Wystąpienie prezydenta Chin Xi Jinpinga w Davos, w którym przestrzegał on przed światową "wojną handlową" było reakcją na wypowiedzi prezydenta-elekta USA Donalda Trumpa, wzywające Chiny do zaniechania subsydiowania eksportu. To obrona interesów Państwa Środka - mówią ekonomiści, z którymi rozmawiała PAP.

W wystąpieniu inaugurującym 47. Światowe Forum Ekonomiczne w Davos prezydent Chin Xi Jinping ostrzegał, że "nikt nie wyjdzie zwycięsko z wojny handlowej", jeśli świat odrzuci globalizację i zdecyduje się na blokowanie międzynarodowej wymiany handlowej.

Przekonywał, że próby zatrzymania międzynarodowego przepływu kapitału, dóbr oraz ludzi nie powiodą się, ponieważ są sprzeczne "z historycznym trendem". Argumentował, że nie należy "przekreślać zdobyczy globalizacji", a jedynie szukać "metod na złagodzenie niektórych jej konsekwencji". "W podejmowaniu decyzji tej miary powinny mieć też większy udział wschodzące gospodarki i kraje rozwijające się" - uznał chiński przywódca.

Prof. Stanisław Gomułka uważa, że słowa prezydenta Chin, broniące wolnego handlu, to obrona interesu jego państwa. W interesie Chin leży, aby rynki innych państw były jak najbardziej otwarte. Chiny mają bowiem bardzo konkurencyjną gospodarkę, a także subsydiowany eksport, więc na takiej otwartej gospodarce najbardziej zyskują - zaznacza ekonomista.

"Jest to zatem zrozumiałe, choć nie będzie miało specjalnego wpływu na politykę USA, które były głównym adresatem tych słów" - ocenia Gomułka.

Jego zdaniem wystąpienie prezydenta Chin jest reakcją na wypowiedzi prezydenta-elekta USA Donalda Trumpa, który wzywał Chiny do zaniechania subsydiowania eksportu i groził, że w przeciwnym razie USA wprowadza bariery celne.

Według Gomułki eksport Chin subsydiowany jest przede wszystkim poprzez ustalanie kursu juana przez państwo, a nie przez rynek. "Trump chce, żeby kurs waluty w Chinach był ustalany przez rynek i zapowiada, że w przeciwnym razie wprowadzi cła" - zaznacza Gomułka. Jego zdaniem raczej nie należy jednak oczekiwać ustąpienia żadnej ze stron sporu.

"Tym niemniej jest to znamienne, że przywódca państwa, które jeszcze niedawno miało gospodarkę centralnie planowaną, wzywa dziś do wolnego handlu" - dodaje.

Podobnego zdania jest dr Cezary Mech, według którego słowa prezydenta Chin wiążą się bezpośrednio z zapowiedziami Donalda Trumpa wprowadzenia bardziej protekcjonistycznej polityki handlowej przez USA.

"Chiny stały się obecnie potęgą gospodarczą, generującą 30 proc. wzrostu dochodu światowego i mającą wzrost gospodarczy większy niż USA i UE. Może to przy potencjale demograficznym wielokrotnie wyższym spowodować, że niebawem staną się potęgą nie tylko gospodarczą, ale i polityczną oraz militarną" - przekonuje.

Stąd jego zdaniem jest zrozumiałe, że kraj produkujący najwięcej i najtaniej na świecie wzywa do znoszenia barier handlowych, bo na tym najbardziej zyskuje. Z kolei USA, skąd wiele firm przenosi produkcję właśnie m.in. do Chin, także w naturalny sposób reagują zapowiedzią wprowadzenia barier celnych, jeśli Chiny nie wzmocnią kursu juana, na co Kraj Środka nie może się zgodzić pamiętając, że tego typu wymuszona przez prezydenta Reagana aprecjacja jena w połowie lat osiemdziesiątych skutkowała wyhamowaniem wzrostu gospodarczego Japonii na dziesięciolecia - zaznacza Mech.

Jego zdaniem słowa Xi-Jinpinga można także odbierać w kontekście wystąpienia premier Wielkiej Brytanii Theresy May, które nastąpiło godzinę po otwarciu konferencji w Davos przez prezydenta Chin, która zapowiedziała brak zgody na "częściowe członkostwo" w UE i analogicznie oskarżyła część elit UE o dążenie do zamknięcia wspólnego europejskiego rynku przed towarami i usługami z Anglii.

"To wszystko może zapowiadać turbulencje w 2017 roku nie tylko w światowej gospodarce, ale i w polityce, bo może oznaczać presję na zbliżenie USA z Rosją, a zarazem odejście od dotychczasowych porozumień Amerykanów z Chinami" - zaznacza Mech. (PAP)