Jak wynika z naszych rozmów w dwóch projektach porozumienia – jednym przedstawionym przez USA i drugim sformułowanym przez Ukrainę, Wielką Brytanię i Francję - jest w sumie dziewięć postulatów (napiszemy o tym szerzej w poniedziałkowym wydaniu DGP). Amerykanie podkreślają konieczność uznania (de iure) aneksji Krymu i zaakceptowania de facto okupacji rosyjskiej w obwodach chersońskim, zaporoskim, donieckim i ługańskim.

Rosyjskie zdobycze terytorialne na Charkowszczyźnie miałyby podlegać wymianie „ziemia za ziemię” – Ukraińcy wyszliby z obwodów kurskiego i biełgorodzkiego a Rosjanie opuściliby rejon Wowczańska i Łypci niedaleko Charkowa. Ukraińcy mieliby również zaakceptować de facto okupację wchodząc we współpracę z Rosjanami i ich gaulajterami przy określaniu zasad żeglugi w dolnym biegu Dniepru.

Problem współpracy z Rosją

– Już w tym punkcie nie mogliśmy się zgodzić. Rozmowa z przedstawicielami Rosji czy też z tymi, którzy zdradzili Ukrainę po inwazji w 2022 oznaczałaby, że legitymizujemy ich jako oficjalne władze. Dniepr po wysadzeniu tamy w Nowej Kachowce przez Rosjan trzeba pogłębić, aby dało się po nim pływać dużymi jednostkami. Mamy współpracować przy tym z rosyjskimi władzami okupacyjnymi? Czy może z Rosjanami, którzy wysadzili tamę doprowadzając do katastrofy ekologicznej? – komentuje w rozmowie z DGP źródło dyplomatyczne zaangażowane w rozmowy.

Ukraina poza NATO, ale ze statusem neutralnym

Kolejną, problematyczną sprawą jest rzekome zrzeczenie się roszczeń rosyjskich do niezajętych część obwodów chersońskiego, zaporoskiego i donieckiego. Jak przekonują nasze źródła w zamian za to miałoby dojść do demilitaryzacji tych regionów. Co dla Ukrainy jest nieakceptowalne. Ponieważ oznaczałoby rozmontowanie muru zabezpieczającego przed atakiem rosyjskim. Kontrolowana przez Ukraińców część Donbasu, ale też Zaporoża jest wielką fortyfikacją nasyconą wojskami ukraińskimi, która nie pozwala na wdarcie się sił Władimira Putina w głąb kraju.

– Wyjście z nich oznaczałoby, że za kilka lat Rosjanie po prostu przejechaliby przez Donbas a nie walczyli z ogromnymi stratami o każdy jego metr kwadratowy – komentują nasi rozmówcy. Sporna jest też kwestia tego jak ma zostać zapisany obowiązek Ukrainy do odrzucenia integracji z NATO i przyjęcia statusu neutralnego. Kijów – jak wynika z informacji DGP – chce statusu podobnego do szwedzkiego przed integracją z Sojuszem. Czyli neutralności, ale i prawa do silnej armii. Kijów – jeśli zrezygnuje z prawa do wejścia do NATO – chce przeniesienia zapisów art. 5 do umowy o pokoju i w ten sposób zagwarantowania sobie bezpieczeństwa na wypadek ponownej agresji.

Silna armia Ukrainy - drony, wojska rakietowe

Ukraina nie zamierza zrezygnować z prawa do co najmniej 400 tysięcznej armii z siłami lądowymi, powietrznymi, marynarką wojenną i wojskami rakietowymi wyposażonymi w pociski o zasięgu do 1000 km. i drony o zasięgu do 3 tys. kilometrów. Obecnie Kijów jest w stanie sam produkować taki sprzęt i postrzega go jako istotną polisę ubezpieczeniową. Przemysł ukraiński rozwija zdolności pocisków Neptun i powiększa ich zasięg. Ma również swój program produkcji dronów dalekiego zasięgu. W części z nich wykorzystywana jest technologia AI. W tej kwestii Kijów współpracuje między innymi z tureckim Baykarem (między innymi na terenie obwodu kijowskiego).

Nasi rozmówcy przekonują, że rozmowy powinny zacząć się od zawieszenia broni przez Rosję na całej linii frontu. Zaznaczają również, że Kijów w żaden sposób nie jest zainteresowany porzuceniem negocjacji ani wyjściem z nich USA. Dodają, że spodziewają się jednak, że Waszyngton na pewnym etapie rozmów może zrezygnować z prac nad umową podobnie jak wycofał się z rozmów w Genewie w 2014 po aneksji Krymu przekształcając je w format normandzki i miński czego rezultatem były niekorzystne dla Kijowa porozumienia z 2014 i 2015 roku.