Wiele osób wyolbrzymia przyjaźń Donalda Trumpa z Rosją - mówi PAP Hugo Gurdon z "Washington Examiner". Kiedy prezydent i sekretarz stanu z Partii Demokratycznej chcą lepszych stosunków z Rosją, jest to uznawane za dobrą politykę, kiedy to samo sugeruje republikański prezydent, uznaje się to za katastrofę - dodaje.

Jak mówi Gurdon, fakt, że Trump w czasie kampanii wyborczej wypowiadał się pochlebnie o prezydencie Rosji Władimirze Putinie "sprawił, że ludzie myślą, że będzie on w stosunku do Putina skrajnie miękki i że pozwoli na niekontrolowane działania Putina w Europie". Co - zauważa rozmówca PAP - jest przedmiotem obaw także w Polsce.

Choć, jak przyznaje dyrektor wydawniczy "Washington Examiner", prezydentura Trumpa jest niewiadomą, to takie obawy, jego zdaniem, są przesadzone.

"Moim zdaniem wiele osób wyolbrzymia przyjaźń Trumpa z Rosją" - ocenia rozmówca PAP. "Jego podziw dla Putina może oznaczać, i myślę, że w pewnym zakresie naprawdę oznacza, że Trump podejmie wysiłki, by ułożyć sobie lepsze stosunki z Putinem. I oczywiście, kiedy ludzie chcą ułożyć sobie dobre stosunki, nie antagonizują sytuacji, ani nie wywierają zbyt mocnego nacisku" - mówi.

Gurdon przypomina jednak, że kiedy Hillary Clinton została sekretarzem stanu, zainicjowała tzw. reset stosunków z Rosją. "Skończyło się to niepowodzeniem, ale warto zauważyć, że kiedy prezydent z partii Demokratów i sekretarz stanu z partii Demokratów deklarują, że trzeba mieć lepsze stosunki z Rosją, jest to uznawane za dobrą politykę. Kiedy natomiast (...) republikański prezydent (...) sugeruje to samo, uznawane jest to za katastrofę" - mówi.