Enda Kenny pozostał premierem, ale jego los zależy od grupy posłów niezależnych oraz dobrej woli opozycji. Szef irlandzkiego rządu został pierwszym w strefie euro, który pozostał na następną kadencję po przeprowadzeniu kraju przez bailout oraz ostry program oszczędności, ale już pierwsze dni urzędowania pokazały, że na nadmiar komfortu liczyć nie może.
W miniony piątek, po 70 dniach od wyborów parlamentarnych i trzech nieudanych próbach uzyskania wotum zaufania, w Irlandii wreszcie powstał nowy rząd. Stworzyła go rządząca dotychczas centroprawicowa partia Fine Gael, która zajęła pierwsze miejsce w lutowych wyborach, ale zdobyła tylko 50 deputowanych w 159-osobowym parlamencie. Powołanie rządu było możliwe dzięki poparciu dziewięciu posłów niezależnych (trzech z nich nawet weszło do gabinetu) oraz umowie z główną partią opozycyjną Fianna Fáil, która ma się wstrzymywać od głosowania w najważniejszych sprawach do końca 2018 r.
Ale porozumienie z odwiecznym rywalem (obie partie wywodzą się z przeciwnych środowisk z czasów irlandzkiej walki o niepodległość) ma swoją cenę. Po pierwsze – rząd zobowiązał się do zwiększenia wydatków budżetowych, po drugie – w praktyce staje się zakładnikiem opozycji. Umowa z jednej strony została odebrana jako ważny krok w przełamywaniu niechęci między dwoma największymi partiami, ale zarazem nikt z ekspertów nie wierzy, że zostanie wypełniona. – Arytmetyczne ograniczenia oraz zabiegi, które do niego doprowadziły, nie pozwalają na żadne zaufanie co do tego, że ten rząd przetrwa do 2018 r. To Fianna Fáil trzyma całą władzę i będzie mogła obalić rząd w dowolnym momencie – ocenia Reutersowi Gary Murphy, profesor nauk politycznych z Dublin City University.
Jednym z możliwych scenariuszy, o których się spekuluje, jest zastąpienie Kenny’ego w roli szefa partii i rządu kimś innym, tak by nowy lider miał czas na przygotowanie się do wcześniejszych wyborów. To byłoby o tyle łatwie, że Kenny sam powiedział, iż nie zamierza pozostawać na trzecią kadencję. O tym, jak trudne będzie stabilne funkcjonowanie rządu mniejszościowego, irlandzki premier przekonał się już w poniedziałek, a więc w pierwszym roboczym dniu po zaprzysiężeniu, gdy doszło do rozbieżności zdań między Fine Gael a niezależnymi i Fianna Fáil w kwestii rządowych planów opłat za wodę, reformy służby zdrowia oraz kredytów hipotecznych.
Sytuacja premiera jest mało komfortowa, ale innego wyjścia nie było. Irlandia ze wszystkich państw strefy euro, które zostały dotknięte kryzysem zadłużeniowym, wyszła z niego najlepiej i w tym roku trzeci raz z rzędu będzie najszybciej rozwijającą się gospodarką w Unii Europejskiej. Brak rządu z prawdziwego zdarzenia czy konieczność przeprowadzenia jeszcze jednych wyborów (co będzie miało miejsce w znajdującej się w podobnej sytuacji Hiszpanii) w pewnym momencie by się zaczęły odbijać na zaufaniu inwestorów do irlandzkiej gospodarki. Szczególnie że ten kraj bardzo się obawia skutków wyjścia Wielkiej Brytanii z UE. Nawet jeśli gabinet Kenny’ego nie przetrwa pełnej kadencji, to fakt, że w czasie brytyjskiego referendum Irlandia będzie miała rząd, który może opracowywać plan działania na wypadek Brexitu, trochę pewności w tej sytuacji dodaje.