Donald Trump obiecywał w kampanii wyborczej, że przyniesie światu pokój. Zapowiadał, że zakończy wojny w Ukrainie i Strefie Gazy i skończy z amerykańskimi interwencjami w konflikty zbrojne w odległych zakątkach globu.

W weekend złamał te deklaracje, dołączając do izraelskich ataków na Iran. Na antenie Fox News powiedział, że na położony głęboko pod ziemią ośrodek nuklearny Fordo zrzucono sześć bomb typu „bunker-buster”, a przeciwko obiektom w Natanz i Isfahan wystrzelono 30 rakiet Tomahawk. W nalotach brały udział amerykańskie bombowce B-2. “Zakończyliśmy nasz bardzo udany atak na trzy irańskie obiekty nuklearne (...). Na główny cel – Fordo – zrzucono pełny ładunek bomb. Wszystkie maszyny bezpiecznie wracają do bazy” – napisał amerykański przywódca na portalu Truth Social w niedzielę o godz. 2 czasu polskiego. “TERAZ JEST CZAS NA POKÓJ!” – dodał.

Iran nie chce negocjować pod ostrzałem

Na tę chwilę nie wiadomo, czy jego działania doprowadzą do deeskalacji napięć w regionie. Wydaje się, że kalkulacje Trumpa opierały się na założeniu, iż zarówno Teheran, jak i wspierane przez niego bliskowschodnie bojówki są na tyle osłabione, że zamiast odwetu będą dążyć do porozumienia z przeciwnikami.

Dzięki temu prezydent USA mógłby przedstawić swoją interwencję jako ograniczoną i skuteczną. W orędziu wygłoszonym kilka godzin po zakończeniu operacji nie wykluczył jednak dalszych ataków, jeśli – jak to ujął – „pokój nie nastąpi szybko”. – Iran, tyran Bliskiego Wschodu, musi teraz zawrzeć pokój. Jeśli tego nie zrobi, przyszłe ataki będą znacznie silniejsze i o wiele łatwiejsze do przeprowadzenia – oświadczył. – Albo zapanuje pokój, albo Iran spotka tragedia znacznie większa niż to, czego byliśmy świadkami przez ostatnie osiem dni – kontynuował swoją wojowniczą retorykę.

Przed amerykańskim uderzeniem władze w Teheranie utrzymywały co prawda, że nie będą prowadzić negocjacji z Waszyngtonem, dopóki Izrael nie zaprzestanie ataków na ten kraj. Tuż po rozpoczęciu wojny przez Izraelczyków zerwały one rozmowy w sprawie nowego porozumienia nuklearnego, które obie strony prowadziły od kwietnia. Utrzymały jednak kontakt zarówno z Amerykanami, jak i Europejczykami. W piątek minister spraw zagranicznych Iranu Abbas Aragczi spotkał się w Genewie ze swoimi odpowiednikami z Francji, Niemiec i Wielkiej Brytanii oraz szefową unijnej dyplomacji Kają Kallas. – Teheran utrzymuje, że nie będzie prowadzić negocjacji pod ostrzałem. Zełenski też tak kiedyś mówił, a w końcu zgodził się na takie rozwiązanie – mówi DGP przedstawiciel rządu jednego z kluczowych państw bloku.

Z naszych rozmów wynika, że kraje UE nie spodziewają się wybuchu wielkiej wojny. – Iran jest na to za słaby – słyszymy. Ale atak USA niesie za sobą ryzyko irańskiego odwetu, szczególnie wobec baz wojskowych i okrętów znajdujących się w regionie. – Wydarzenia tego poranka są oburzające i będą miały trwałe konsekwencje – oświadczył Aragczi, określając amerykańskie ataki jako „poważne naruszenie” Karty Narodów Zjednoczonych, prawa międzynarodowego oraz Traktatu o nierozprzestrzenianiu broni jądrowej. „Iran zastrzega sobie wszelkie opcje, by bronić swojej suwerenności, interesów i obywateli” – napisał na platformie X.

Izrael jednoczy się wokół flagi

Marcin Krzyżanowski, iranista z Uniwersytetu Jagiellońskiego, nie wyklucza, że Teheran zdecyduje się jedynie na odwet ograniczony i obliczony na deeskalację. – Zwłaszcza że ma na swojej głowie jeszcze bieżący konflikt z Izraelem – mówi DGP. – W irańskich mediach i z ust wpływowych polityków można usłyszeć, że prawdziwą karą za atak amerykański będzie dalsze niszczenie Izraela i doprowadzenie do jego upadku. Możliwe, że tamtejszy rząd będzie starał się przedstawić kontynuację ataków na Izrael właśnie jako zemstę na Amerykanach, choć nie da się wykluczyć bezpośredniego ataku na bazy USA w regionie – dodaje.

Póki co Irańczycy starają się bagatelizować znaczenie ostrzału na obiekty nuklearne. – Twierdzą, że były one ewakuowane już kilka miesięcy temu. Podkreślają też, że infrastruktura to jedno, ale technologii, wiedzy i umiejętności nie da się zbombardować – podkreśla Krzyżanowski.

Wiele będzie też zależało od decyzji rządu Binjamina Netanjahu. Izraelczycy, którzy utrzymują, że oficjalnym celem prowadzonej przez nich wojny jest zniszczenie irańskiego programu nuklearnego, na razie świętują i jednoczą się wokół biało-niebieskiej flagi – Prezydent Trump i ja często powtarzamy: pokój przez siłę. Najpierw jest siła, potem pokój. A dziś wieczorem prezydent Trump i Stany Zjednoczone działali z wielką siłą – powiedział niedługo po zakończeniu operacji Netanjahu. Jego rywal, szef partii Jesz Atid Ja’ir Lapid, przekazał zaś w oświadczeniu: „Ta noc jest historyczna dla całego Bliskiego Wschodu. Dziękuję prezydentowi Trumpowi. Dziękuję Stanom Zjednoczonym”.

Z państwa żydowskiego nie płyną jednak sygnały, że cel został osiągnięty i można przystąpić do deeskalacji. – Mimo militarnych sukcesów Jerozolimy i Waszyngtonu wojna jeszcze się nie skończyła – skwitował skrajnie prawicowy minister finansów Becalel Smotricz. ©℗