Polacy podobno uwielbiają historię. Ale jest to niestety historia w większości przypadków bardzo tendencyjna.
Już w szkole dostajemy całkiem spory pakiet historycznej faktografii. Nazwiska przywódców, wielkie bitwy i powstania. Takie na przykład dzieje PRL-u przedstawiane są zazwyczaj jako historia przesileń politycznych (poznański czerwiec 1956 r., marzec 1968 r., Wybrzeże w 1970 r., a potem 1980 r.). Z jeszcze bardziej zrytualizowanym obrazem historii mamy do czynienia w publicystyce. To wszystko jest jednak historia rozumiana bardzo specyficznie. Tu osią opowieści są zmiany ustroju państwa i jego instytucji. A czasem po prostu losy wielkich jednostek, które stały na czele tej politycznej hierarchii. Tak bardzo się do tej opowieści przyzwyczailiśmy, że traktujemy ją jako jedyną i obiektywną. Już nawet nie dostrzegamy, że jest to nic innego jak historia elit. Albo lepiej powiedzieć „historia silnych”.
Ale przecież żadne społeczeństwo z samych elit się nie składa. Mało tego, elity to – choćby już z samej definicji – kategoria wąska. Czy więc pisanie historii silnych i utożsamianie jej z dziejami całej wspólnoty nie jest mylącą pułapką? Historycy (zwłaszcza ci lewicujący) dostrzegli to już dość dawno. I zaczęli pisać nieco inne historie. Okraszając je przymiotnikami „społeczna” albo „ludowa”. Choć pewnie najlepiej pasowałoby tu określenie „historia słabych”.
W Polsce takimi rzeczami zajmował się przez lata (nomen omen?) prof. Henryk Słabek. Historyk w PRL-u związany z Polską Akademią Nauk. A po 1989 r. jako PZPR-owiec wymieciony gdzieś na akademicką prowincję. Prace Słabka do III RP zupełnie nie pasowały. Na kilometr pachniały bowiem marksowską „walką klas”. I nie szły drogą większości popularnych historii PRL-u. To znaczy nie były opowieścią pisaną przez inteligentów o inteligentach dla inteligentów.
Słabek swoje badania prowadził niespiesznie. W 2000 r. wydał książkę „Inaczej o historii Polski 1945–1989”, ale przeszła ona zupełnie bez echa. W 2009 r. wydał „Społeczną historię Polski”, ale też było chyba na taką „historię słabych” zbyt wcześnie. Teraz wydawnictwo Książka i Wiedza jego pracę wznowiło i uzupełniło. I może wreszcie uda się zrobić wokół niej więcej szumu. Bo na pewno warto. Choćby z powodu arcyciekawych szkiców o różnych kulturach w II RP: świecie biednych, wyalienowanych (a stanowiących potężną grupę społeczną) mieszkańców wsi. Potem historia reformy rolnej. Kwestii dla zrozumienia wczesnej historii PRL-u absolutnie fundamentalnej. A w kanonicznej historiografii opisywanej zdawkowo. I wciśniętej gdzieś między żołnierzy wyklętych, stalinowskie represje a walki frakcyjne między „chamami” a „żydami”. Jest też u Słabka pasjonujący portret PRL-owskiej klasy robotniczej. I wielkich rozbudzonych (a potem tylko po części spełnionych) nadziei na awans społeczny. Aż po schyłkowy PRL z jego procesami oderwania się nomenklatury od reszty społeczeństwa. Czytając o nich, ma się z kolei wrażenie, że to jakby prequel do trwających po dziś podziałów kulturowo-politycznych w polskim społeczeństwie.
Wszystko to w książce Słabka jest. A nie ma tego gdzie indziej. Rekomendacja jest więc prosta. Czytać! Bo naprawdę warto.
Henryk Słabek, „O społecznej historii Polski 1945–1989”, Ksiazka i Wiedza, Warszawa 2015 / Dziennik Gazeta Prawna