Urzędnik zdefiniował to, co Moskwa postrzega jako pierwotne przyczyny konfliktu. Chodzi m.in. o wycofanie sił NATO z państw bałtyckich. Wcześniej stawkę podbił sam Putin, który – jak podaje Reuters, powołując się na swoje źródła – domaga się na piśmie formalnego uznania przez przywódców Sojuszu Północnoatlantyckiego, że organizacja nie będzie się dalej rozszerzała o państwa byłego ZSRR. A przede wszystkim o Ukrainę. Zbiegło się to wszystko ze słowami sekretarza generalnego NATO, który przed szczytem Paktu w Hadze nakreślił pięcioletnią perspektywę potencjalnego uderzenia przez Rosję w Sojusz.

Podwójny standard dla NATO

Żądanie Riabkowa przypomina ultimatum złożone NATO i USA w grudniu 2021 r., tuż przed atakiem na Ukrainę. Nie było to w zasadzie stanowisko negocjacyjne. W tamtym przypadku można mówić raczej o próbie wymuszenia kapitulacji na obiektywnie silniejszym przeciwniku, jakim jest Sojusz. Rosjanie żądali wówczas przede wszystkim demilitaryzacji wschodniej flanki NATO. Do tego domagali się podpisania dwóch porozumień w tej sprawie – jednego z NATO i drugiego z USA. Chcieli wprowadzić w ten sposób podwójny standard oceny tego, co jest w Sojuszu ważne, a co ważniejsze. Dziś jest podobnie. Po uderzeniu przez Ukraińców w samoloty triady strategicznej trudno mówić o dominującej pozycji Rosji. Mimo to żądania są maksymalistyczne. I niemożliwe do spełnienia. W Estonii, na Łotwie i Litwie stacjonują siły wielonarodowe. Między innymi Brytyjczycy, Rumuni, Polacy, Niemcy i Amerykanie. Ich wycofanie byłoby kapitulacją. W przypadku Litwy docelowo obecność sił zachodnich ma się zwiększyć. Niemcy zamierzają rozlokować brygadę pancerną na południe od Wilna.

Czego chce Rosja?

Rosjanie, wiążąc warunki rozejmu na Ukrainie z dyslokacją sił NATO w krajach bałtyckich, dają sobie zielone światło do prowadzenia wojny w nieskończoność. Z możliwością regulowania jej intensywności w zależności od swojej kondycji i własnych potrzeb. W zależności od tego, jak bardzo słabł będzie Donald Trump – czy to z powodów wewnątrzamerykańskich, czy w rezultacie wojen handlowych – będą rozwijali swoją presję również poza Ukrainę. Polityka prezydenta USA, jeśli nie zostanie skorygowana, przyniesie europejskiej części NATO straty. Jej kontynuacja będzie oznaczała mnożenie żądań przez Putina i obniżenie bezpieczeństwa wschodniej flanki Sojuszu.

- Rosja może być gotowa do użycia swojej armii przeciwko NATO w ciągu pięciu lat – mówił Rutte podczas niedawnego wykładu w Chatham House. Polityk podkreślił, że „wszyscy jesteśmy teraz na wschodniej flance”. Wezwał do zwiększenia wydatków na obronność w całym NATO, bo „myślenie życzeniowe” nie zapewni bezpieczeństwa. Oprócz Riabkowa natychmiast odniósł się do tych słów rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow. Powiedział, że NATO „zrzuciło maskę” i dowiodło, że jest „instrumentem agresji i konfrontacji”, a nie „utrzymania stabilności i bezpieczeństwa na kontynencie”. Czas naiwnych nadziei na odprężenie i rozejm na Ukrainie można już oficjalnie uznać za zakończony.