Wraz z czwartkowym referendum za wyjściem Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej rozpoczął się okres niepewności dotyczący przyszłych relacji handlowych kraju ze Wspólnotą.

Członkostwo w Unii Europejskiej – lub przynajmniej w Europejskim Obszarze Gospodarczym, którą obecnie tworzy UE oraz Islandia, Norwegia i Liechtenstein - otwiera dostęp do wspólnego rynku opartego na tzw. czterech swobodach - przepływu dóbr, kapitału, usług i pracy (osób). Jednocześnie, dzięki jednolitym zasadom rynkowym, obniża ono, dzięki harmonizacji prawa, koszty regulacyjne i likwiduje cła pomiędzy poszczególnymi krajami.

Pomiędzy 1999 a 2014 rokiem eksport z Wielkiej Brytanii na rynki Unii Europejskiej rósł średnio rok do roku o 3,6 proc. - ale wolniej niż wobec reszty świata (6,5 proc.). W efekcie, zależność brytyjskiej gospodarki od popytu z rynków państw członkowskich spadła z 55 proc. w 1999 roku do 47 proc. w 2015 roku: to najmniej w historii, ale UE wciąż pozostaje zdecydowanie największym rynkiem dla Wysp.

Według danych Office for National Statistics (ONS) Wielka Brytania importuje aż 53 proc. swoich dóbr i usług z krajów Unii Europejskiej. Tempo wzrostu wewnątrz i pozą Unia Europejską jest nieco bardziej wyrównane i wynosi odpowiednio 4,7 proc. i 5,5 proc.

Dzięki wyższej stopie wzrostu wartości importu z krajów Wspólnoty w zestawieniu z eksportem, deficyt handlowy nieustannie się powiększał. W 2014 roku wyniósł aż 61,6 mld funtów, niemal sześć razy więcej niż w 1999 roku.

Zwolennicy wyjścia kraju z Unii Europejskiej podnosili to jako argument za przyspieszonymi rozmowami dotyczącymi nowego porozumienia, podkreślając, że europejskim partnerom będzie zależało na utrzymaniu wolnego handlu, co pozwoli wymusić daleko idące ustępstwa.

Jak argumentowali zwolennicy wyjścia z Unii Europejskiej, członkostwo we Wspólnocie ogranicza możliwość Wielkiej Brytanii negocjowania nowych umów handlowych z pozostałymi krajami, m.in. regulując poziom ceł zewnętrznych, w efekcie premiując kontrahentów z wewnątrz Wspólnoty kosztem potencjalnie tańszych z całego świata, w tym z państw (brytyjskiej) Wspólnoty Narodów (Commonwealth).

Unia Europejską wciąż jest także znaczącym inwestorem w Wielkiej Brytanii - 46,6 proc. aktywów posiadanych przez zagranicznych inwestorów jest związanych z firmami i osobami ze Wspólnoty. Jednocześnie aż 43 proc. wszystkich brytyjskich inwestycji w innych krajach jest skierowanych do państw członkowskich Wspólnoty.

Większość sektora finansowego opowiedziała się za pozostaniem kraju w Unii Europejskiej, ostrzegając przed ryzykiem ucieczki kapitału do innych krajów i problemami regulacyjnymi w razie utraty tzw. jednolitego paszportu europejskiego, który otwiera londyńskiemu City drogę do transakcji na całym kontynencie.

Po wyjściu z Unii, Wielka Brytania będzie musiała zdecydować, jaki model relacji handlowych z resztą Europy chce przyjąć na kolejne lata.

Eksperci podkreślali wielokrotnie, że chcąc pozostać członkiem wspólnego rynku, Wielka Brytania będzie musiała zaakceptować dalszy swobodny przepływ osób, którego ograniczenie było według badań dla wielu wyborców najważniejszym postulatem w kampanii przed referendum.

Z kolei analitycy brytyjskiego ministerstwa finansów ostrzegli tuż przed referendum, że wynegocjowanie nowych porozumień handlowych może zająć nawet do 10 lat i będzie stanowić poważne obciążenie dla gospodarki.

Analizując trzy dostępne modele relacji - członkostwo w Europejskim Obszarze Gospodarczym na wzór Norwegii, specjalną umowę dwustronną lub członkostwo w Światowej Organizacji Handlu - eksperci podkreślili, że "konkluzje tego dokumentu są jasne: żadna z dostępnych alternatyw nie wspiera handlu i nie gwarantuje wpływu na świat w taki sam sposób, jak dalsze członkostwo w Unii Europejskiej". "Wszystkie wiążą się z poważnymi kosztami gospodarczymi, które wpłynęłyby na przedsiębiorstwa, miejsca pracy, standard życia i finanse publiczne przez najbliższe dekady" - ostrzegali.

Z kolei zwolennicy Brexitu odrzucali te analizy jako "straszenie elektoratu". W poniedziałkowym artykule dla dziennika "The Telegraph" typowany na nowego premiera były burmistrz Londynu Boris Johnson podkreślił, że obawy są "absolutnie przesadzone" i przedstawił – kwestionowaną przez ekspertów - wizję porozumienia, dzięki któremu Wielka Brytania nie podlegałaby unijnym regulacjom ani wpłatom do budżetu, ale w pełni korzystałaby z wolnego rynku.

W poniedziałek, podobnie jak w piątek po ogłoszeniu wyników referendum, indeks londyńskiej giełdy FTSE spadał ze względu na niepewność polityczną i gospodarczą. Kurs funta wobec dolara był najniższy od 31 lat. Ze względu na wyjątkowo duże wahania kursu, chwilowo zawieszone były notowania m.in. banków Barclays i RBS, które po wznowieniu handlu spadały o blisko 20 proc.

Od ogłoszenia wyników w piątek rano wartość stu największych spółek notowanych w Londynie spadła o ponad 85 miliardów funtów. To około 80 proc. rocznego budżetu narodowej służby zdrowia.

Z Londynu Jakub Krupa (PAP)