Amerykanie towarzyszą polskim żołnierzom wspierającym zabezpieczenie Euro 2012. Specjaliści od likwidacji skażeń dyżurują przy warszawskim szpitalu na Szaserów, wytypowanym do przyjęcia w razie potrzeby piłkarzy i VIP-ów.

Wojsko pomaga m.in. cywilnym służbom odpowiedzialnym za ochronę przed zagrożeniami biologicznymi, chemicznymi i radiologicznymi. Oprócz dwóch zespołów reagowania epidemiologicznego - jeden odpowiada za Warszawę i Gdańsk, drugi za Wrocław i Poznań - codzienne dyżury w Warszawie pełni Grupa Zabiegów Sanitarnych wspierana przez pododdział Gwardii Narodowej Illinois.

"Przy tego typu masowych imprezach zawsze zapewnia się zabezpieczenie przed ewentualnym atakiem, nawet jeżeli - tak jak w Polsce - zagrożenie jest stosunkowo niskie" - powiedział PAP komendant Centrum Reagowania Epidemiologicznego Sił Zbrojnych płk dr Artur Zdrojewski.

"My, na wszelki wypadek, stoimy przed Wojskowym Instytutem Medycznym, który zabezpiecza drużyny piłkarskie i VIP-ów" - dodał pułkownik.

Na terenie szpitala stanął specjalny namiotu ze sprzętem do dekontaminacji. Dyżurujący tam zespół liczy 25 osób - 15 gwardzistów z Illinois i 10 żołnierzy z CRESZ; do nich dochodzi dwóch specjalistów ewakuacji medycznej. W dniach meczów w Warszawie cała grupa jest w dyspozycji na sześć godzin przed spotkaniem, w trakcie meczu i przez trzy godziny po zakończeniu.

"W dzień meczu cały personel jest na miejscu; sprawdzamy, czy sprzęt działa prawidłowo, robimy próby, żeby upewnić się, że jesteśmy zgrani, na wypadek gdyby coś się stało" - wyjaśnił mjr Wesley Grange, szef grupy zadaniowej przysłanej do Polski.

Jak powiedział płk Zdrojewski, dekontaminacja jest potrzebna, by w razie ataku lub wypadku i skażenia biologicznego, chemicznego albo promieniotwórczego poszkodowani nie skazili terenu szpitala. "Część osób byłaby odkażana w rejonie skażenia przez straż pożarną, ale część - jak uczą doświadczenia z zamachu w Londynie - trafia do szpitala samodzielnie. Jeżeli nie chcemy szpitala zamknąć, musimy przeprowadzić odkażenie" - wyjaśnił Zdrojewski.

Sam proces nie jest skomplikowany - polega na rozebraniu poszkodowanych, spłukaniu ich, najpierw wodą z detergentem, a potem czystą, i wydaniu zastępczej odzieży. Jak powiedział st. sierż. Michał Osiecki z Grupy Zabiegów Sanitarnych CRESZ, "z zasady 90 procent skażenia mieści się na ubraniu".

Ofiary ataku lub katastrofy przechodzą wstępny triaż, czyli selekcję medyczną, potem kieruje się ich na dekontaminację w zależności od stopnia poszkodowania: namiot dekontaminacyjny ma dwie ścieżki odkażania dla poszkodowanych poruszających się o własnych siłach i trzecią - dla pacjentów na noszach. Stopień skażenia mierzy się przed wejściem do namiotu i po zakończeniu dekontaminacji, by sprawdzić jej skuteczność.

"Ponieważ mamy ograniczenia, strona polska zwróciła się do partnerów amerykańskich o wsparcie - stąd żołnierze Gwardii Narodowej stanu Illinois" - wyjaśnił Zdrojewski, który w maju brał udział w ćwiczeniach z gwardzistami stanu Illinois w ich bazie w miejscowości Marseilles.

Amerykanie przyjechali z Illinois, zabierając tylko podręczny sprzęt, ale ten, z którym mają do czynienia w Polsce, nie jest im obcy. "Technika jest odrobinę inna. Niektóre nasze systemy są takie same, inne się różnią. Pewne rzeczy zamierzamy wprowadzić u nas. Na przykład sposób separowania poszkodowanych jest dużo lepszy, zamierzam go stosować u nas, kiedy wrócimy" - powiedział mjr Grange.

Jeden z amerykańskich żołnierzy - Radosław Mazur - pochodzi z Polski. "Ogólnie polscy żołnierze, z którymi współpracujemy, dobrze znają angielski. Jeśli są trudności związane ze specyficznymi zagadnieniami technicznymi, ja i drugi tłumacz służymy pomocą" - ocenił.

Z Gwardią Narodową CRESZ współpracuje od 2006 r., od tamtego czasu pododdziały wspólnie ćwiczą reagowanie na zagrożenia w czasie wojny i pokoju. W ostatnich tygodniach w bazie gwardzistów w Marseilles Polacy ćwiczyli m.in. użycie sprzętu amerykańskich kolegów. Z tej jednostki pochodzą też wojskowi medycy współpracujący z Polakami w szpitalu polowym w Ghazni w Afganistanie.

Początkowo planowano, że na Euro przyjadą do Polski dwie grupy - jedna z Illinois, druga z jednej z baz wojskowych USA w Niemczech. Później informowano, że przyjedzie tylko pododdział z Niemiec, ostatecznie jednak przylecieli gwardziści z Illinois.