Ministrowie spraw zagranicznych Niemiec i Francji – Annalena Baerbock i Jean-Noël Barrot – to najwyżsi rangą politycy Unii Europejskiej, którzy odwiedzili Damaszek po upadku reżimu Baszara al-Asada. W pałacu prezydenckim gościł ich w ubiegłym tygodniu nowy przywódca Syrii Ahmad asz-Szar (wcześniej znany pod pseudonimem Abu Muhammad al-Dżaulani). Spotkanie odbiło się szerokim echem nie tyle ze względu na rozmowy o przyszłości politycznej kraju, ile na zachowanie asz-Szara, który nie podał Baerbock ręki na przywitanie – zamiast tego położył ją na piersi i się ukłonił.
W europejskich mediach zawrzało. Incydent porównano z tzw. aferą Sofagate, do której doszło cztery lata temu podczas wizyty przewodniczącej Komisji Europejskiej Ursuli von der Leyen i ówczesnego szefa Rady Europejskiej Charles'a Michela w Turcji. W sali, w której zorganizowano spotkanie z prezydentem Recepem Tayyipem Erdoğanem, ustawiono tylko dwa krzesła: jedno dla Michela, drugie dla Erdoğana. Polityczce przypadło miejsce na oddalonej od mężczyzn kanapie. Von der Leyen przyznała później, że poczuła się zraniona. Niemiecki „Bild” określił zajście w Syrii „skandalem dyplomatycznym”. „Politico” przekonywało zaś, że „uścisk dłoni – lub jego brak – wiele mówi o tym, czy danego przywódcę faktycznie można nazwać umiarkowanym i pragmatycznym”. Choć asz-Szar pracował ostatnio nad zmiękczeniem swojego wizerunku – zamienił rebeliancki mundur na garnitur, udzielał wywiadów zachodnim mediom – wielu komentatorów uznało, że afront wobec Baerbock świadczy o tym, iż nie zerwał ze swoją islamistyczną przeszłością. Inaczej na sprawę patrzy szefowa niemieckiej dyplomacji. – Jadąc tu, wiedziałam, że nie będziemy ściskać sobie dłoni – powiedziała dziennikarzom. Christian Wagner, rzecznik kierowanego przez nią resortu, dodał później: „Nie można przecież rozmawiać tylko z tymi, którzy podzielają nasze wartości i światopogląd”. Podobnie sprawę podsumował Barrot. – Czy wolałbym, aby Ahmad asz-Szar uścisnął dłoń mojej niemieckiej koleżance? Owszem. Ale czy to był cel naszej podróży? Nie – komentował w wywiadzie dla RTL. Przekonywał, że kluczowe były rozmowy na temat dalszych losów członków Państwa Islamskiego czy broni chemicznej w Syrii.
Problemów, które mogą mieć bezpośredni wpływ na Stary Kontynent, jest zresztą więcej. Europejczycy obawiają się, że gdyby w targanym konfliktami kraju znowu doszło do rozlewu krwi, mogłoby to oznaczać wybuch kolejnego kryzysu migracyjnego i wzrost zagrożeń terrorystycznych.
Znieść sankcje
Dlatego zachodni politycy starają się nie demonizować rebeliantów, którzy obalili Asada – w myśl forsowanej przez think tank International Crisis Group zasady, że „izolacja nowych władz nie doprowadzi do ich umiarkowania”. Część stolic stawia na metodę kija i marchewki. Berlin chce np., aby UE złagodziła sankcje nałożone na Syrię po wybuchu wojny domowej w 2011 r. Jak donosi „Financial Times”, jeszcze przed świętami Bożego Narodzenia niemieccy urzędnicy rozesłali do pozostałych państw członkowskich dwa dokumenty dotyczące zniesienia ograniczeń w sektorach bankowym i energetycznym – w zamian Damaszek musiałby wprowadzić reformy związane m.in. z ochroną mniejszości i praw kobiet.
