjaldemokratą Martinem Schulzem oraz o godz. 18.15 z nowym socjalistycznym prezydentem Francji Francois Hollande'em. Potem przewidziano jeszcze spotkanie w formacie Grupy Wyszehradzkiej.

Presję na przyjęcie przez UE "paktu wsparcia wzrostu" wywiera właśnie nowy prezydent Francji, dla którego szczyt będzie premierowym występem na arenie europejskiej. Hollande zapowiedział podczas kampanii, że jeśli wygra wybory, to nie ratyfikuje w obecnym kształcie paktu fiskalnego UE, wymuszającego dyscyplinę finansową. Szef państwa francuskiego domaga się, by do dokumentu przyjętego pod presję Niemiec przez 25 państw UE (bez Czech i Wielkiej Brytanii) dodać część dotyczącą wzrostu.

Hollande zapowiedział też, że chce na szczycie namawiać do projektu emisji przez strefę euro wspólnych papierów dłużnych - euroobligacji, które zdaniem ich zwolenników są jedynym szybkim wyjściem z kryzysu w strefie euro. Na to jednak nie zgadzają się Niemcy, (wspierane przez Holandię i Finlandię), które cieszą się obecnie najwyższą oceną wiarygodności kredytowej i w związku z tym ponoszą najniższe koszty obsługi swego długu. Ale Hollande ma coraz więcej sojuszników. W sprawie euroobligacji popiera go premier Włoch Mario Monti i inne kraje Południa, a także premier Luksemburga Jean-Claude Juncker i kanclerz Austrii Werner Faymann.