Jeżeli Jarosław Kaczyński chciałby mi pomóc, to właśnie szukam kogoś, bo jeśli nie będzie innego sposobu na usunięcie tego wyroku, to zastanawiam się nad wystąpieniem z zarzutem złamania przez polskie sądy wolności słowa do Trybunału Sprawiedliwości w Strasburgu - powiedział Jan Rokita dziennikarzom "Wprost" w wywiadzie przeprowadzonym w ostatni piątek we włoskim Fabro.

Po usłyszeniu wyroku w ostatniej instancji zastanawiał się pan, co zrobić? Dlaczego zdecydował pan nie przepraszać Kornatowskiego?

Szczerze mówiąc, ja nie podejmowałem żadnej decyzji w tej sprawie. Rzecz jasna traktowałem ten wyrok jako niesprawiedliwość wołającą o pomstę do nieba - nie tylko wobec mnie. To jest wyrok groźny dla państwa. W tej sprawie pieniądze nie są bez znaczenia, ale są kwestią drugą.

Najważniejsze jest to, że nigdy nie zgodzę się na to, aby prokuratorzy komunistyczni, odpowiedzialni za nikczemności stanu wojennego byli dziś przepraszani przez ludzi ówczesnej opozycji. Musiałbym się wtedy zgodzić na jawne naigrawanie się ze sprawiedliwości. Poza tym te astronomiczne pieniądze, które trzeba by wyłożyć, czynią ten wyrok niewykonalnym.

Filozofowie prawa od świętego Tomasza po współczesnych naturaliastów typu Fullera głoszą, że wyroki nie obowiązują jeśli są niewykonalne i niesprawiedliwe. Obie te przesłanki w tym wypadku zaszły. Gdyby to była kwestia 10 tysięcy, może bym ten wyrok wykonał żeby nie mieć kłopotów, choć z głębokim absmakiem. Poza tym skoro przez 6 lat nic się nie działo to uznałem, że sprawa jest skończona. Że on nie ma na tyle bezczelności, żeby się posunąć krok dalej. Pomyślałem sobie nawet, że facet ma jakieś poczucie umiaru. Dostał wyrok, ale dalej nie chce się posunąć. To był mój błąd. Co się teraz stało? Dlaczego złożył wniosek o wszczęcie postępowania egzekucyjnego?

Pan przytacza filozofów prawa, ale takie podejście brzmi jak stawianie się ponad prawem. Zawsze uchodził pan za osobę niezwykle przywiązaną do instytucji, praworządności.

To jest fundamentalny błąd w myśleniu. Ja zawsze uważałem, że kluczową kwestią w polityce jest budowa instytucji państwowych i wytwarzanie w ludziach szacunku do nich. Jeśli ktoś domaga się szacunku dla decyzji absurdalnych i niesprawiedliwych to znaczy, że chce u ludzi wywołać przekonanie, że należy zrobić rewolucję. Sens autorytetu państwa polega na tym, że kiedy państwo czyni błędy, obywatel ma prawo sprzeciwu. Pokazuję tylko, że prawo do krytyki wyroku sądu jest podstawowym prawem obywatela.

Sądy nie są świętością. Nie mówiąc o tym, że polskie sądy działają źle.
(…)

Jarosław Kaczyński zaproponował panu wsparcie prawne. Skorzysta pan?

Świetnie, fantastycznie. Właśnie szukam kogoś, bo jeśli nie będzie innego sposobu na usunięcie tego wyroku, to zastanawiam się nad wystąpieniem z zarzutem złamania przez polskie sądy wolności słowa do Trybunału Sprawiedliwości w Strasburgu. Rozglądam się nad wybitnym specjalistą w tej dziedzinie, który byłby mi w stanie pomóc. Jeśli dowolne stowarzyszenie, partia, związek wyznaniowy zechce mi kogoś takiego polecić, to przyjmę to z wielką radością.