Dziennik Gazeta Prawna
Kilka tygodni temu w ukraińskich mediach pojawiły się sensacyjne doniesienia, że Leszek Balcerowicz może stanąć na czele rządu tego kraju lub zostać jednym z ministrów. W tym kontekście narzuca się pytanie, czy rozwiązania bronione przez ojca polskiej transformacji byłyby korzystne dla naszych wschodnich sąsiadów. Balcerowicz od wielu lat uchodzi za jeden z największych polskich autorytetów ekonomicznych. Jest tak, choć większość wdrażanych przez niego rozwiązań kończyła się niepowodzeniem, a jego diagnozy dotyczące przemian w rodzimej i międzynarodowej gospodarce zazwyczaj okazywały się błędne.
Znany jest głównie jako twórca szokowej terapii na przełomie lat 80. i 90. Mało kto dzisiaj kwestionuje jej sensowność, a plan Balcerowicza przedstawiany jest jako część wprowadzania w Polsce demokracji i odchodzenia od systemu autorytarnych rządów. Tymczasem bilans pierwszych lat przemian jest bardzo niekorzystny. W wyniku reform doszło do radykalnego pogorszenia wszystkich kluczowych wskaźników społeczno-ekonomicznych. Skutki „cudu gospodarczego” Balcerowicza były porażające. Z danych GUS wynika, że w latach 1990–1991 PKB spadł o 18 proc., w ciągu dwóch lat bezrobocie wzrosło do ponad 2 mln, już w pierwszym roku transformacji ponaddwukrotnie wzrósł odsetek ludzi żyjących poniżej minimum socjalnego (z 15 proc. w 1989 r. do 31 proc. w 1990 r.). W pierwszych dwóch latach transformacji doszło też do radykalnego spadku produkcji i wydajności pracy. Produkcja zmniejszyła się we wszystkich dziedzinach gospodarki narodowej, w tym w przemyśle lekkim o 41 proc. i spożywczym o 25 proc. Realne wynagrodzenia spadły o 25 proc., a płace rolników zmniejszyły się o ponad połowę. W sumie był to proces nietwórczej destrukcji, któremu nie towarzyszyła modernizacja technologiczna czy wzrost wydajności, następowała natomiast szybka pauperyzacja większości społeczeństwa. Transformacja doprowadziła też do wielu negatywnych zjawisk, o których mało kto mówi: spadek liczby wybudowanych mieszkań, spadek liczby bibliotek i domów kultury, radykalne zmniejszenie liczby przedszkoli i żłobków, wzrost skali samobójstw, alkoholizmu, prostytucji. Wykluczenie społeczne, brak pracy, segregacja w edukacji, niedofinansowanie kultury – tego typu kwestie nigdy nie interesowały czołowego autorytetu polskiego liberalizmu. Patologie społeczne traktował on jako zbiór błędnych decyzji jednostek, za które one same miały odpowiadać. Jako jeden z kluczowych ministrów rządu odmawiał on odpowiedzialności za działania władz.
Obrońcy Balcerowicza lubią powtarzać, że nie było alternatywy dla liberalnych reform. Tymczasem nawet Międzynarodowy Fundusz Walutowy proponował w tamtym okresie kilka scenariuszy reform, z których Polska wybrała ten najdotkliwszy w konsekwencjach. Negatywne skutki reform wcale nie były koniecznym zrządzeniem losu, lecz stanowiły efekty błędnych decyzji ówczesnego rządu. Z niezrozumiałych przyczyn doprowadzono do prawie całkowitego zniesienia ochrony celnej, co spowodowało bankructwo wielu krajowych firm. Rząd sam napędzał inflację, wprowadzając radykalną podwyżkę cen energii. Balcerowicz dogmatycznie kwestionował funkcjonowanie przedsiębiorstw państwowych, więc podatki dla firm państwowych były dwukrotnie wyższe niż dla prywatnych. Były to rozwiązania jawnie sprzeczne z równością podmiotów gospodarczych – dziś byłyby uznane za sprzeczne z konstytucją i wieloma dokumentami UE. Zresztą, mimo usilnych prób zniszczenia przedsiębiorstw publicznych, przez wiele lat po 1989 r. były one bardziej wydajne i bardziej innowacyjne od podmiotów prywatnych. Wciąż instytucje publiczne w niektórych sektorach gospodarki działają lepiej niż prywatne. Dotyczy to tak ważnych dla obywateli obszarów jak służba zdrowia i system emerytalny.
