Były minister ds. wyjścia Wielkiej Brytanii z UE David Davis skrytykował w poniedziałek premier Theresę May za to, że ustępowała "zbyt łatwo w zbyt wielu kwestiach" w negocjacjach ze Wspólnotą. Odmówił jednak poparcia rebelii przeciw szefowej rządu.

Występując w mediach w poniedziałek po niedzielnej rezygnacji ze stanowiska, Davis tłumaczył, że obawiał się, że Unia Europejska "weźmie to, co zaoferowaliśmy, i będzie domagała się jeszcze więcej". "Takie było ich działanie w ciągu ostatniego roku i obawiam się, że to może być dopiero początek" - powiedział.

Jak przekonywał, "być może efektem ubocznym mojego odejścia będzie pojawienie się odrobiny presji na rząd, aby nie szedł na dalsze ustępstwa".

Pytany o to, czy inni eurosceptyczni członkowie rządu - np. minister spraw zagranicznych Boris Johnson - również powinni złożyć rezygnację ze stanowiska, Davis powiedział, że "ludzie mogą jedynie podjąć taką decyzję zgodnie z własnym sumieniem i to musi być ich decyzja".

Zastrzegł jednak, że mimo sprzeciwu wobec strategii premier May, nie będzie popierał działań grupy najbardziej eurosceptycznych posłów, którzy wzywają do ustąpienia szefowej rządu ze stanowiska i zmiany lidera Partii Konserwatywnej. "Nie będę jednym z nich i nie będę zachęcał innych do tego; to nieodpowiednie działanie" - zapewnił.

Davis wykluczył też możliwość, że po odejściu z rządu mógłby po raz kolejny ubiegać się o przywództwo w Partii Konserwatywnej po wcześniejszych dwóch nieudanych próbach z 2001 i 2005 roku.

W poniedziałek głos zabrał także zastępca Davisa w resorcie, Steve Baker, który również zrezygnował w niedzielę ze stanowiska.

W rozmowie z telewizją BBC Baker przekonywał, że był "bardzo wściekły" z powodu przekazywanych dziennikarzom przez Downing Street informacji dotyczących piątkowego wyjazdowego posiedzenia rządu w Chequers. Jak ocenił, pojawiające się w mediach sugestie osób z otoczenia premier May, że ministrowie, którzy nie zgadzają się z rządową polityką, powinni zamówić taksówkę i wrócić do Londynu, były "dziecięcym nonsensem".

Jednocześnie ocenił, że preferowana przez May dalsza strategia negocjacyjna nie gwarantuje brytyjskiemu parlamentowi wystarczającej możliwości podejmowania decyzji w przyszłości, wiążąc mu ręce przez konieczność bliskiego odzwierciedlania unijnych przepisów dotyczących m.in. dóbr, standardów środowiskowych i prawa pracy.

Były wiceminister przyznał, że propozycja Downing Street była "niemiłym zaskoczeniem", a jej szczegóły nie były wcześniej konsultowane z ministerstwem ds. Brexitu. Podobnie jak Davis, polityk zaapelował jednak do eurosceptycznych posłów Partii Konserwatywnej o cierpliwość, zapewniając, że nie popiera kwestionowania pozycji szefowej rządu.

Wbrew wcześniejszym informacjom medialnym na stanowisku pozostała wiceminister Suella Braverman. Spekulowano, że ona również złoży rezygnację na znak protestu przeciw rządowej strategii negocjacyjnej.

Do kryzysu w rządzie May doszło zaledwie dwa dni po zaprezentowaniu w piątek trzystronicowego zarysu rządowego stanowiska w sprawie dalszych negocjacji dotyczących wyjścia z UE. Został on przyjęty - jak przekonywała May - przy poparciu wszystkich ministrów podczas całodniowego wyjazdowego posiedzenia rady gabinetowej w letniej rezydencji szefowej rządu w Chequers.

Zaprezentowany tekst był jednak przez weekend ostro krytykowany przez polityków z eurosceptycznego skrzydła Partii Konserwatywnej, w tym przez ekscentrycznego posła Jacoba Reesa-Mogga, który jest jednym z faworytów do zastąpienia May na stanowisku premiera. Oskarżali oni rząd o nadmierne ustępstwa wobec Brukseli.

Wielka Brytania rozpoczęła proces wyjścia z UE 29 marca ub.r. i powinna opuścić Wspólnotę 29 marca 2019 roku. Zgodnie z dotychczasowym porozumieniem o okresie przejściowym, wszystkie dotychczasowe zasady - w tym dotyczące swobody przepływu osób - będą obowiązywały do 31 grudnia 2020 roku. Dopiero po tej dacie miałoby wejść w życie nowe porozumienie, którego szczegóły omawiano w piątek w Chequers.