Wczoraj "Gazeta Wyborcza" napisała, że Piotr Najsztub miał zostać zabity przez tych samych którzy, którzy porwali i zabili dziennikarza Jarosława Ziętarę.
W przypadku Najsztuba miał być zrealizowany ten sam schemat co z Ziętarą. Jak twierdzą świadkowie, przestępcy po zabójstwie poznańskiego dziennikarza postanowili likwidować kolejnych zagrażających ich interesom. Jednak, jak mówi rozmówca "GW" z prokuratury, skończyło się na przyjęciu zlecenia i obserwacji, bo Piotr Najsztub i piszący z nim Maciej Gorzeliński dostali ochronę.
– Mam nadzieję, że prokurator to wyjaśni. Oczywiście mnie jest łatwo zidentyfikować, tych którym zaszkodziliśmy lub mogliśmy zaszkodzić tymi artykułami – mówił Najsztub w TVP Info, pytany o to, czy wiedział, kto stał za zleceniem na dziennikarzy. Zastrzegł jednak, że mimo posiadanej wiedzy nie ujawni nazwiska.
Dziennikarz opowiedział również o sytuacjach, które go w tamtych czasach spotykały. – Zdarzały mi się sytuacje niemal bezpośredniego zagrożenia. Jeden z naszych negatywnych bohaterów, z którym się spotykałem w środku lasu, nie tyle mi groził bronią, co ją wyjął i tłumaczył mi, dlaczego mam zginąć. Ja go przekonywałem, że to bez sensu, że dużo więcej straci, jeśli zginę. Chyba go przekonałem, skoro tu siedzę – opowiadał Najsztub.