Listopadowe referendum to najbardziej konkretna inicjatywa w tej sprawie od ponad 150 lat.
Wraz z listopadowymi wyborami do Kongresu w Kalifornii odbędzie się referendum na temat jej podziału na trzy stany. Zwolennicy tego pomysłu przekonują, że w obecnym kształcie jest ona zbyt duża, by można było nią efektywnie zarządzać.
Inicjatorem kampanii jest Tim Draper, kalifornijski miliarder, który m.in. inwestuje w start-upy. Początkowo chciał on rozczłonkować Kalifornię na sześć części, ale przed czterema laty nie zdołano zebrać wystarczającej liczby podpisów, by przeprowadzić plebiscyt. Zrewidowanie planu pomogło – w zeszłym tygodniu organizatorzy kampanii dostarczyli wymagane podpisy i w następnym władze stanu mają formalnie rozpisać referendum.
Zgodnie z propozycją stan zostałby podzielony na nową Kalifornię (sześć hrabstw nad Pacyfikiem wokół Los Angeles), Północną Kalifornię (tereny na północ od San Francisco) i Południową Kalifornię (mniej więcej od Fresno do granicy z Meksykiem). Wszystkie miałyby zbliżoną bardzo liczbę ludności – odpowiednio 12,3, 13,3 oraz 13,9 mln mieszkańców.
– Kalifornijski rząd stanowy nie jest zbyt duży, by upaść, bo on już zawodzi obywateli w wielu kluczowych dziedzinach. Ta niedopasowana, rozdęta i wyeksploatowana struktura jest zbyt duża, by mogła być efektywna. Kalifornijczycy zasługują na lepszą przyszłość – oświadczyła w zeszłym tygodniu Peggy Grande, rzeczniczka kampanii Citizens for Cal3.
Pomysły podziału Kalifornii – będącej najludniejszym, najsilniejszym gospodarczo i trzecim pod względem powierzchni stanem USA – pojawiały się niemal od momentu, gdy w 1850 r. została przyjęta do unii. W 1859 r. Kalifornia nawet wysłała wniosek do Kongresu o zgodę na podział na część południową i północną, ale na przeszkodzie w zajęciu się nim stanęła wojna secesyjna. Łącznie takich inicjatyw było ponad 220, ale od ponad 150 lat żadna nie przybrała tak konkretnych kształtów jak ta firmowana przez Drapera. Gdyby przeszła, byłby to pierwszy przypadek podziału któregoś ze stanów od 1863 r., gdy Zachodnia Wirginia odłączyła się od Wirginii.
Oznaczałoby to także poważne zmiany w geografii wyborczej USA. Jako najludniejszy stan Kalifornia ma najwięcej miejsc w Izbie Reprezentantów i najwięcej głosów elektorskich. Jest przy tym bezpiecznym stanem demokratów. W przypadku podziału nowa Kalifornia oraz Północna Kalifornia pozostałyby demokratyczne, ale Południowa stałaby się swing state, czyli stanem, o który toczy się walka. Potencjalnie obie partie coś zyskują, ale i coś tracą – demokraci mieliby co najmniej dwa dodatkowe miejsca w senacie, republikanie – szansę na przejęcie jednej trzeciej z 55 obecnych głosów elektorskich Kalifornii.
Tym niemniej na razie jest to raczej mało realna perspektywa. – Nie sadzę, by ktoś poza Timem Draperem uważał to za dobry pomysł. Jedyną trudnością jest przekonanie ludzi, by potraktowali to poważnie. W obecnym politycznym klimacie trzeba wszystko traktować poważnie – mówił Steven Maviglio, polityczny konsultant Partii Demokratycznej i rzecznik przeciwnej kampanii OneCalifornia. Według przeprowadzonego w kwietniu sondażu podział Kalifornii popiera 17 proc. mieszkańców, przeciwnych jest 72 proc. Ale trzeba pamiętać, że w wyborach do Kongresu w USA jest zwykle niska frekwencja, a w Kalifornii różne nietypowe inicjatywy mają pewien oddźwięk (np. po zwycięstwie Donalda Trumpa głosy wzywające do secesji). – Do tego nie wystarczy tylko inicjatywa w sprawie podziału. Nawet jeśli ona by przeszła, czekałaby ją ciężka przeprawa w Kongresie albo batalie prawne w Kalifornii, albo jedno i drugie – zwraca uwagę Eric McGhee, ekspert Public Policy Institute of California.