Dziennik Gazeta Prawna
Unia zaczyna dostrzegać, że ma większe problemy niż bankructwo Grecji czy też jej możliwe wyjście ze strefy euro. Co więcej, właśnie te problemy dotyczą fundamentów Unii i powodują, że są one kruche i nieco krzywe. Dzisiejszy kłopot z Grecją to nic innego jak efekt słabości wcześniej położonych fundamentów.
Jakie są te słabości? Część z nich wymienia ogłoszony niedawno raport pięciu prezydentów – najważniejszych figur na unijnej szachownicy politycznej, w tym Donalda Tuska. Jest on ważny, bo spod rąk tych figur wyszła pierwsza próba diagnozy, a równocześnie redefinicji trwającego od niemal 70 lat projektu, który – jak dotąd – zapewniał pokój Europie. To również pierwsza wizja zmian, niebędąca jedynie paniczną i mniej lub bardziej przemyślaną reaktywną odpowiedzią na kryzys zadłużenia, ale ukazująca drogę do przodu.
Nie zajmujmy się od razu całą wizją. Zajmijmy się jedynie drobiazgiem. Podatkami.
Ze strony znawców polityki międzynarodowej słyszy się głosy, że cztery lata nieudanych reform w Grecji, które pogrążały ten kraj, to zarówno efekt źle skalibrowanego przez trojkę programu, jak i rozpanoszonego tam politycznego klientyzmu. Nie ma lepszego sposobu na scementowanie systemu politycznego klientyzmu niż niezrozumiały, nieprzejrzysty, pełen luk znanych tylko wtajemniczonym i dających pole do woluntarystycznych decyzji – system podatkowy.
Na marginesie, sytuacja w Grecji i trwająca u nas kampania wyborcza skłaniają polityków do snucia mniej lub bardziej naciąganych analogii. Znamienne, że żaden nie zwraca uwagi na tę najbardziej oczywistą. Zbadanie systemu politycznego klientyzmu w Polsce mogłoby być gałęzią osobnych interdyscyplinarnych studiów akademickich, a nie tematem jednego felietonu.
Unia widzi już, że pozostawienie rządom całkowitej swobody w polityce fiskalnej, symbolicznie tylko ograniczonej przez traktat z Maastricht, to droga donikąd. Ujednolicenie polityki fiskalnej przy zachowaniu koniecznych odrębności – bo na Unię składają się państwa na zróżnicowanym etapie gospodarczego i społecznego rozwoju – będzie prawdopodobnie najtrudniejszą z reform. Całe rzesze Polaków zamieniłyby swoją pensję na zasiłek socjalny w Luksemburgu.
Luksemburg warto wspomnieć nie przez przypadek. To właśnie ujawniona w zeszłym roku przez dziennikarzy „afera luksemburska”, która rzuciła zresztą cień na wizerunek szefa Komisji Europejskiej Jeana-Claude’a Junckera, zwróciła również uwagę opinii publicznej na kwestię tworzenia przez europejskie rządy wyjątkowych warunków fiskalnych, pozwalających globalnym korporacjom unikać opodatkowania.
Równocześnie z jednoczeniem Unii i cementowaniem strefy euro trwał wyścig rządów o polepszenie pozycji we Wspólnocie własnych krajów. Przybierał on różne oblicza – protekcjonizmu wobec własnych banków albo też tworzenia enklaw podatkowych mających przyciągać inwestycje. Takie enklawy powstały nie tylko w Luksemburgu. Do kryzysu rajem podatkowym był Cypr. Wiele polskich firm tam właśnie lokowało swoje najcenniejsze aktywa.
Sposoby unikania opodatkowania czy też „optymalizacji” przez globalne korporacje opisał już Międzynarodowy Fundusz Walutowy w „Monitorze fiskalnym” z października 2013 r. Rysunek na str. 47 opatrzony wnikliwym opisem pozwala prześledzić dokładnie, jakich i dokąd dokonuje się transferów, żeby od gigantycznych zysków nie zapłacić ani grosza.
Sprawy konkurencji podatkowej znamy zresztą z własnego podwórka. Rząd Leszka Millera obniżył od 2004 r. – roku naszego wejścia do UE – podatek CIT od osób prawnych. Rok później kanclerz Niemiec Angela Merkel zaczęła nieśmiało mówić o potrzebie ujednolicenia podatków w Unii. W Polsce wywołało to burzę protestów. A szkoda.
Trochę się od tamtego czasu zmieniło, również w polskim spojrzeniu na to, po co nam Unia. To już nie tylko „brukselka”, którą należy skrobać, przycupnąwszy sobie gdzieś w pół drogi, lecz za miedzą. Zaczynamy mówić językiem współodpowiedzialności.
– W pełni zgadzamy się we wszystkich sprawach, zwłaszcza jeśli chodzi o podatki – mówił niedawno minister finansów Mateusz Szczurek po spotkaniu z odpowiednikami z Niemiec – Wolfgangiem Schäublem, i z Francji – Michelem Sapinem.
Wspólna polityka podatkowa niewątpliwie naruszyłaby interesy wielkich korporacji i ich właścicieli, czyli posiadaczy kapitału. Unia ma wybór, czy chronić ich interesy, pozwalając być im przy tym klientami polityków, czy interesy 500 mln obywateli.
– Ważne, żebyśmy mieli wspólną wizję w walce z optymalizacją fiskalną – powiedział Sapin.
Parę lat temu po podwyżce podatków dla najbogatszych we Francji gwiazdor ekranu Gerard Depardieu wybrał wolność fiskalną, stając się poddanym Władimira Putina. Osobiście wolałbym być nieco biedniejszy w Unii niż znacznie bogatszy w Rosji. Ale każdy ma prawo wybrać – czy Unia, czy Rosja. ©?
Nie zajmujmy się od razu całą wizją, a jedynie drobiazgiem. Podatkami