Rosja rozpoczęła operację zaczepną w listopadzie 2023 r., a jej ostatecznym celem jest okupacja całego Donbasu. W ciągu roku zajęła 3,5 tys. km kw. Na pierwszy rzut oka to poważne zdobycze, lecz to żadna ofensywa. Ofensywa była wtedy, kiedy w 2022 r. nasze wojska w dwa tygodnie odbiły 2 tys. km kw. Rosjanie nie są zdolni do takiego tempa, jednak desperacko prą naprzód zgodnie ze swoją tradycją. Polega ona na tym, że tworzą sobie równoległą rzeczywistość i sądzą, że odpowiada ona realiom. Nacierali aż do 21 stycznia, licząc na Donalda Trumpa (tego dnia został zaprzysiężony na prezydenta USA – red.). Ale Trump jest na tyle nieprzewidywalny, że do dziś nie ustalili jego zamiarów. Na razie nie mają sił do dalszego marszu. Twierdzą, że w 2024 r. kontrakty z armią podpisało 320 tys. osób. Jeśli podzielić to przez 12 miesięcy, to wychodzi 25 tys. miesięcznie. Tymczasem listopadowe i grudniowe straty wyniosły 43 tys. i 48 tys. Stąd informacje, że przeciwnik potrafi posłać w bój lekko rannych, aby tylko stan osobowy oddziałów się zgadzał. Nie są to liczne przypadki, ale jednak.
Załóżmy, że mamy naszą pozycję obsadzoną przez siedmiu żołnierzy. Na tę pozycję przeciwnik wysyła pluton 20 osób. Niemal wszyscy są eliminowani, pozostaje dwóch, trzech, którzy chowają się w okopie. Idzie kolejny pluton, z którego znów zostaje kilku. Te fale mają wsparcie artylerii, moździerzy, dronów. Po kilku falach i na naszej pozycji pozostaje dwóch, trzech żołnierzy. Nasi mają w odległości rzutu granatem 10–20 pozostałych przy życiu Rosjan. Czy mogą utrzymać pozycję? Nie. W ten sposób od ponad roku wygląda stopniowe zdobywanie terenu przez Rosjan. Tak wyglądała obrona Kurachowego (Rosjanie zdobyli je 10 stycznia – red.). Nikt nie przypuszczał, że ten odcinek będzie utrzymywany tak długo. Rosjanie skupili się na krótkim odcinku frontu donieckiego między Wełyką Nowosiłką a Czasiw Jarem.
Niech będzie i 50 km, ale cały front ma 1,2 tys. km. Dodatkowo od listopada 2024 r. obserwujemy spowolnienie tempa natarcia. W listopadzie przeciwnik zajmował 26 km kw. na dobę, w grudniu już tylko 9 km kw.
Tak, gdy przeszli z linii Awdijika –Wuhłedar na linię Pokrowsk–Wełyka Nowosiłka. Na innych odcinkach nie osiągnęli nawet minimalnych rezultatów. Ich zadanie polegało na wzięciu Czasiw Jaru do 9 maja 2024 r., tymczasem walki o to miasto trwają. Ukraina ostatecznie je opuści, bo utrzymać się tam będzie trudno.
Nie wiem. Rosyjscy blogerzy wojskowi mówią o problemach z ludźmi i uzbrojeniem, lecz dowództwo chce przeć do przodu. Rezultatem jest postępująca utrata przez nas Wełykiej Nowosiłki. To ostatnia forpoczta, po której przed agresorem otworzy się wyjście na przestrzeń operacyjną w postaci stepu. Niczego dalej nie ma. Pytanie, dokąd ruszą.
Mogą się przebijać na zachód, na styk obwodów dniepropetrowskiego i zaporoskiego. Mogą się okopać i skoncentrować na kierunku północnym. Aby kontynuować bitwę o Donbas, muszą wyjść na linię Czasiw Jar–Konstantynówka –Pokrowsk. Nasze wysiłki na odcinkach pokrowskim i toreckim opóźniły ich plany o co najmniej pół roku. A ten plan polegał na tym, by do połowy 2024 r. wyjść na tę linię i stworzyć zagrożenie dla północy obwodu donieckiego. Udało im się wybić dziurę w naszej tamie, ale to zadanie cząstkowe. Celem nadrzędnym Władimira Putina pozostaje odbudowa Związku Radzieckiego w granicach z 1991 r. Warto mieć to w pamięci.
Przygotowania do ich obrony trwały od dawna. Kramatorsk leży na wysoczyźnie, więc tu szturm byłby trudny. Dlatego Rosjanie stawiali sobie na zeszły rok jedynie zadanie podejścia na linię, o której wspominałem, by spróbować marszu na północ tej albo następnej wiosny. Teoretycznie mogą poświęcić plany na innych odcinkach frontu, by skupić się na tym. Ale jest też polityczny cel dojścia na granicę obwodu dniepropetrowskiego, do której przeciwnikowi brakuje 7 km. Siły ukraińskie prowadzą tam obronę w niebywale ciężkich warunkach. Musieliśmy ograniczyć wykorzystanie ciężkiego sprzętu.
