Władze w Mińsku wykorzystały w kampanii wyborczej wspomnienia Wołodymyra Zełenskiego o jego rozmowie z Alaksandrem Łukaszenką, przeprowadzonej w pierwsze dni rosyjskiej inwazji na Ukrainę. Trzygodzinną rozmowę ukraińskiego prezydenta z amerykańskim podcasterem Lexem Fridmanem opublikowano w niedzielę. – Rozmawiałem z Łukaszenką przez telefon. I on przepraszał, i mówił: „To nie ja, [choć] to z mojego terytorium wystrzeliwują rakiety i wystrzeliwuje je Putin, wybacz mi. Ja nie mam kontroli, to Putin, ja mu mówiłem: «Nie trzeba»” – wspominał Zełenski. Zdaniem ukraińskiego prezydenta Łukaszenka miał zaproponować, by Ukraińcy zbombardowali w odwecie rafinerię w Mozyrzu.
Białoruś udostępniła wówczas swoje terytorium Rosjanom. Ci tygodniami prowadzili tam ćwiczenia, a potem zaatakowali Ukrainę od północy, posyłając czołgi w stronę Kijowa. Z białoruskich pozycji Rosjanie przez pierwsze miesiące inwazji ostrzeliwali Ukrainę rakietami. Przez Białoruś wycofywano rannych, dokonywano rotacji żołnierzy i dostarczano zaopatrzenie. Mińsk oferował Moskwie wsparcie dyplomatyczne, głosując na forum ONZ zgodnie z linią Kremla. Jednocześnie Łukaszenka zaoferował swój kraj jako miejsce rozmów o rozejmie. Wkrótce negocjacje przeniesiono do Turcji, odkąd ich uczestnicy, w tym rosyjski oligarcha Roman Abramowicz, zaczęli uskarżać się na objawy sugerujące podtrucie.
Na słowa Ukraińca jako pierwsza zareagowała Natalla Ejsmant, rzeczniczka Łukaszenki. – Prezydent nie skierował żadnych przeprosin pod adresem Zełenskiego z tej prostej przyczyny, że nie mamy za co przepraszać – powiedziała i dodała, że rozmowa „odbyła się wyłącznie dzięki emocjonalnej reakcji Mikałaja, najmłodszego syna białoruskiego prezydenta, który ma w telefonie prywatny numer Zełenskiego”. Zdaniem Ejsmant to wtedy Łukaszenka miał wezwać do negocjacji z Rosją. We wtorek do sprawy odniósł się sam przywódca, wypowiadając się przy okazji udziału w nabożeństwie bożonarodzeniowym w Łohojsku. – Dlaczego Wołodia Zełenski tak się zachowuje? Przecież byliśmy w normalnych stosunkach. I moja mała rodzina też. Czemu szczeka, czego mu brakuje? Dają mu polecenie: trzeba zrobić wszystko, żeby wciągnąć kraj w wojnę – powiedział.
Kandydat komunistów chce kontynuacji represji
Słowa Zełenskiego zostały wpisane w kontekst kampanii
26 stycznia odbędą się wybory, których zwycięzcą już po raz siódmy zostanie ogłoszony Łukaszenka. Tematem narzuconym przez władze jest bezpieczeństwo, któremu mają zagrażać Zachód na czele z Polską, Ukraina i emigranci polityczni. Z tego klucza dobrano kontrkandydatów, których białoruscy politolodzy nazywają sparingpartnerami. Żaden nie krytykuje przywódcy, a komunista Siarhiej Syrankou idzie pod hasłem „Nie zamiast Łukaszenki, lecz razem z prezydentem”. Większość zgłasza jeszcze ostrzejsze hasła niż on, w rodzaju zaostrzenia represji, które i tak są największe w historii niepodległej Białorusi. Znane są nazwiska 1258 więźniów politycznych. Syrankou wezwał, by ich nie uwalniać, bo potem „wyjeżdżają za granicę i dołączają do organizacji ekstremistycznych”.
Ślady kontestacji dotychczasowej polityki pojawiają się w narracji Hanny Kanapackiej, która odgrywa rolę „konstruktywnej opozycjonistki”. Kanapacka pisze o „niezdolności do radzenia sobie z bieżącymi wyzwaniami” i proponuje „stworzenie warunków do powrotu osobom, które opuściły kraj z przyczyn ekonomicznych, politycznych i in.”. Sam Łukaszenka latem 2024 r. zaczął partiami uwalniać więźniów (choć liczba nowych przewyższa liczbę wypuszczanych). Wczoraj reżim opublikował zdjęcie niedoszłego kandydata w wyborach 2020 r. Wiktara Babaryki, który od niemal dwóch lat był więziony w warunkach pełnej izolacji. – Być może trwają przygotowania, by w najbliższych latach w końcu nie było w kraju więźniów politycznych. Pojawiła się praktyka obniżania napięcia – powiedział „Zierkale” Iwan Kraucou, były współpracownik Babaryki. Politolog Pawieł Usau dodał, że władzom chodzi o to, by przy zachowaniu dotychczasowego poziomu strachu ograniczyć skłonność do emigracji. ©℗