Jesteśmy nie tylko za zapłodnieniem pozaustrojowym, ale i częściowym lub całkowitym finansowaniem tego zabiegu z budżetu państwa – wynika z badania przeprowadzonego na zamówienie DGP.
Co Polacy sądzą o in vitro / Dziennik Gazeta Prawna
Sondaż jednoznacznie wykazuje, że dużo bardziej sceptycznie do tej metody zapłodnienia nastawieni są mężczyźni – choć większość popiera in vitro, to aż 16,3 proc. uważa, że powinno być w ogóle zabronione. Kobiet, które deklarują takie nastawienie, jest o 5 pkt proc. mniej. Zakazania in vitro chcieliby przede wszystkim wyborcy Prawa i Sprawiedliwości oraz Zjednoczonej Prawicy. W tej grupie niemal co piąta osoba jest przeciwna takim rozwiązaniom. Zwolennicy innych ugrupowań są mniej radykalni – głosy przeciwko in vitro wahają się od 2,7 do 6 proc.
Różnice są także widoczne, jeżeli chodzi o miejsce zamieszkania. Najbardziej konserwatywne poglądy reprezentują mieszkańcy małych miast – takich do 20 tys. Tutaj tylko 29,7 proc. chciałoby, aby zabieg był częściowo finansowany z budżetu państwa. 37,8 proc. mieszkańców wsi popiera podobne rozwiązanie.
– Wyniki są o tyle zaskakujące, że do tej pory z różnych badań wynikało, że Polacy, nawet jeżeli popierali in vitro, to uważali, że to jest prywatna sprawa pary, która zmaga się z niepłodnością – uważa Anna Krawczak, autorka książki „In vitro. Bez strachu, bez ideologii”. Jej zdaniem na zmianę opinii mógł mieć wpływ rządowy program, który w latach 2013–2016 gwarantował refundację leczenia niepłodności metodą in vitro. W sumie skorzystało z niego 22 tys. par. Do tej pory urodziło się ponad 6 tys. dzieci (część kobiet jeszcze jest w ciąży). – To przełamało myślenie, że leczenie niepłodności nie jest prywatną sprawą, tylko problemem społecznym i zdrowotnym, więc powinno być pokrywane ze składki, którą płacimy na zdrowie – tłumaczy specjalistka.
Eksperci przyznają, że Polacy wykazują dość otwartą postawę do tej metody, pomimo negatywnego nastawienia Kościoła. – Choć ambiwalentny stosunek do tej kwestii jest nadal odczuwalny. Są pacjenci, którzy nie chcą, żeby o tym, że korzystają z in vitro, wiedzieli sąsiedzi, znajomi czy koledzy z pracy. Dlatego często wybierają klinikę, która jest w innym mieście – opowiada jeden z lekarzy.
Marta Górna, szefowa Stowarzyszenia Nasz Bocian działającego na rzecz osób dotkniętych niepłodnością, wskazuje, że widać obecne negatywne nastawienie do in vitro. Najpierw minister zdrowia nie przedłużył programu, w ramach którego finansowano ten rodzaj leczenia niepłodności. Zaś jeszcze w zeszłym tygodniu posłowie przyjęli do prac w Sejmie projekt, który zakazywał mrożenia zarodków. To zdaniem ekspertów w praktyce doprowadziłoby do likwidacji tej metody leczenia niepłodności. Kilka dni później projekt co prawda odrzucono (razem z projektem zakazującym aborcji). – Jednak wiele wskazuje, że debata o ograniczeniu in vitro może powrócić do Sejmu – uważa Marta Górna. O tym, że temat „praw zarodków” – tym razem w kontekście prawa aborcyjnego – się nie skończył, może świadczyć to, że kilka dni temu został nadany bieg kolejnemu projektowi zakazującemu aborcji, autorstwa Polskiej Federacji Ruchów Obrony Życia. Nie tylko delegalizuje on przerywanie ciąży, ale wprowadza karę pozbawienia wolności za reklamę, wprowadzenie do obrotu i sprzedaż środków poronnych lub antynidacyjnych.