Amerykański prezydent ma w ręku narzędzia, które mogą zatrząść rosyjską gospodarką. Gra sankcjami ma zmusić Rosję do rozmów

Nawiązanie kontaktów między prezydentami USA i Rosji wydaje się kwestią czasu. Od 2022 r. rosyjski przywódca nie rozmawiał bezpośrednio z Joem Bidenem. Rosjanie wysyłają republikaninowi przyjazne komunikaty, mimo że już jako prezydent zapowiedział nałożenie dalszych sankcji, jeśli Moskwa nie zakończy wojny. – Jeżeli spadnie cena ropy, to skończy się wojna ukraińsko-rosyjska. Przy takich cenach ta wojna będzie trwała. Trzeba to było zrobić dawno temu – mówił Donald Trump w wystąpieniu nagranym w czasie Światowego Forum Ekonomicznego w Davos.

Donald Trump ma pokaźny arsenał sankcyjny

Z apelem o obniżenie cen zwrócił się bezpośrednio do Arabii Saudyjskiej, drugiego największego producenta ropy naftowej na świecie. Trump z Rijadem za swojej pierwszej kadencji utrzymywał dobre relacje. Był to pierwszy kraj, do którego się udał i gdzie podpisał astronomiczne kontrakty zbrojeniowe, warte ponad 100 mld dol. Przed wyborami środka kadencji w USA w 2022 r. za prezent dla republikanów uznawano decyzję Rijadu, by ograniczyć wydobycie ropy w ramach kartelu OPEC i doprowadzić w Ameryce do wzrostu cen paliw. Teraz – już z Gabinetu Owalnego – Trump nie wykluczał, że królestwo będzie celem jego pierwszej zagranicznej podróży w drugiej kadencji.

Do swojej dyspozycji Trump ma pokaźny arsenał sankcyjny. Biden nie sięgnął po wszystkie możliwości. Polegają one głównie na dalszych ograniczeniach wobec sektora energetycznego, czyli na sankcjach nakładanych na kolejne rosyjskie firmy naftowe i gazowe, co miałoby na celu zmniejszenie dochodów Rosji z eksportu surowców i osłabienie budżetu tego kraju. Pod koniec kadencji Bidena sankcjami objęto dwie znaczące rosyjskie firmy naftowe – Gazprom Nieft oraz Surgutnieftiegaz. Jednak największy producent surowca, państwowa spółka Rosnieft, nie został nimi dotknięty. W znacznej mierze poza reżimem sankcyjnym funkcjonuje też rosyjska „flota cieni”. Amerykańskimi obostrzeniami uderzono w nieco poniżej 200 jednostek, a think tank Atlantic Council szacuje, że jest ich około tysiąca.

Dalsze ograniczenia dla rosyjskich banków

Do tego dochodzi możliwość dalszych ograniczeń nakładanych na rosyjskie banki i instytucje finansowe, co dodatkowo utrudniłoby Kremlowi dostęp do międzynarodowych rynków. Chodzi tu o całkowite lub prawie całkowite wykluczenie Rosji z systemu SWIFT i alternatywnych systemów albo dobicie tu do „poziomu irańskiego”. Kluczowe może się też okazać zaostrzenie sankcji wtórnych, na podmioty z krajów trzecich, które prowadzą interesy z Rosją. W świecie Trumpa niekoniecznie musi chodzić tu o Kazachstan czy Kirgistan, ale o kraje europejskie importujące gaz z Rosji. Tradycyjnie najbardziej muszą się obawiać Niemcy, swego czasu wręcz obowiązkowym punktem wieców Trumpa była narzekanie na Berlin i jego handel z Rosją.

Nie wiadomo, czy zaciśnięcie reżimu sankcyjnego doprowadzi do poważnego osłabienia bądź upadku rosyjskiej gospodarki lub zmiękczenia pozycji Putina. Z książki Boba Woodwarda „Wojna” wynika, że urzędnicy Bidena byli zaskoczeni, że wprowadzone przez Zachód sankcje nie wpłynęły na położenie gospodarki rosyjskiej tak, jak się spodziewano. Eksperci od sankcji podkreślają przy tym, że nie były one „dociśnięte w obszarze płatności”. Twierdzi tak np. Eddie Fishman z Atlantic Council. Podobnie uważa Kurt Volker z waszyngtońskiego think tanku CEPA, były ambasador USA przy NATO. – Rosja tak naprawdę nie odczuła ze strony USA sankcyjnie tak dużej presji, jak mogłaby – tłumaczył w BBC. Sam Trump miał natomiast przed wojną cięższą niż demokraci rękę do sankcji wobec Rosji. Podpisanie przez niego Protecting Europe's Energy Security Act (PESA) w grudniu 2019 r. spowodowało, że szwajcarski statek do układania rur, „Pioneering Spirit” należący do firmy All Seas, wycofał się z projektu Nord Stream 2.

– Znam ludzi, którzy odpowiadają za sankcje w Departamencie Stanu czy Departamencie Skarbu. To doskonali profesjonaliści, ale jest ich za mało, gdy zliczy się wszystkich, to jest tak właściwie kilkadziesiąt osób. Potrzeba więcej, by skutecznie egzekwować sankcje, szczególnie jeśli w grę wchodzi tak wielkie państwo jak Rosja – tłumaczy DGP Benjamin L. Schmitt, analityk CEPA. W dobie zapowiadanych przez republikanów redukcji urzędniczych etatów zasilenie amerykańskiego aparatu sankcyjnego nowymi profesjonalistami jest jednak mało prawdopodobne. A to może utrudnić – jak to nazywa Schmitt – „sankcyjną grę w kotka i myszkę z Rosjanami”, którzy się dostosowują, tworzą kreatywne systemy płatności, szukają nowych partnerów handlowych.

Co z pomocą wojskową od USA

Równolegle do sankcji w kontekście Ukrainy kluczowe będzie utrzymanie pomocy wojskowej ze strony USA. Jednym z pierwszych podpisanych przez Trumpa rozporządzeń wykonawczych było zawieszenie na 90 dni amerykańskich programów pomocy zagranicznej. Wymierzone jest to w agencję USAID współpracującą z Departamentem Stanu. Główna pomoc wojskowa dla Ukrainy płynie natomiast w ramach innych programów – Presidential Drawdown (PDA), Ukraine Security Assistance Initiative (USAI) oraz Foreign Military Financing (FMF). Tylko w ramach tego pierwszego funduszu Trump ma do rozdysponowania już przegłosowane przez Kongres na frontowy wysiłek Ukrainy 4 mld dol.

W krótkim terminie pomoc wojskowa wydaje się więc niezagrożona. Problematyczny jest długi termin, bo w kontrolowanym przez republikanów Kongresie nie ma obecnie żadnej poważnej dyskusji na temat wyasygnowania nowych środków. W ramach kroku w kierunku oczekiwań republikanów sekretarz generalny NATO zaproponował w Davos, że Europa może zapłacić za amerykańską broń dla Ukrainy. W Kwaterze Głównej NATO panują obawy przed współpracą z Trumpem. Dominuje przekonanie, że wysłanie wojsk europejskich do Ukrainy jest nieuchronne. W otoczeniu Trumpa na osobę koordynującą proces sankcje–negocjacje–dozbrajanie wyrasta specjalny wysłannik ds. Ukrainy i Rosji Keith Kellogg. Z informacji DGP wynika, że w lutym spotka się z nim szef polskiego MSZ Radosław Sikorski. ©℗