Donald Trump po czterech latach przerwy powróci do Białego Domu. To nie była, wbrew przewidywaniom długa noc wyborcza. Republikanin szybko wysunął się na prowadzenie, niemal w całym kraju poprawiał swoje wyniki z 2020 r. Ostatecznie triumfował we wszystkich siedmiu stanach uznawanych za kluczowe: Arizonie, Georgii, Nevadzie, Karolinie Północnej, Michigan, Pensylwanii oraz Wisconsin. W Waszyngtonie można było pójść spać przed północą, wiedząc, kto zostanie przywódcą USA. To była „czerwona fala”. Gdy zamykaliśmy to wydanie DGP, Trump miał przewagę ok. 5 mln głosów w skali kraju. Był na drodze do zwycięstwa w głosowaniu powszechnym jako pierwszy republikanin od 20 lat.
Główny rozgrywający
– Wielu ludzi mówiło mi, że Bóg ocalił moje życie, bo miał ku temu powód. A tym powodem jest uratowanie naszego kraju oraz przywrócenie Ameryce wielkości – stwierdził Trump w swojej zwycięskiej mowie w Mar-a-Lago, nawiązując do nieudanego zamachu na jego życie na wiecu w Butler w Pensylwanii. Przemawiał otoczony rodziną, doradcami, czołowymi politykami republikańskimi i dziennikarzami z całego świata. 20 stycznia opuści swoją florydzką rezydencję, nazywaną „Białym Domem na uchodźstwie”, i ponownie przyjedzie do Waszyngtonu. Stolicę opuszczał cztery lata temu w niesławie, dwa tygodnie po szturmie jego zwolenników na Kapitol. Choć Joemu Bidenowi zostawił w Gabinecie Owalnym tradycyjny kurtuazyjny list, to się z nim nie spotkał i nie uczestniczył w jego zaprzysiężeniu. Po porażce rozważał założenie nowej partii, powtarzał „wielkie kłamstwo”, czyli pozbawione dowodów zarzuty o sfałszowanie wyborów.
W żadnym momencie nie przestał być jednak głównym rozgrywającym po prawej stronie sceny politycznej. Choć wyniki wyborów parlamentarnych z 2022 r. były dla republikanów rozczarowujące, to kolejne sądowe postępowania, stawiane mu zarzuty (łącznie blisko setka), a także uznanie go za winnego w nowojorskiej sprawie fałszowania dokumentacji sądowej nie spowodowały odejścia od niego wiernego elektoratu, czyli głównie białych na prowincji. „Głosuję na skazanego”, to hasło na czapkach i koszulkach było jednym z popularniejszych wśród jego zwolenników. Jako prezydent Trump będzie korzystał z immunitetu chroniącego go przed postępowaniami cywilnymi i karnymi za działania podjęte w ramach pełnienia funkcji. Od interpretacji sędziów będzie zależeć, czy i w jakim zakresie obejmuje on federalne postępowanie dotyczące m.in. próby odwrócenia wyników wyborów w 2020 r. oraz stanowe w Georgii. Nieoficjalnie republikanin mówił w kampanii swojemu otoczeniu, że jest świadomy, że albo wygra wybory prezydenckie, albo skończy w więzieniu.
Harris nie wyszła
Wygrał. Znów wymknął się sondażom. Te nie zapowiadały tak pewnej i szerokiej wygranej Trumpa, mimo że ośrodki sondażowe zmieniały metodologię, by skutecznie wychwytywać jego wyborców w kluczowych stanach. Większość nie spodziewała się jednak takich przyrostów poparcia dla byłego prezydenta w stosunku do 2020 r. To trend, który objął również stany uznawane za mocno demokratyczne. Spójrzmy na stan Nowy Jork. Cztery lata temu Biden zwyciężył tu różnicą 23 pkt proc. W tym roku różnica między kandydatami wyniosła zaledwie 11 pkt. O połowę, do 5 pkt proc., zmniejszyła się przewaga demokratów w Wirginii.
Gdy ok. godz. 22.30 lokalnego czasu Kamala Harris wysunęła się w Wirginii na prowadzenie, zgromadzony na jej wiecu wyborczym tłum zareagował owacjami. Był to właściwie jedyny moment radości sympatyków Kalifornijki, którzy od wieczora pełni nadziei gromadzili się na waszyngtońskim Uniwersytecie Howarda, alma mater wiceprezydent, uczelni afroamerykańskich intelektualistów. DGP śledził wyborczą noc demokratki. Na początku był chór gospel, przemawiał rektor uniwersytetu, panowała atmosfera radosnego wyczekiwania. Później na scenę nie wyszedł już nikt, sympatycy demokratów z coraz większą konsternacją oglądali na wielkim telebimie CNN. Sztab wiceprezydent wydawał się nieprzygotowany na okoliczności, dziennikarzom podsuwano oświadczenia z informacjami, że „liczenie głosów będzie trwało do rana albo dłużej” i że „od początku było wiadomo że zadecydują stany na północy”, gdzie zliczono mniej głosów niż w straconej już Georgii czy Karolinie Północnej. Podium, na którym miała przemawiać „Madame President”, stało puste. I tak było do końca, Harris nie wyszła przemawiać w wyborczą noc, nie pojawiła się publicznie.
Strona demokratyczna przechodzi z niedowierzania do rozliczania, a nawet wytykania palcami. W telewizyjnych studiach krytykowany jest wybór Tima Walza na kandydata na wiceprezydenta. Przypomina się, że Harris kampanię miała wyjątkowo krótką, bo pogrążony w kryzysie wizerunkowym od debaty z Trumpem prezydent Joe Biden z reelekcyjnych planów zrezygnował dopiero pod koniec lipca. Trwają też analizy, dlaczego nie udało się utrzymać letnich wzrostów popularności i czy w odpowiedni sposób alokowano środki kampanijne, w których Harris miała przewagę nad Trumpem. Pewne jest, że partia będzie musiała „wymyślić się” na nowo, szukać nowych liderów. Tym bardziej że ich polityczna katastrofa może być całkowita: w wyborach demokraci stracili nie tylko Biały Dom, lecz także kontrolę nad Senatem. A gdy zamykaliśmy numer, republikanie byli faworytami do utrzymania przewagi w Izbie Reprezentantów.
Kto do rządu?
W Waszyngtonie rusza na poważnie giełda nazwisk. Administrację zasilą zapewne czołowi republikanie z Kongresu, a także przedstawiciele konserwatywnych organizacji i ośrodków analitycznych, w tym Heritage oraz America First Policy Institute. Wśród faworytów do objęcia stanowiska szefa dyplomacji jest Robert O’Brien, który ma już doświadczenie z Białego Domu, gdzie był prezydenckim doradcą ds. bezpieczeństwa narodowego (O’Brien sugerował niedawno, że w Ukrainie powinny pojawić się europejskie wojska państw NATO). Na krótkiej liście ma też być senator Marco Rubio, który na ostatniej prostej przegrał z J.D. Vance’em rywalizację o wiceprezydenturę. Spore szanse na powrót do rządu, być może jako szef Pentagonu, ma były szef amerykańskiej dyplomacji Mike Pompeo. ©℗