Stany Zjednoczone już w poniedziałek poluzowały niektóre restrykcje, aby umożliwić dopływ pomocy humanitarnej. Na razie Departament Skarbu USA wydał ogólną licencję na sześć miesięcy, która zezwala na zawieranie określonych transakcji z rządem syryjskim, w tym na sprzedaż energii. „Posunięcie to ma pomóc w zagwarantowaniu, że sankcje nie będą utrudniać dostępu do podstawowych usług takich jak prąd czy woda” – przekazały władze federalne. To o tyle ważne, że wiele banków i innych instytucji finansowych unikało dotąd współpracy z agencjami pomocowymi w obawie przed naruszeniem amerykańskich lub unijnych sankcji. Tymczasem sytuacja mieszkańców Syrii jest wyjątkowo trudna. – To jeden z największych kryzysów humanitarnych na świecie. Ponad 17 mln ludzi, czyli 70 proc. populacji, potrzebuje pomocy – mówił niedawno Tom Fletcher, podsekretarz generalny ONZ ds. koordynacji pomocy humanitarnej. Wystarczy wspomnieć, że w wyniku wieloletniego konfliktu co najmniej 7 mln Syryjczyków zostało przesiedlonych wewnątrz kraju, bezrobocie jest wysokie, a połowa dzieci w wieku szkolnym – ok. 3,7 mln – nie ma dostępu do edukacji. Z szacunków ONZ wynika też, że prawie 13 mln osób potrzebuje pomocy żywnościowej. Administracja Joego Bidena, którego za tydzień zastąpi w Białym Domu Donald Trump, była skłonna nie tylko poluzować obostrzenia dotyczące kwestii humanitarnych, lecz także pójść na pewne ustępstwa wobec rebeliantów. W grudniu amerykańskie władze zrezygnowały z obietnicy nagrody – 10 mln dol. – za schwytanie asz-Szara, w przeszłości związanego z Al-Kaidą i uznawanego za terrorystę.
Nie wiadomo, czy Europejczykom uda się przyjąć podobne rozwiązania. UE ma wypracować porozumienie w sprawie zniesienia niektórych sankcji do czasu rozpoczęcia posiedzenia ministrów spraw zagranicznych w Brukseli 27 stycznia. Część państw woli jednak poczekać z jakimikolwiek decyzjami, aż rebelianci z organizacji Hajat Tahrir asz-Szam (HTS) udowodnią, że ich słowa przekładają się na czyny. Choć w trakcie trwającej dwa tygodnie ofensywy przeciwko reżimowi al-Asada nie dopuścili się nadużyć wobec ludności cywilnej, a dziś zapewniają o swojej tolerancji wobec wyznawców innych religii, to w poprzednich latach wielokrotnie pojawiały się doniesienia o prześladowaniach opozycji w kontrolowanej przez HTS prowincji Idlib i dyktatorskich zapędach grupy. – Nie możemy być naiwni – podkreślał w tym tygodniu prezydent Francji Emmanuel Macron. Zwłaszcza że tymczasowy rząd w Damaszku wywołał już kontrowersje, wprowadziwszy zmiany w programie nauczania. Większość z nich polega na usunięciu odniesień do obalonego prezydenta Baszara al-Asada i jego zmarłego ojca Hafeza, ale przy okazji wyrzucono też m.in. tekst syryjskiej ustawy o obywatelstwie i sekcję dotyczącą ewolucji mózgów kręgowców. Zdaniem krytyków to znak, że nowe władze starają się narzucić mieszkańcom swój światopogląd religijny.
Lekcja afgańska
„Zniesienie sankcji wobec islamskich terrorystów nie jest atrakcyjną perspektywą. Nie ma jednak lepszego sposobu, aby zapewnić, że zachodni przywódcy będą mogli współpracować z nowymi władzami Syrii i mieć wpływ na transformację kraju” – przekonuje Agathe Demarais z European Council on Foreign Relations. I podkreśla, że sankcje najlepiej działają wtedy, kiedy istnieje możliwość ich złagodzenia po osiągnięciu wyznaczonego celu. A te nałożone na Syrię po 2011 r. miały przede wszystkim ograniczyć zdolności al-Asada do zabijania przeciwników i wymusić zmianę polityczną w kraju.
