Gdy zamykaliśmy ten numer gazety, Rosjanie nie przeprowadzili ponownego ataku na Ukrainę eksperymentalnym pociskiem Oriesznik. Ten jednak wisiał w powietrzu, Amerykanie ostrzegali, że może do niego dojść jeszcze w pierwszej połowie grudnia, taki scenariusz uznawali za mocno prawdopodobny. W ten sposób Kreml mógłby odpowiedzieć na środowy ukraiński ostrzał lotniska w Taganrogu nad Morzem Azowskim, ok. 60 km na zachód od Rostowa nad Donem i mniej więcej 150 km od linii frontu. Zgodnie z nieoficjalnymi rosyjskimi informacjami był to atak łączony, przy użyciu pocisków ATACMS oraz nowych ukraińskich dronów rakietowych Piekło o zasięgu sięgającym nawet 700 km. – Atak zachodnimi pociskami dalekiego zasięgu nie pozostanie bez odpowiedzi – zapowiedziało w komunikacie rosyjskie ministerstwo obrony.
Pocisk Oriesznik został już użyty
Jeśli Władimir Putin sięgnie po oriesznik, będzie to drugi taki przypadek w trakcie wojny. Po raz pierwszy Rosjanie ostrzelali nim Ukrainę 21 listopada (uderzył w zakłady zbrojeniowe w Dnieprze), co miało stanowić reakcję na pierwsze ataki w głębi Rosji zachodnimi pociskami dalekiego zasięgu, na które Joe Biden zgodził się dopiero po przegranych przez demokratów wyborach prezydenckich w USA. Oriesznik to rakieta eksperymentalna, której konstrukcja jest oparta na międzykontynentalnym pocisku balistycznym RS-26 Rubież. Taki rodzaj broni był zakazany na mocy traktatu o całkowitej likwidacji pocisków rakietowych pośredniego zasięgu z 1987 r., ale Waszyngton i Moskwa porzuciły tę umowę w 2019 r.
Waszyngton spodziewa się, że Oriesznik zostanie ponownie użyty, ale w żadnej mierze nie uznaje go za broń zmieniającą obraz wojny czy sytuację na froncie. – Ukraina przetrwała niezliczone ataki ze strony Rosji, w tym przy użyciu pocisków o znacznie większych głowicach niż ten typ broni – mówi DGP źródło w Departamencie Stanu. Do tego – jak słyszymy – Amerykanie szacują, że Rosja ma ograniczone możliwości i w swoich magazynach ma zaledwie kilka orieszników. W ocenie administracji Bidena broń pełni natomiast ważną funkcję propagandową dla Kremla, zaś decydując się na jej użycie, Putin za główny cel stawia sobie zastraszenie Ukrainy i jej sojuszników oraz przyciągnięcie uwagi w przestrzeni informacyjnej. Takie uspokajające komunikaty mają płynąć z USA do europejskich stolic, w tym na wschodniej flance NATO.
Pomoc Ukrainie
Idzie to w parze z kolejnym, już 72., pakietem wojskowego wsparcia ogłoszonym przez Stany Zjednoczone, tym razem o wartości ok. 500 mln dol. Znajdą się w nim, jak to ujawnił w czwartek rzecznik Rady Bezpieczeństwa Narodowego John Kirby, m.in. systemy artylerii wysokiej mobilności (HIMARS), amunicja, drony oraz pojazdy opancerzone, co można odczytać jako doraźną pomoc w rozpoczynającej się bitwie o Pokrowsk w obwodzie donieckim, do którego zbliżają się Rosjanie. To z pewnością nie koniec działań ustępującej demokratycznej administracji Bidena. Zgodnie z różnymi szacunkami prezydent USA ma wciąż dostęp od 5 do 7 mld dol. w ramach Presidential Drawdown Authority, który to mechanizm prawny pozwala na szybkie dostarczanie broni z amerykańskich magazynów na linii frontu bez potrzeby zatwierdzenia przez Kongres. O ile nie dojdzie do załamania frontu przez ostatni miesiąc pomoc dla Ukrainy z USA ma skupiać się głównie na wzmocnieniu obrony przeciwlotniczej. Demokraci są zdeterminowani, by wykorzystać każdy sposób na wojskowe transfery na Ukrainę przed rozpoczynającą się 20 stycznia prezydenturą nieprzewidywalnego Donalda Trumpa.
– Zupełnie nie zgadzam się z ostrzałem rakietowym sięgającym setek mil w głębi Rosji. Dlaczego to robimy? Tylko eskalujemy wojnę, przyczyniamy się do tego, że jest gorzej – stwierdził republikanin w rozmowie z magazynem „Time”, który wyborczego zwycięzcę z USA nazwał „Człowiekiem Roku 2024”. Równocześnie zapewniał jednak, że „nie porzuci” Ukrainy, powtarzając kolejny raz, że chce doprowadzić do porozumienia. Jak poinformował „The Wall Street Journal”, odwiedzając na początku grudnia Paryż, republikanin przekazał Emmanuelowi Macronowi oraz Wołodymyrowi Zełenskiemu, że nie popiera członkostwa Ukrainy w Sojuszu Północnoatlantyckim. Główny komunikat dla Europejczyków ze strony prezydenta elekta był następujący: Europa musi wziąć na siebie jeszcze więcej ciężaru wspierania Kijowa oraz zapewnić wojska do nadzorowania zawieszenia broni, czyli po ewentualnym porozumieniu wysłać swoje oddziały nad Dniepr, bez Amerykanów. Tematem rozmów nad Sekwaną miała być też presja na Chiny, by te wpłynęły na Rosję. Kartą przetargową w tym procesie mają być zapowiadane przez Trumpa nowe cła na towary z Chińskiej Republiki Ludowej. ©℗