Gdyby Teheran krzewił prawdziwą demokrację, zwycięstwo w wyborach do parlamentu odniosłaby frakcja umiarkowanych. Sęk w tym, że kandydatów dopuszcza 12-osobowa ortodoksyjna Rada Strażników.
Irańscy reformatorzy mają nadzieję, że podpisanie porozumienia nuklearnego ze światowymi mocarstwami i zniesienie w efekcie międzynarodowych sankcji przeważy szalę w jutrzejszych wyborach powszechnych, nawet pomimo tego, że wielu umiarkowanych kandydatów nie zostało dopuszczonych do startu. Ich wynik zdecyduje o tym, w którą stronę Iran będzie zmierzał przez wiele następnych lat.
Jutrzejsze głosowanie jest o tyle wyjątkowe, że po raz pierwszy w historii Islamskiej Republiki Irańczycy będą jednocześnie wybierać parlament oraz Zgromadzenie Ekspertów, ciało, które wybiera – i formalnie nadzoruje – najwyższego przywódcę duchowego. A ponieważ obecny lider, ajatollah Ali Chamenei, ma już 76 lat i problemy ze zdrowiem, istnieje spore prawdopodobieństwo, że nowi członkowie Zgromadzenia Ekspertów podczas ośmioletniej kadencji będą wybierać następnego przywódcę kraju. Stąd też tak ważne jest, czy większość będzie miała frakcja konserwatystów, czy umiarkowanych.
Gdyby Iran był prawdziwą demokracją, dość łatwe zwycięstwo odnieśliby ci drudzy. Według różnych badań większość społeczeństwa sympatyzuje z frakcją umiarkowanych czy reformatorów, czego dowodzi m.in. wygrana ich kandydata Hassana Rouhaniego w ostatnich wyborach prezydenckich. Na dodatek na korzyść tej frakcji działa zniesienie sankcji, bo to właśnie Rouhani stał za wznowieniem rozmów nuklearnych. Sankcje mocno dały się we znaki gospodarce, która przez ostatnie kilka lat była praktycznie odcięta od świata, co skutkowało kilkunastoprocentowym spadkiem PKB, 30–40-procentową inflacją oraz brakiem niektórych podstawowych towarów. Wprawdzie niskie ceny ropy utrudniają odbudowę gospodarki, ale nadzieję na to dają zagraniczne inwestycje, bo natychmiast po zniesieniu sankcji ruszyły rozmowy z wieloma zagranicznymi, głównie europejskimi, koncernami.
Problem w tym, że Iran prawdziwą demokracją nie jest, bo o ile samo głosowanie przebiega – szczególnie jak na regionalne standardy – zwykle uczciwie, to wcześniej o dopuszczaniu kandydatów decyduje 12-osobowa Rada Strażników. A w tych wyborach konserwatywna Rada Strażników była wyjątkowo surowa – spośród 12 tys. chętnych zdyskwalifikowała połowę, doprowadzając do sytuacji, że w niektórych okręgach został tylko jeden kandydat. Wprawdzie po interwencji Rouhaniego półtora tysiąca kandydatów dopuszczono później do startu, ale i tak obóz umiarkowano-reformatorski został poważnie przetrzebiony. Najszerszym echem odbiło się wykluczenie Hassana Chomeiniego, wnuka ajatollaha Rutollaha Chomeiniego, czyli założyciela i pierwszego przywódcy Islamskiej Republiki. Jak się szacuje, spośród ponad 6 tys. dopuszczonych do walki o 290 miejsc w parlamencie, umiarkowano-reformistyczne poglądy ma dwustu, ze 161 ubiegających się o 88 miejsc w Zgromadzeniu Ekspertów jest zaś takich ok. 60 (w irańskich wyborach nie startują partie, lecz bloki skupiające różne organizacje i stowarzyszenia, więc podział na konserwatystów i umiarkowanych nie jest zbyt sztywny). Mimo wszystko reformatorzy nie wzywają do bojkotu, lecz apelują o głosowanie, licząc na to, że oczekiwania związane ze zniesieniem sankcji okażą się decydującym czynnikiem.
Dobry wynik obozu umiarkowanego znacznie ułatwi działania prezydentowi Rouhaniemu, którego rząd do tej pory musiał się zmagać z parlamentem, gdzie większość mieli konserwatyści. A współpraca z parlamentem będzie teraz jeszcze ważniejsza, bo irańska gospodarka oprócz zagranicznych inwestycji potrzebuje też strukturalnych reform.
ROZMOWA
Iran daje ogromne możliwości inwestycyjne, także polskim firmom.
Zniesienie sankcji na Iran jest postrzegane jako największa okazja inwestycyjna na świecie od ćwierćwiecza. Dlaczego?
Najlepszą rzeczą dla firm, zwłaszcza w czasie kryzysu, jest wchodzenie na nowe rynki, a porozumienie nuklearne i zniesienie sankcji to umożliwiają. Iran jest rynkiem bardzo atrakcyjnym, bo ma 80-milionową populację i leży w regionie, gdzie mieszka prawie 400 mln ludzi. Mamy granice lądowe i morskie z 15 państwami, co jest istotne dla kosztów transportu. To stabilny i najbezpieczniejszy kraj w regionie.
Ale jego gospodarka mocno odczuła sankcje, a jej odbudowa będzie trudniejsza z powodu niskich cen ropy.
Podczas sankcji mieliśmy bardzo ograniczony budżet, m.in. z powodu embarga naftowego, ale Iran jest dużym państwem i jest w stanie realizować wielkie projekty gospodarcze. Każda firma rozważająca wejście na nasz rynek może przyjechać, zobaczyć wszystko na miejscu, porozmawiać z partnerami, ocenić i zdecydować. Skoro wiele firm, zwłaszcza europejskich, spieszy się, by wejść na ten rynek, to znaczy, że uznały polityczne ryzyko za niewielkie.
Które sektory najbardziej potrzebują inwestycji?
Ogromne możliwości współpracy są w produkcji gazu ziemnego i ropy naftowej. Jednym z naszych priorytetów jest górnictwo, zwłaszcza wydobycie metali kolorowych. Ale dobrymi polami są też przemysł rolno-spożywczy, farmaceutyczny czy produkcja sprzętu medycznego.
Jakie polskie firmy mogą zainwestować w Iranie?
Orlen czy PGNiG już otworzyły biura w Teheranie i rozpoczęły negocjacje. Iran odwiedzili przedstawiciele KGHM i obie strony są zainteresowane współpracą. Rozpoczęliśmy ją już w sektorze maszyn rolniczych – Ursus kupuje silniki z irańskich fabryk, a Pronar jest zainteresowany uruchomieniem linii produkcyjnej. Ważny jest dla nas rozwój infrastruktury kolejowej – Pesa i Newag już miały spotkania i myślę, że są gotowe do działania. Liczę, że w ciągu roku skala współpracy z Polską zwiększy się pięciokrotnie, a obroty handlowe niedługo sięgną 200 mln euro rocznie.
A jakie irańskie produkty mogą trafić do Polski?
Przede wszystkim surowce energetyczne – gaz ziemny, ropa naftowa, produkty petrochemiczne, poza tym metale kolorowe, produkty budowlane, dalej pistacje i granaty, które w Iranie są najlepsze na świecie, a także dywany. Z kolei Teheran może importować z Polski np. maszyny górnicze i rolnicze, sprzęt medyczny oraz produkty mleczne.