Norweski masowy morderca Anders Breivik nie stworzy zza krat partii politycznej ani terrorystycznej organizacji. A że ma taki zamiar może świadczyć fakt, iż napisał i domagał się wysłania... 220 listów. Dyrekcja więzienia, w którym przebywa Breivik, odmówiła. Nie podano do publicznej wiadomości, co zawierały listy, wiadomo jednak, że ich adresaci nie są osobiście znani nadawcy. W ocenie więziennej dyrekcji, intencją Breivika było stworzenie sieci osób, podzielającej jego skrajne poglądy.

Anders Breivik odsiaduje wyrok 21 lat więzienia za zamordowanie w lipcu 2011 roku 77 osób w Oslo i na wysepce Utoeya. To najwyższy możliwy wymiar kary w Norwegii. Kara może być wielokrotnie przedłużana, tak długo, jak - według sądu - skazany będzie stanowił zagrożenie dla społeczeństwa. Oznacza to, że być może nigdy nie wyjdzie on na wolność.
Zamachowiec, utożsamiający się z polityczną skrajną prawicą, przyznał się do zarzucanych czynów, ale twierdził, że nie popełnił przestępstwa. Tłumaczył, że chciał jedynie zapobiec wielokulturowości i "muzułmańskiej inwazji" w Europie.


W lutym 2014 roku Breivik wysłał list do władz więzienia, w którym skarżył się na "niehumanitarne" warunki, między innymi brak komunikacji ze światem zewnętrznym i zbyt niskie kieszonkowe.Terrorysta napisał też, że "przechodzi przez piekło", którego nie może już wytrzymać. Równie zmęczeni są strażnicy więzienni, którym przyszło pilnować Breivika. Skarżą się między innymi na to, że są zmuszeni czytać setki listów - zarówno tych, które pisze on sam, jak i tych, które przychodzą do niego z całego świata. Część, ale tylko część, listów jest zatrzymywana przez służbę więzienną.

Adwokat Breivika zapowiedział zaskarżenie decyzji o odmowie wysłania 220 listów napisanych ostatnio przez jego klienta.