Na wojnie deficyt sprzętu i ludzi występuje zawsze. To aksjomat. Ale są też parametry taktyczne. Może pan przejść w ciągu godziny 5 km, ale niech pan weźmie ze sobą 40 kg amunicji i innego sprzętu, a przejdzie pan 1–2 km. Działania bojowe w tym rejonie są dla nas korzystne, ponieważ oznaczają dla Rosjan szalone straty. Realny stosunek strat – zabici, ranni, wzięci do niewoli i zaginieni – wynosi jeden do pięciu, a nawet sześciu. Ukraina płaci straszną cenę, ale kiedy mówimy o trzech, czterech zabitych po naszej stronie, jednocześnie mówimy o 20 zabitych Rosjanach. Innymi słowy, mamy do czynienia z sytuacją, w której Ukraina w trudnych warunkach kontynuuje wycieńczanie Rosjan. Inna sprawa, że armia składa się z ludzi, a problemem naszych państwa, rządu i społeczeństwa jest niewłaściwe podejście do mobilizacji.
Nie toleruję takich głosów. O chłopakach, których busyfikowano, mówi się, że nie są gotowi albo że się boją. A czy ci, którzy poszli na ochotnika 24 lutego 2022 r., się nie bali? Jeśli nie, to tylko dlatego, że nie mieli czasu. Żaden rekrut bez przygotowania nie trafia na front. Istnieje obowiązkowe BZWP, podstawowe ogólne przeszkolenie wojskowe. Ci wszyscy faceci trzymający się maminej spódnicy i tłumaczący, że nie umieją walczyć… Nauczą was.
Wszystko zależy od ich dowódców. Mam przynajmniej trzech znajomych, którzy trafili do wojska w ramach mobilizacji, a teraz ich dowódcy zastanawiają się, czy nie wysłać ich na kurs oficerski. Nasze państwo stara się być demokratyczne, lecz w stanie wojny musi korzystać z narzędzi przymusu. Zamiast tego szerokim gestem wprowadziliśmy zasadę, że po pierwszym SZCz możesz wrócić do jednostki i nic ci za to nie grozi.
Skutek był taki, że liczba przypadków SZCz się podwoiła. Próbowano to naprawić, ujmijmy to tak, improwizowanymi sposobami mobilizacji, ale to nie mogło zadziałać. Historia uczy nas, co się w takich sytuacjach robi. Dezerterzy byli zawsze, ale były też trybunały wojskowe. U nas tego nie ma.
To katastrofa. Specyfika demokratycznego społeczeństwa zakłada istnienie leniwego systemu sądownictwa, w którym decyzje podejmuje sędzia, który nie służył w wojsku i nie ma pojęcia o jego specyfice. Powiedzmy, że jako dowódca plutonu otrzymałem rozkaz zajęcia danej pozycji. Z mojego punktu widzenia najlepsze byłoby stworzenie gniazda karabinów maszynowych na poddaszu jakiegoś budynku. Wchodzę, ale tam są ludzie. Mówię: „Wynoście się stąd”. Oni zaczynają opowiadać o swoich prawach, ale kiedy widzą broń, wychodzą. Wskutek działań wojennych dom zostaje zrujnowany, a ja po pół roku zostaję oskarżony o to, że ukradłem im aparat fotograficzny. To są realne przypadki.
To patologia. Na każdej innej wojnie skutkiem takiej sceny byłyby przestrzelone kolana, a i to wtedy, gdyby pracownik TCK był w dobrym humorze. Mamy w kraju wojnę, a funkcjonariusz przekonuje obywatela, by wykonał jego polecenie… Przecież stawianie oporu policji jest karane nawet w czasie pokoju. Decyzja o likwidacji prokuratur wojskowych była katastrofą, z której należy się jak najszybciej wycofać, dodając do tego reformę żandarmerii wojskowej.
Takie sytuacje przekształcają nasze wojsko w małą armię radziecką. Wielokrotnie powtarzałem, że mała armia radziecka nie pokona dużej armii radzieckiej. Nie wiem, czy ci generałowie są winni, bo akt sprawy nie czytałem. Ale gdybym miał analizować to, co wiem, powiedziałbym, że w trudnych warunkach dokonali niemożliwego. Armia nie dysponuje fermami żołnierzy, nie ma fabryk broni, sprzętu, amunicji. Dostaje to, co da państwo, z żołnierzami włącznie. Oskarża się generałów, że dopuścili do przerwania frontu. Tymczasem oni właśnie do przerwania frontu nie dopuścili. Przeciwnik nawet nie dotarł do głównej linii obrony. Można się spierać o szczegóły, o stopień przygotowania tej linii, ale fakt pozostaje faktem: Rosjanie weszli maksymalnie na 7 km w głąb Ukrainy. Zgodnie z zasadami strefa zabezpieczenia ma szerokość 7–12 km. Każdy wojskowy powie, że nikt nie będzie się bronić dokładnie na granicy. Sprawa generałów to pokazowa sprawa demotywująca pozostałych. To katastrofa, choćby intencje były szlachetne. Stąd reakcja państw G7, które pytają, czy nasi tu czasem nie oszaleli.
