Zdaniem ekspertów Unia Europejska już od dawna nie jest w stanie konkurować na polu gospodarczym ze Stanami Zjednoczonymi. Przed wybuchem wojny w Ukrainie nie radziła sobie w konkurencji zarówno z USA, jak i z Chinami, które pretendują do roli globalnego hegemona. Tymczasem wojna to dodatkowo utrudnia, bo odcina Stary Kontynent od tanich surowców z niskimi kosztami logistyki, a właśnie to dawało europejskiej gospodarce konkurencyjność.
Premier Donald Tusk skrytykował w zeszłym tygodniu kierunki europejskiej polityki gospodarczej, stwierdzając m.in., że „niektóre założenia dotyczące emisji CO2 rozbrajają europejską gospodarkę”. Dodał: „Musimy budować taki system, który daje nam szansę na konkurencję, choćby ze Stanami Zjednoczonymi”.
Kamil Sobolewski, główny ekonomista Pracodawców RP: – Europa dotychczas próbowała być pośrodku USA i Chin, ale w końcu będzie musiała wybrać jednego z partnerów, a to oznacza, że spadną nasze obroty handlowe z drugim z państw. Oba te państwa są też lepiej od nas przygotowane do czasów protekcjonizmu gospodarczego.
Sobolewski dodaje, że w tej sytuacji Europa nie ma innego wyjścia, niż zrewidować swoją politykę klimatyczną. – Do tej pory jedynie obniżaliśmy emisje u siebie, podczas gdy gdzie indziej one rosły. Godziliśmy się na to, że europejskie firmy wyglądały lepiej pod względem emisyjności, choć nie zmniejszyliśmy zużycia stali, aluminium czy szkła, które po prostu importujemy, a wcześniej produkowaliśmy to sami. Powinniśmy zrezygnować z takiej polityki, bo nie daje ona nic klimatowi, a jednocześnie rujnuje naszą konkurencyjność – ocenia ekspert.
W ciągu ostatnich dziesięciu lat Stany Zjednoczone zdominowały globalny rynek producentów ropy. Sobolewski przyznaje, że Trump obsadza wiele departamentów ludźmi, którzy myślą zupełnie inaczej, niż zwykło się myśleć do tej pory w kolejnych administracjach amerykańskich. – Z drugiej strony klasa polityczna największej potęgi gospodarczej świata nie mogła myśleć błędnie we wszystkich sprawach. Nie da się jednak szybko zmienić miksu energetycznego, bo powoli toczą się procesy inwestycyjne. Wcale nie jest powiedziane, że Trump jednocześnie nie będzie wspierać energetyki niskoemisyjnej – mówi nasz rozmówca. Jednocześnie dodaje, że w wyniku wojny Rosja trwale została wymazana z katalogu państw, w relacji z którymi Europa może budować swoją gospodarkę, w związku z tym skok w technologie niskoemisyjne jest jej potrzebny. Gorącym zwolennikiem źródeł odnawialnych jest u Trumpa Elon Musk, który przekonuje, że warto w nie inwestować nie ze względu na klimat, tylko na biznesową opłacalność. – Dlatego nie uważam, że rządy Trumpa będą czasem jednoznacznego zwrotu ku paliwom kopalnym – twierdzi Sobolewski.
Eksperci zauważają, że o ile dotychczas to energetyka była głównym polem napięć pomiędzy mocarstwami, to coraz większą rolę w rywalizacji odgrywać będzie motoryzacja – gałąź przemysłu odpowiadająca w Europie za ok. 10 proc. produkcji przemysłowej, 2 proc. PKB, 1 proc. zatrudnienia i 4 proc. transportu. Do rewizji Zielonego Ładu w tym zakresie wzywali nie tak dawno ministrowie przemysłu Włoch i Niemiec. Niepokój budzi przede wszystkim perspektywa zakazu sprzedaży nowych samochodów z silnikami spalinowymi po 2035 r., perspektywa wzrostu kosztów i uzależnienia się od chińskich surowców krytycznych, a także trudności z elektryfikacją transportu zawodowego. Niemcy dodatkowo coraz chętniej spoglądają w stronę wodoru, tutaj jednak potrzeba więcej czasu na rozwój technologii w takim stopniu, by jego szersze wejście na rynek mogło być konkurencyjne. Wszystkie te dyskusje trwają w sytuacji, gdy rynek dla europejskich producentów aut może się skurczyć jeszcze bardziej, na co wskazują zapowiedzi Donalda Trumpa co do wprowadzenia taryf na wszystko, co nie jest amerykańskie. ©℗