Komisja Europejska chce, żeby rozszerzenie Unii o pozostałe kraje bałkańskie nabrało realnych kształtów. Planuje publikację strategii z konkretnymi datami.
Ogłoszenie dokumentu zaplanowano na 6 lutego. Jego treść wciąż podlega zmianom, ale prawdopodobnie znajdzie się w nim data: rok 2025. Wtedy do Wspólnoty mogłyby przystąpić Serbia i Czarnogóra – dwa kraje, które już rozpoczęły negocjacje akcesyjne. Pozostałe państwa – Macedonia, Bośnia i Hercegowina, Albania oraz Kosowo – dołączyłyby do Unii nieco później. Jeśli wszystko poszłoby dobrze, proces mógłby się zakończyć pod koniec przyszłej dekady.
Zmiana klimatu
Publikacja strategii – zwłaszcza jeśli zawierałaby ona konkretne daty – świadczy o zmianie politycznego klimatu w Brukseli dla rozszerzenia. Jeszcze w 2014 r. obecny przewodniczący Komisji Jean-Claude Juncker deklarował, że proces powiększania Unii musi być wstrzymany na kilka najbliższych lat.
W krajach, które już wówczas znajdowały się w poczekalni od półtorej dekady, deklaracji szefa KE nie przyjęto dobrze. – Po pierwsze, nie brzmiała zbyt zachęcająco. Po drugie, była kompletnie niepotrzebna, bo przecież nikt wówczas nie uważał, że w 2019 r. którykolwiek z krajów bałkańskich będzie gotowy do akcesji – mówi Suzana Grubješić, sekretarz generalna European Movement Serbia.
Co się zmieniło przez te cztery lata? Jak mówi Marta Szpala z Ośrodka Studiów Wschodnich, europejscy politycy lepiej rozumieją znaczenie Bałkanów dla Wspólnoty. – Tamtejsze problemy szybko przenoszą się do Unii. Przykładem kryzys migracyjny. Zależność działa też w drugą stronę, czego przykładem jest kryzys finansowy. Na jego skutek tamte kraje mocno ucierpiały – mówi ekspertka. Innymi słowy: Bałkany już teraz są ściśle powiązane z UE, ale nad negatywnymi konsekwencjami tych powiązań będzie prościej zapanować, jeśli kraje regionu staną się członkami Wspólnoty.
– Do tego coraz większa jest świadomość rosnących wpływów Rosji na Bałkanach. Może nie na płaszczyźnie realnych inwestycji biznesowych, ale na pewno na płaszczyźnie kształtowania opinii publicznej – mówi Szpala.
Ważny jest również europejski kontekst: po raz pierwszy od dekady Unia nie jest zajęta gaszeniem wybuchających co chwila kryzysów, a od ostatniej dużej akcesji minęło ponad 10 lat, w związku z czym ludziom nie powinno już doskwierać zmęczenie rozszerzeniem.
Zmęczeni akcesją
Jest tylko jeden problem. Podczas gdy unijni politycy przekonywali się do rozszerzenia, mieszkańcy Bałkanów – wręcz przeciwnie. Według badania „Balkan Barometer 2017”, wejście do UE największym poparciem (90 proc.) cieszy się w Kosowie. W Albanii ponad 80 proc. osób uważa, że przystąpienie do UE będzie miało dobry wpływ na kraj. Ale już w Czarnogórze podobnego zdania jest tylko 44 proc. mieszkańców, zaś najniższy odsetek euroentuzjastów jest w Serbii – 26 proc. W tym ostatnim kraju największy jest też odsetek ankietowanych, którzy uważają, że wejście do UE będzie złe dla kraju (30 proc.).
– Po tylu latach trudno mówić o entuzjazmie. Proces ten trwał tak długo, że analogicznie do zmęczenia rozszerzeniem możemy mówić o zmęczeniu akcesją – mówi Grubješić. Dodaje jednak, że dla Serbów Unia wciąż jest racjonalnym wyborem, bo mają oni świadomość, że lepsze życie wiąże się z Europą.
Inne przyczyny zmęczenia akcesją są w Macedonii. Jej unijne i natowskie ambicje od 10 lat są blokowane przez Grecję na tle sporu o nazwę byłej jugosłowiańskiej republiki. – W Macedonii ze strategią wiązane są duże oczekiwania, zresztą rząd głośno mówi o swoich europejskich planach i że ten rok będzie przełomowy, także jeśli idzie o rozmowy z Grecją. Ryzyko jednak jest takie, że znów nic się nie wydarzy – twierdzi Simonida Kacarska, dyrektor European Policy Institute w Skopje.
Problem z politykami
Perspektywom akcesyjnym pomogłoby, gdyby mieszkańcy bałkańskich krajów mogli poczuć efekty przystąpienia do UE, zanim ono jeszcze nastąpi. Chodzi o większy dostęp do funduszy przedakcesyjnych.
Taka obietnica może się znaleźć w strategii. Z perspektywy Brukseli problem polega jednak na tym, że pieniądze przechodziłyby przez ręce polityków, którzy bywają na bakier z europejskimi standardami.
Ba, czym bliżej te kraje są UE, tym mniej demokratyczne się stają. – Przecież gdyby w Czarnogórze był niezależny wymiar sprawiedliwości, były premier Milo Dukanović jako pierwszy wylądowałby w więzieniu – mówi Szpala. Według niej bałkańscy politycy chcą uniknąć losu byłego premiera Chorwacji Ivo Sanadera. – Został skazany za przekręty, jakich dokonał, będąc u władzy, ale było to możliwe tylko dlatego, że zbudował w kraju niezawisły wymiar sprawiedliwości konieczny do przystąpienia do UE – dodaje Szpala.
Politycy widzą zwiększające się wpływy Rosji na Bałkanach.