Odciągnięcie znacznej liczby rosyjskich wojsk z ich głównego kierunku natarcia. Do tego kurska strefa operacyjna nie jest naszym terytorium, więc jest mi wszystko jedno, ile bomb na nią spadnie. Ponadto, ukraińskie wojska w obwodzie kurskim nie są obciążone zadaniem obrony własnego terytorium, więc prowadzą działania w formacie obrony manewrowej. Zmuszają przeciwnika do reagowania na każdą zmianę sytuacji. Rosjanie nie zdołali wypchnąć naszych z tego obszaru. To zaś pomogło zawęzić strefę ciężkich bojów na terenie Ukrainy do odcinka o długości 50 km.
Przez półtora miesiąca z dywizji (w zależności od armii może liczyć od 5 do 15 tys. żołnierzy – red.) stracili brygadę (liczy ok. 4 tys. żołnierzy – red.), poległych i rannych. To ogromne straty. Północnokoreańska taktyka jest żywcem wzięta z radzieckich podręczników. Opisują one porządek natarcia, odległości między żołnierzami itd. Ichdziałania wyglądają jak na filmie szkoleniowym, a to pozwala naszym na ich dziesiątkowanie. Sensem udziału Koreańczyków w tej wojnie było nauczenie się prawdziwej walki, ale cena, jaką zapłacili, jest nie do zaakceptowania. Dlatego niedawno zostali wycofani z frontu.
Jeśli na jakiejś granicy, to prędzej polskiej. Białoruś nie podejmuje samodzielnych decyzji. De facto mówimy o korpusie białoruskim armii rosyjskiej. Jego możliwości bojowe są ograniczone, ponieważ Moskwa wyssała z Białorusi istotną ilość broni i sprzętu. Samodzielnie ten białoruski korpus nie jest zdolny do prowadzenia działań bojowych przeciwko Ukrainie.
Ilu migrantów przeniknęło do Polski i ilu z nich to dysponujący doświadczeniem bojowym uśpieni dywersanci, czekający, gdzieś między Brześciem a Berlinem, na sygnał do działania? Rosja w zależności od potrzeb może zwiększać bądź zmniejszać intensywność prowokacji. Na szczęście państwo polskie zrobiło wiele, by im przeciwdziałać. Natomiast dopóki na terytorium Białorusi nie zostaną rozmieszczone rosyjskie wojska, poważniejszych prowokacji bym się nie bał. Pamiętajmy, że białoruscy żołnierze nigdy nie uczestniczyli w żadnych operacjach wojskowych.
Białoruskie doświadczenia skończyły się wraz z wyjściem ZSRR z Afganistanu. Poza tym białoruska mentalność różni się od rosyjskiej. Oni uważają się za obywateli swojego państwa i czują się za nie odpowiedzialni. Trzeba też wziąć pod uwagę geografię. Liczba możliwych korytarzy do wyprowadzenia ataku na Ukrainę jest ograniczona. Bagna i rzadka sieć dróg sprawiają, że łatwo nam zatrzymać kolumny pancerne. Do tego Ukraina zadeklarowała rozmieszczenie na granicy 0,5 mln min przeciwczołgowych. Zgodnie ze sztuką jednej przeciwczołgowej towarzyszą trzy, cztery przeciwpiechotne. Mówimy o co najmniej 2,5 mln min różnego typu.
Sceptycznie odnoszę się do tych rewelacji. Widział pan jakieś oficjalne komunikaty Francji, USA, Wielkiej Brytanii poza artykułami z gazet? Nie? Można odetchnąć.
Kto powiedział, że tam jest broń jądrowa, a nie jej imitacje? Broń trzeba dostarczyć. To nie jest tak, że ktoś mówi: „Panie Michale, załadowałem panu na ciężarówkę głowice nuklearne, niech pan je przewiezie na Białoruś”. Żeby tak się stało, powinno się przeprowadzić ćwiczenia sił jądrowych. Na Białorusi nigdy ich nie było.
Ale one muszą być związane z konkretną lokalizacją. Nie da się ich przeprowadzić na Dalekim Wschodzie, a potem zastosować ten schemat na Białorusi. Chodzi o różnice klimatu czy rzeźby terenu.
