Friedrich Merz deklaruje, że chce polityki energetycznej, która będzie skupiać się na bezpieczeństwie i konkurencyjności przemysłu. Krytykuje wcześniejsze rządy za jednostronne skupienie się na celach klimatycznych. Merz zapowiada budowę 50 nowych elektrowni gazowych, które mają zapobiec przerwom w dostawach prądu i stabilizować ceny. Dodatkowo uznaje on odejście od energetyki jądrowej za strategiczny błąd i opowiada się za moratorium na demontaż działających reaktorów. W przypadku odnawialnych źródeł energii kładzie nacisk na podejście „pragmatyczne, otwarte technologicznie i rynkowe”. Jego rząd planuje inwestycje rzędu 500 miliardów euro w infrastrukturę i zieloną energię w ciągu 10 lat, by osiągnąć neutralność klimatyczną do 2045 roku.
Czy deklaracje Merza oznaczają zmianę w polityce energetycznej? Zdaniem Thomasa O’Donnella, fizyka jądrowego, eksperta ds. energii i geopolityki z amerykańskiego think tanku Wilson Center, będzie tak samo „zielono”, tylko mniej nachalnie.
„Merz jest finansistą. Nie może więc udawać, że nie zauważa klapy modelu opartego na OZE. Nie jest inżynierem, nie ma wiedzy technicznej i nie jest w stanie wyrwać się z błędnego koła ideologicznej zielonej poprawności. Działania nowej minister energii w jego rządzie będą kontynuacją modelu Merkel–Scholz–Habeck, opartego na niestabilnych źródłach energii – tyle że teraz będą ubrane w bardziej konserwatywną narrację finansową” – przewiduje w rozmowie z DGP ekspert.
Jego zdaniem brak odwagi do radykalnej zmiany w dziedzinie energetyki był przyczyną blamażu Merza w pierwszym podejściu do wyboru kanclerza 6 maja br.
„Zaplecze biznesowe CDU/CSU i jego przedstawiciele w Bundestagu, tacy jak Carsten Linnemann, są rozczarowani tym, co robi Merz. I dali mu to do zrozumienia. Ministrem energii została Katherina Reiche, była szefowa rady do spraw strategii wodorowej) – instytucji postrzeganej w świecie biznesu jako symbol błedów Energiewende. Biznes może zapomnieć o wytchnieniu po chaosie ostatniego rządu oraz po trzech kwartałach stagnacji gospodarczej. Jest to po prostu zapowiedź dalszej deindustrializacji” – podkreśla O’Donnell.
Jak więc wdrażać, być może niemożliwy do zrealizowania ze względów technologicznych model „100 proc. OZE bez atomu”? Oprzeć się na kopalnych źródłach energii i nazwać je „przejściowymi”. Czyli mówiąc wprost – budować elektrownie gazowe, które będą podłączane do sieci w momencie „Dunkelflaute”. Ten termin oznacza okres, w którym nie ma ani wiatru, ani światła słonecznego. Licząc na zakończenie wojny na Ukrainie, Niemcy już teraz przygotowują również grunt pod ewentualne wznowienie dostaw gazu z Rosji.
13 kwietnia w Baku doszło do spotkania czołowych polityków niemieckich i rosyjskich. Według mediów miało to być trzecie takie spotkanie i podobno omawiano na nim przyszłość Dialogu Petersburskiego, forum dyskusyjnego, które były kanclerz Niemiec Gerhard Schroeder założył wspólnie z przywódcą Rosji Władimirem Putinem w 2001 roku.
Niemieckiej delegacji w stolicy Azerbejdżanu przewodniczył Ralf Stegner, wpływowy polityk SPD. Towarzyszyli mu m.in. były szef Urzędu Kanclerskiego (za Angeli Merkel) Ronald Pofalla, były przewodniczący SPD i były premier Brandenburgii Matthias Platzeck. Ze strony rosyjskiej w spotkaniu wziąć mieli udział Wiktor Zubkow, były premier Rosji i przewodniczący rady nadzorczej Gazpromu i doradca Putina Walerij Fadiejew.
Stegner, Platzeck, Pofalla i Holthoff-Pfoertner we wspólnym oświadczeniu tłumaczyli, że „jedną z zasad dobrej polityki zagranicznej jest to, że nawet, a zwłaszcza w trudnych czasach rosnących napięć, konfliktów i wojen, należy utrzymywać kontakty we wszystkich częściach świata, a także z Rosją”.
Thomas O’Donnell nie ma wątpliwości, że duża część polityków różnych partii reprezentowanych w Bundestagu chce przywrócić import gazu z Rosji, a spotkania takie jak w Baku służą przygotowywaniu do tego gruntu.
„W Niemczech istnieje ponadpartyjne prorosyjskie porozumienie. AfD, Lewica oraz Sahra Wagenknecht, opowiadając się za ponownym nawiązaniem współpracy energetycznej i geopolitycznej z Rosją, zapewniają wygodną zasłonę dymną dla starych „Russlandversteherów” w partiach głównego nurtu – zarówno wśród konserwatywnej klasy biznesowej związanej z CDU, jak i wśród wieloletnich „Putinversteherów” w SPD, które dążą do przywrócenia politycznego porozumienia między Berlinem a Moskwą” – podsumowuje O’Donnell. ©℗