Eksperci uważają, że zachodnie rządy powinny wyciągnąć wnioski z lekcji, którą był powrót talibów do władzy w Afganistanie w 2021 r. Nałożone wówczas sankcje nie wpłynęły znacząco na politykę nowego reżimu, za to doprowadziły do nasilenia w kraju klęski głodu (według ONZ w pierwszym roku rządów talibów ponad 95 proc. Afgańczyków było niedożywionych). Większość polityków nie chciała negocjować z afgańskimi radykałami – zamiast tego czekała na rozwój sytuacji. Jak ocenia International Crisis Group, niechęć do współpracy z talibami przyczyniła się do zmarginalizowania pragmatycznego skrzydła ugrupowania i wzmocnienia twardogłowych przywódców w pierwszych miesiącach formowania się nowych władz. I ostrzega: jeśli Zachód będzie się ociągał, może zaprzepaścić szansę na przekonanie byłych rebeliantów do obrania właściwej drogi.
Jak dotąd najsprawniej – i najodważniej – działają Ukraińcy, którzy przygotowują się do wznowienia stosunków dyplomatycznych z Syrią (zerwali je w 2022 r., gdy Asad uznał niepodległość samozwańczych republik ludowych w Doniecku i Ługańsku). – W tym roku do grona naszych wiarygodnych partnerów będą mogły dołączyć kolejne państwa, zwłaszcza Syria – ogłosił prezydent Wołodymyr Zełenski w noworocznym wystąpieniu. Ukraińcy mają nadzieję, że islamiści, którzy wyeliminowali jednego z kluczowych sojuszników Kremla, pozbawią go również baz wojskowych na syryjskim wybrzeżu. – Partnerstwo Kijowa z nowymi władzami Syrii może wpłynąć na ich sposób głosowania na forum ONZ w sprawach dotyczących Ukrainy. Choć prawdopodobnie będzie mieć też bardziej praktyczne konsekwencje takie jak rozwój współpracy w zakresie obronności czy gospodarki – tłumaczyła nam niedawno Jewhenija Haber z Atlantic Council. Bojownicy z HTS otrzymali od Kijowa wsparcie już na etapie przygotowań do ofensywy. „Washington Post” pisał, że ukraiński wywiad zapewnił przeciwnikom reżimu Asada 150 dronów i 20 operatorów. Teraz do Syryjczyków płyną ukraińskie statki z pomocą humanitarną, w tym z pszenicą, którą jeszcze do niedawna dostarczała im Rosja. Ukraińcy liczą na to, że takie działania oprócz osłabienia Rosji wzmocnią także ich pozycję na arenie międzynarodowej. Jewhenija Haber podkreśla, że wspierając wysiłki na rzecz stabilizacji regionu, Ukraina będzie postrzegana przez Europejczyków i Amerykanów jako wartościowy partner. – To ważne szczególnie w kontekście nadchodzącej prezydentury Donalda Trumpa, który oczekuje od swoich sojuszników konkretnych działań na rzecz bezpieczeństwa i współpracy transatlantyckiej – wskazywała Haber.
Eksperci sugerują, że państwa unijne powinny się wykazać podobną odwagą, zamiast skupiać się na tym, kto komu nie uścisnął dłoni. – Europejczycy nie powinni się obawiać bezpośredniego zaangażowania w rozmowy z rebeliantami. Dzięki temu będą w stanie zachęcić ich do dalszej umiarkowanej postawy i zabezpieczyć europejskie interesy takie jak powrót syryjskich uchodźców do domu – przekonywał niedawno w rozmowie z DGP Julien Barnes-Dacey z European Council on Foreign Relations. ©Ⓟ