Strona Fiverr.com jest specyficzną platformą ogłoszeniową. Ludzie zamieszczają tam odpowiedzi na pytanie: „co jesteś gotów zrobić za 5 dolarów?”
Media zajmujące się tematyką biznesową codziennie bombardują nas informacjami o wielomiliardowych lub przynajmniej wielomilionowych transakcjach, planach i pakietach. W cieniu tych wielkich operacji kwitnie życie gospodarcze, gdzie operuje się dużo mniejszymi kwotami, a czasem rezygnuje z twardego pieniądza.
Wystarczy otworzyć stronę www.fiverr.com. Fiver to nic innego jak banknot z Abrahamem Lincolnem, który odgrywa szczególną rolę w amerykańskiej kulturze pieniądza: 5 dolarów to już konkretna suma, za którą można dostać nawet coś do jedzenia, ale wciąż na tyle mało, by nie roztrząsać lekkomyślnego jej wydania. Strona Fiverr.com jest specyficzną platformą ogłoszeniową. Ludzie zamieszczają tam odpowiedzi na pytanie: „co jesteś gotów zrobić za 5 dolarów?”. A każdy użytkownik sieci może taką ofertę natychmiast kupić. Kosztami przesyłki nikt się tu nie kłopocze, bo pięciodolarową usługę można zazwyczaj odebrać drogą internetową.
I tak młody surfer zamieścił na przykład anons: „Za pięć dolarów przejadę się na oceanicznej fali, wykrzykując twoją – nie dłuższą niż 15 słów – wiadomość”. Filmuje to stojąca na plaży minikamera. W ciągu 24 dni od zamieszczenia anonsu z usługi skorzystały 33 osoby. Wszyscy ocenili ją pozytywnie. Rezydujący na Kostaryce młodzieniec zarobił bez większego wysiłku 165 dol. Inny użytkownik gotów jest za 5 dolarów zatańczyć do wybranej przez klienta piosenki przebrany za hot doga. Efekt: 103 zadowolonych klientów, czyli przynajmniej 500 dol. zarobku. Znaleźć można także poważne oferty. Architekt, trener zarządzania czasem i dekorator wnętrz oferują za 5 dolarów jedną poradę.
Oczywiście – jak to w biznesie bywa – na niektóre usługi nie ma popytu. Przynajmniej nie od razu. Poeta amator od kilku dni czeka na to, by ktoś zamówił u niego klasyczny szekspirowski sonet do ukochanej, a Australijka nie może na razie znaleźć osoby ciekawej jej odpowiedzi na trzy pytania dotyczące Antypodów, pisane przy użyciu lokalnego slangu. Może i do nich fortuna się wkrótce uśmiechnie.
5 dolarów to niewiele, ale wciąż pieniądze. Istnieją jednak i takie biznesowe pomysły, które pozwalają nam wycenić godzinę wolnego czasu z pominięciem twardej waluty. Klasycznym pomysłem są tzw. banki czasu. Pomysł powstał w Ameryce w latach 80., gdy amerykański prawnik i socjolog Edgar Cahn trafił do szpitala po zawale serca. Ponieważ był wówczas ledwie 46-letnim mężczyzną, szybko poczuł się lepiej. Podczas rekonwalescencji zauważył zastanawiającą prawidłowość: z jednej strony był zdany na łaskę innych przy wielu podstawowych czynnościach, z drugiej miał wystarczająco dużo siły, by robić coś pożytecznego. Wymyślił więc system czasodolarów. Założenie było proste: kiedy masz wolną chwilę i nie wiesz, czym się zająć, zrób coś dla kogoś innego. Możesz podlać kwiaty staruszce z naprzeciwka albo naucz jakiegoś technofoba efektywnie korzystać z internetu. W zamian dostaniesz punkty (czyli czasodolary), które możesz potem wydać, wykupując dostępną w banku i potrzebną ci usługę – na przykład gdy chcesz pójść do kina, ktoś zaopiekuje się twoim dzieckiem i nie będziesz musiał wydawać pieniędzy na opiekunkę. W USA działa obecnie ok. 50 banków czasu. Pomysł zadomowił się też w Europie, w tym (na niewielką skalę) również w Polsce.
A może warto w ogóle zrezygnować z waluty, nawet tak umownej jak czasodolar? W niektórych dziedzinach gospodarki taki system działa w najlepsze. Najlepszym przykładem jest coraz popularniejszy we współczesnym biznesie wysłużony barter. Antropolodzy do dziś spierają się, czy wymiana towaru za towar (bez użycia pieniądza) rzeczywiście była najbardziej pierwotną formą handlu. Bez wątpienia jednak barter wielokrotnie powracał na dziejową scenę: zwłaszcza w czasie wielkich kryzysów inflacyjnych. Dziś wymiana barterowa staje się coraz bardziej popularna – choć tym razem nie z powodu strachu przed walutowym krachem. Chodzi głównie o oszczędności. Według Międzynarodowej Organizacji Handlu Wymiennego (IRTA) w ubiegłym roku z barteru skorzystało 400 tys. firm, co pozwoliło im zaoszczędzić 12 mld dol. Firmy pozbywają się w ten sposób nadwyżek towaru, unikając płacenia za jego utylizację. Barterem pozyskują też bez dodatkowych kosztów potrzebne im produkty.