Fala bankructw w Niemczech ma swoje odbicie w statystykach rynku pracy. We wtorek federalny urząd statystyczny poinformował, że w sierpniu zatrudnienie w Niemczech spadło o 33 tys. osób. Liczba pracujących, po osiągnięciu rekordowego poziomu 46,1 mln osób w listopadzie zeszłego roku obniżyła się o ponad 300 tys., do 45,8 mln w sierpniu. Z wcześniej opublikowanych danych wynika, że w tym samym miesiącu zarejestrowanych było ponad 3 mln bezrobotnych. Tę granicę liczba osób pozostających bez pracy przekroczyła po raz pierwszy od ponad 10 lat.
Najwięcej upadłości od dekady
Bezrobocie w Niemczech rośnie od trzech lat, gdy związany z agresją Rosji na Ukrainę gwałtowny wzrost cen energii wepchnął w recesję sektor wytwórczy. Mimo pewnych sygnałów poprawy w tym roku niemiecki przemysł wciąż szoruje po dnie. Ekonomiści ING zwracają uwagę, że przed dalszym znaczącym pogorszeniem się sytuacji na rynku pracy Niemcy powinna uratować demografia i niedobory siły roboczej. Niemieckie firmy z jednej strony zwalniają pracowników, z drugiej – sygnalizują chęć zatrudniania, gdyby znalazły osoby o odpowiednich kwalifikacjach.
Na początku XXI w., gdy pogrążone w ekonomicznym kryzysie Niemcy nazywane były „chorym człowiekiem strefy euro”, bez pracy pozostawało ponad 5 mln osób, a stopa bezrobocia przekraczała 12 proc. Powtórka tak negatywnego scenariusza jest według ekonomistów mało prawdopodobna.
„Niektóre wskaźniki pokazują pewne odbicie na rynku pracy. Jednocześnie ciągłe zapowiedzi cięć kosztów w branży motoryzacyjnej i innych, a także ciągły wzrost liczby bankructw sugerują, że sytuacja może się pogorszyć, zanim się poprawi” – napisali eksperci w analizie.
Jak wynika z analizy agencji Creditreform, w pierwszym półroczu w Niemczech upadło niemal 12 tys. firm, o 9,4 proc. więcej niż przed rokiem i najwięcej od dekady. Po trzech latach kryzysu fala upadłości dotyka przede wszystkim mniejsze i średnie firmy, które były w stanie utrzymywać się na rynku przez ponad 100 lat.
Bankructwa w przemyśle i handlu
W zeszłym tygodniu wniosek o ochronę przed wierzycielami w sądzie w położonym w Badenii-Wirtembergii Hechingen złożyła firma Meyer & Cie, jeden z czołowych producentów maszyn dziewiarskich na świecie. Utworzona w 1905 r. rodzinna firma, zarządzana przez czwarte pokolenie przedsiębiorców, zanotowała w zeszłym roku spadek sprzedaży niemal o połowę. Niemal całość swojej produkcji Meyer & Cie sprzedawało na rynkach zagranicznych. Według zarządu przedsiębiorstwa z jednej strony gwałtownie spadł popyt na ich maszyny, z drugiej – pojawiła się silna konkurencja ze strony dotowanych przez państwo producentów chińskich. Jeśli nadzorowana przez sąd restrukturyzacja nie powiedzie się, pracę straci 300 osób.
Na skraju całkowitego zakończenia działalności jest istniejąca od 1921 r. firma Brüder Schlau, zarządzająca siecią ponad 180 marketów budowlanych Hammer oraz ok. 60 hurtowni Schlau z takim samym asortymentem. W ramach restrukturyzacji, do której zmusiły firmę rosnące koszty, a także słaba koniunktura na rynku mieszkaniowym (mniejsza liczba nowych inwestycji i remontów), niemal w całości zamknięta zostanie działalność hurtowa firmy. Według lokalnych niemieckich mediów ponad 100 sklepów Hammer miało kontynuować działalność pod nową marką, ale ten scenariusz nie jest ostatecznie przesądzony. Niewykluczone, że wszystkie sklepy zostaną zamknięte już 1 października, a zatrudnienie stracić może 3,9 tys. pracowników firmy.
Opatentowali centralny zamek, teraz walczą o przetrwanie
Kryzys nie omija również branży motoryzacyjnej, do niedawna chluby niemieckiego przemysłu. W ostatnich dniach upadłość ogłosiła firma Kiekert, globalny lider w produkcji zamków do samochodów. Istniejące od 1857 r. przedsiębiorstwo jako pierwsze wprowadziło na rynek centralny zamek, umożliwiający zamykanie i otwieranie wszystkich drzwi jednocześnie. Spółka padła ofiarą wojny handlowej między USA a Chinami, która sparaliżowała działalność firmy w Chinach. Gdy dodatkowo duże zamówienie wycofał jeden z amerykańskich klientów, Kiekert złożył w sądzie w Wuppertalu wniosek o ochronę przed wierzycielami. Zgodnie z niemieckimi regulacjami 700 pracowników firmy ma zagwarantowaną wypłatę wynagrodzeń przez trzy miesiące.
Z punktu widzenia statystyk rynku pracy prawdopodobnie większe znaczenie niż upadłość mniejszych przedsiębiorstw mają redukcje zatrudnienia przeprowadzane przez czołowe niemieckie firmy. Do przedsiębiorstw zwalniających pracowników od dłuższego czasu, takich jak Volkswagen, wciąż dołączają nowe. W zeszłym tygodniu Robert Bosch, największy dostawca części samochodowych na świecie, zamierza zredukować liczbę pracowników w Niemczech o 13 tys. osób (ok. 10 proc. zatrudnionych) do 2030 r. Wcześniej Daimler Truck, jeden z czołowych producentów ciężarówek, zapowiedział, że do końca dekady zmniejszy liczbę miejsc pracy w Niemczech o 5 tys. osób (14 proc. zatrudnionych). ©℗