Nie chodzi o obwód, tylko o konkretną miejscowość. Trzeba przewieźć głowice z punktu A do punktu B. Armia musi przetestować trasę. Nie słyszałem o ćwiczeniach strategicznych sił jądrowych na terenie Białorusi.
To zależy od tego, jak szybko USA podejmą decyzje (rozmawialiśmy przed konferencją w Monachium i rozpoczęciem pertraktacji w Rijadzie – red.). Można założyć, że Putin postawi warunki, których Trump a priori nie może zaakceptować. Administracja Trumpa może sobie żyć iluzjami, że zaproponuje coś, na co Moskwa przystanie. Ale Putin to stary dziad, który chce przejść do historii jako zbieracz ziem ruskich i ma gdzieś amerykańskie kompromisy. Skoncentrował władzę, jakiej żaden moskiewski władca nie miał od czasów cara Iwana III.
Miał, ale bał się, że go obalą, więc co 10 lat prewencyjnie zabijał kierownictwo partii, bo rozumiał, że inaczej nie zdoła skonsolidować władzy. Putin nie musi tego robić. Ponadto współczesne technologie pozwalają na bezprecedensową skalę kontroli. Stalin musiał tworzyć „dobre Ukrainy” czy „dobre Finlandie”, fasadowe twory udające troskę o tożsamość narodową. Współczesna Rosja uważa narody za zbrodniczy wytwór systemu burżuazyjnego, który ma zostać unicestwiony.
Dziś mówi, że Ukraińcy to zdziwaczali Rosjanie, a jutro powie, że Polacy to Rosjanie skatoliczeni. Dopóki Putin żyje, nie zatrzyma się tylko ze względu na jakieś propozycje pokojowe. Jedyne zasadne pytanie brzmi: „Czy Ukraina zdoła przy wsparciu zachodniej koalicji zapewnić sobie skuteczną obronę?”. Na szczęście świat zrozumiał nasze potrzeby i zbudował efektywne szlaki dostaw. Rosjanie nie zbombardują przecież Hamburga czy Rzeszowa. Przynajmniej dzisiaj, bo nie wiem, co się stanie jutro.
Opowieści o jej końcu to bajki. Reaguję gniewem na idiotyczne zapowiedzi wysłania sił pokojowych liczących 200 tys. żołnierzy. Ilu macie realnie ludzi w Wojsku Polskim? 150 tys.? Wyślecie połowę? To niemożliwe z wojskowego, logistycznego i politycznego punktu widzenia. Przepraszam za emocje, ale o jakich, k…a, 200 tys. w ogóle toczy się dyskusja, gdy w armii brytyjskiej zostało 166 czołgów Challenger. Trzeba by zmobilizować wszystkie europejskie armie, żeby wysłać 200 tys. osób. Taktyka operacji pokojowych zakłada rotację co pół roku. Skoro tak, to w sumie powinno być zaangażowanych 800 tys. żołnierzy. Taka siła nie istnieje! Rosja nie jest gotowa do porzucenia żądania kapitulacji Ukrainy, a Zachód rozumie, że jeśli zgodzi się na kapitulację, to jutro będzie razem z nami siedzieć w okopach pod Przemyślem i strzelać do baranów, którzy nie dali się zbusyfikować do armii ojczystej, więc zostali wcieleni do okupacyjnej. Trzeba się skupić na dalszym wycieńczaniu Rosji. To się udaje, ale jednocześnie Rosja produkuje 140–160 rakiet miesięcznie. Jeśli spojrzeć na grafiki, przeprowadzają ataki rakietowe najwyżej dwa razy na kwartał. Jeśli działania wojenne zostaną teraz przerwane, nagromadzą tysiące pocisków rakietowych. W planowaniu strategicznym jest pojęcie zmasowanego uderzenia ogniowego. W warunkach ukraińskich oznaczałoby to jednoczesne użycie przez nich 400–600 pocisków.
Rosjanie przegapili okazję. Ale jeśli damy im rok, to takie uderzenie może zostać wyprowadzone nie tylko przeciwko Ukrainie. Aby obronić przestrzeń powietrzną, trzeba mieć przeszkolony personel. Polska go nie ma, bo to przychodzi z doświadczeniem walki. Pierwszy atak rakietowy będzie straszny. Nas już trudno przestraszyć, ale dla was czy Bałtów to byłaby katastrofa. Dlatego nie wolno Rosjanom dać oddechu. Nie ma co liczyć, że siądzie im gospodarka. Jestem z ostatniego pokolenia wojskowych pamiętających Afganistan. Problemy w radzieckiej gospodarce zaczęły się w 1984 r. czy 1985 r. Walczyli jeszcze przez kilka lat. Kremla nie obchodzi, co się dzieje w gospodarce. Jest zadanie: iść naprzód, więc je realizuje. ©Ⓟ