Zgodnie z oczekiwaniami senator z Vermont Bernie Sanders wygrał niedzielne prawybory w Maine, pokonując w tym małym stanie w Nowej Anglii swą rywalkę - byłą szefową dyplomacji Hillary Clinton - w walce o nominację Demokratów w wyborach prezydenckich.

Sanders, jak podały amerykańskie media, pokonał Clinton w Maine stosunkiem głosów 64,3 do 35,5 proc. Zwycięstwo to nie jest jednak niespodzianką. Przedstawiający się jako socjalista Sanders wygrał już wcześniej prawybory w New Hampshire oraz Vermont, czyli dwóch innych stanach Nowej Anglii, pod względem demograficznym bardzo podobnych do Maine. W stanach tych zdecydowanie dominuje elektorat biały (w Maine ponad 96 proc. mieszkańców to biali) i bardziej lewicowy, wśród którego senator cieszy się największą popularnością.

W sumie w weekend Sanders pokonał Clinton w trzech z czterech stanów, które przeprowadzały prawybory Demokratów: Maine, Kansas i Nebrasce. Clinton wygrała w jednym, ale za to najważniejszym, bo najludniejszym stanie Luizjana - stamtąd pochodzić będzie największa liczba delegatów na lipcową konwencję Demokratów, która nominuje ostatecznego kandydata w wyborach prezydenckich, zaplanowanych 8 listopada. W efekcie Sanders po weekendowych prawyborach powiększył pulę swych delegatów o 67, a Clinton o 64 osoby.

Uwzględniając już te wyniki, Clinton - jak podliczył dziennik "New York Times" - od początku prawyborów zagwarantowała już sobie 1 129 delegatów, a Sanders 498 na 2 383 niezbędnych do zdobycia nominacji, co daje byłej szefowej dyplomacji pozycję zdecydowanej faworytki w wyścigu Demokratów. Na tak dobry wynik Clinton składa się ponad 450 tzw. superdelegatów, czyli prominentnych Demokratów, którzy wezmą udział w konwencji bez względu na wyniki w stanowych prawyborach.

W niedzielę odbyła się kolejna debata prezydencka między Clinton a Sandersem, zorganizowana przez telewizję CNN w stanie Michigan, gdzie we wtorek odbędą się kolejne prawybory. Ze stanu tego pochodzić będzie aż 147 delegatów na konwencję Demokratów. Zgodnie z sondażami przewaga Clinton nad Sanders wynosi w tym stanie kilkanaście punktów procentowych, co była pierwsza dama zawdzięcza m.in. poparciu znaczącej w tym stanie mniejszości afroamerykańskiej, która masowo wspiera ją od początku prawyborów.

Podczas debaty Clinton i Sanders zgodnie opowiedzieli się za dymisją republikańskiego gubernatora Michigan w związku z kryzysem związanym z dostawami skażonej w ołów wody pitnej, co doprowadziło do zachorowań wielu dzieci w miasteczku Flint, gdzie odbywała się niedzielna debata. Oboje obiecali też inwestycję w infrastrukturę, by zapobiec podobnym skandalom w przyszłości.

Jednak diametralnie różnili się w wielu zwłaszcza gospodarczych sprawach. Clinton wytknęła Sandersowi, że głosował w 2008 roku przeciwko zaproponowanemu przez prezydenta Baracka Obamę planowi ratunkowemu dla przemysłu samochodowego m.in. w Detroit. "Gdyby wszyscy głosowali tak jak senator Sanders, to przemysł samochodowy upadłby, a wraz z nim 4 mln miejsc pracy" - powiedziała Clinton.

Sanders w odpowiedzi oznajmił, że chodziło o pakiet opracowany w reakcji na kryzys wywołany przez Wall Street. "Kilku twoich przyjaciół zniszczyło gospodarkę" - powiedział byłej pierwszej damie, zarzucając Clinton związki z nowojorską finansjerą.

Kandydaci ostro starli się także ws. Banku Import-Eksport, czyli federalnej agencji, która udziela gwarancji kredytowych na wspieranie amerykańskiego eksportu. Sanders, w przeciwieństwie do wszystkich Demokratów w Senacie, głosował przeciwko temu bankowi, argumentując, że budżet państwa nie powinien wspierać wielkich amerykańskich korporacji, takich jak Boeing. Clinton tłumaczyła, że w dobie globalizacji wszystkie liczące się kraje w Europie i Azji wspierają swoje firmy eksportowe. Bez Banku Import-Eksport "jeszcze więcej miejsc pracy uciekłoby zagranicę" - przekonywała.