Pomimo klęski przemian ustrojowych Balcerowicz już w 1997 r. wrócił do władzy jako wicepremier i minister finansów oraz koalicjant Akcji Wyborczej Solidarność, chociaż jego partia cieszyła się nikłym poparciem wyborców. Druga odsłona rządów Balcerowicza po raz kolejny zakończyła się fiaskiem. Doszło wtedy do radykalnego spadku dynamiki wzrostu PKB, jak też skokowego wzrostu bezrobocia i ubóstwa. O ile w okresie 1993–1997 wzrost PKB wynosił średnio ponad 5 proc., o tyle w kolejnych latach doszło do jego wyhamowania, tak że w 2001 r. osiągnął zaledwie 1 proc. Odsetek osób żyjących poniżej minimum egzystencji między 1997 a 2001 r. wzrósł z 5,4 proc. do 9,5 proc., a poniżej minimum socjalnego z 50,4 proc. do 57 proc. W tym czasie rosło też rozwarstwienie dochodów, ograniczano wydatki socjalne i komercjalizowano kolejne wymiary życia społecznego. Druga odsłona rządów Balcerowicza przyniosła też skokowy wzrost bezrobocia. W 1998 r. wynosiło ono 1,83 mln, a po czterech latach – o 1,3 mln więcej. Zarazem obniżano podatki dla firm, co nie miało pozytywnego przełożenia na kondycję gospodarki. Chociaż Balcerowicz jest znany jako obrońca zrównoważonych finansów, za jego rządów ich kondycja się pogarszała. W latach 1997–2001 wzrosło zadłużenie krajowe: z 22,0 proc. PKB do 25,6 proc. PKB, a deficyt sektora finansów publicznych z 2,9 proc. do 5,1 proc. Polityka cięć i schładzania nie przyniosła więc poprawy stanu finansów państwa.
Rząd Jerzego Buzka, w którym gospodarką sterował Balcerowicz, wprowadził również cztery nieudane reformy. Dotyczy to szczególnie reformy emerytalnej. Dopiero od niedawna dowiadujemy się, że jej głównym elementem było obniżenie wysokości świadczeń emerytalnych i dowartościowanie komercyjnego drugiego filaru emerytalnego oraz, całkowicie prywatnego i dobrowolnego, filaru trzeciego. Również reforma służby zdrowia, zamiast poprawić, pogorszyła jakość świadczeń zdrowotnych. Reforma polegała głównie na decentralizacji opieki zdrowotnej, w wyniku której wzrosła różnica między poziomem świadczeń zdrowotnych zapewnianych przez biedne i bogate samorządy. Zarazem uruchomiła ona stopniowy proces komercjalizacji placówek medycznych i ograniczania bezpłatnego koszyka świadczeń. Reforma edukacyjna wprowadziła gimnazja i skróciła czas nauki w szkołach podstawowych. Od momentu jej przyjęcia rozpowszechniło się zjawisko segregacji w szkołach i podziału klas na biedniejsze i bogatsze dzieci. Wreszcie reforma administracyjna wprowadziła powiaty i miała na celu rozwój samorządności. Tymczasem jej bezpośrednim skutkiem był radykalny rozrost administracji oraz przenoszenie coraz większej liczby obowiązków na władze lokalne bez jednoczesnego ich dofinansowania. Dzisiaj już mało kto broni tamtych reform. Były to złe rozwiązania, które pogorszyły jakość funkcjonowania sektora publicznego i z którymi kolejne rządy wciąż nie mogą sobie poradzić.
W kolejnych latach Balcerowicz mylił się jeszcze wielokrotnie. Tuż przed kryzysem w Irlandii zachwalał osiągnięcia irlandzkiego rządu, a republiki bałtyckie, na kilka miesięcy przed gigantyczną zapaścią, stanowiły dla niego wzorzec do naśladowania. Wieszczy on upadek krajów skandynawskich, podczas gdy te nieustannie przewodzą w rankingach dotyczących konkurencyjności, rozwoju technologicznego i jakości życia. Od wielu lat Balcerowicz konsekwentnie wprowadza w błąd opinię publiczną, mówiąc o rzekomo wysokich wydatkach na zabezpieczenia społeczne w Polsce, chociaż te należą do najniższych w UE. Z danych Eurostatu wynika, że Polska przeznacza na wydatki społeczne około 19 proc. PKB przy średniej unijnej 29 proc. Były minister finansów podaje też nieprawdziwe dane o olbrzymich obciążeniach fiskalnych w naszym kraju, choć te są znacznie niższe, niż wynosi średnia unijna. W UE podatki stanowią 40 proc. PKB, w Polsce około 33 proc. Dotyczy to też Grecji, która dla Balcerowicza stanowi złowrogi przykład spustoszeń, jakie sieje „socjalizm”. Tymczasem podatki i świadczenia społeczne w Grecji wcale nie wyróżniają się na tle reszty krajów UE. Balcerowicz od wielu lat atakuje też związki zawodowe i odgórne regulacje rynku pracy, tymczasem w krajach o najwyższym poziomie uzwiązkowienia i największym zasięgu branżowych układów zbiorowych stan gospodarki jest najlepszy. Balcerowicz myli się też co do szkodliwego wpływu wysokiego poziomu płacy minimalnej i zasiłków na poziom zatrudnienia i stopę bezrobocia. Najwyższe wskaźniki zatrudnienia i aktywności zawodowej od lat mają państwa skandynawskie i Beneluksu, gdzie zasiłki i świadczenia społeczne są najwyższe, podobnie jak regulowane na poziomie branż minimalne stawki za pracę.
Obecnie Balcerowicz koncentruje się głównie na obronie skompromitowanych i niewydajnych otwartych funduszy emerytalnych, wciąż powtarzając obiegowe frazesy odnośnie do własności prywatnej i swobody gospodarczej. Tymczasem lata kryzysu dobitnie pokazały, że sektor prywatny w sytuacji kryzysowej zawodzi i bez ingerencji państwa trudno przeciwdziałać negatywnym trendom. Stąd nawet liberalni ministrowie rządu Donalda Tuska musieli przyznać, że trzeba podważyć liberalne dogmaty i podwyższyć podatki oraz zwiększyć rolę sektora publicznego w systemie emerytalnym. W tej sytuacji Balcerowicz stał się jedynym rozpoznawalnym obrońcą neoliberalnej ortodoksji, której w krajach zachodnich prawie nikt już nie traktuje poważnie. Jak bowiem można bronić OFE w sytuacji, gdy tylko w 2008 r. straciły one 20 mld zł, a ich obsługa jest o wiele droższa niż ZUS? Jak można bronić obniżania podatków w sytuacji, gdy rośnie deficyt finansów publicznych, a podatki w Polsce należą do najniższych w Europie? Jak można żądać cięć w wydatkach socjalnych, skoro te należą do najniższych w Europie, a wskaźniki ubóstwa do najwyższych? Jak można żądać obniżki zasiłków i zaostrzenia kryteriów ich przyznawania, skoro te już są prawie najniższe i najbardziej selektywne w UE? Jak można walczyć z płacą minimalną, gdy blisko 15 proc. polskich pracowników żyje w biedzie? Jak można dogmatycznie postulować prywatyzację przedsiębiorstw publicznych, które co roku przynoszą państwu wielomilionowe wpływy?
Wkrótce po wyborach Balcerowicz krytycznie odniósł się też do działań nowego rządu, uznając je za... socjalistyczne. W ustach byłego wicepremiera brzmi to jak komplement, aczkolwiek niestety, podobnie jak w jego wcześniejszych diagnozach, ta ocena nie ma związku z rzeczywistością. ©?
W ukraińskich mediach pojawiły się jakże sensacyjne doniesienia, że Leszek Balcerowicz może stanąć na czele rządu tego kraju lub zostać jednym z ministrów. W tym kontekście narzuca się pytanie, czy rozwiązania bronione przez ojca polskiej transformacji byłyby korzystne dla naszych wschodnich sąsiadów