To także wyraz braku zaufania do swoich sąsiadów. Niemcy uważają, że padają ofiarą wtórnej nielegalnej migracji – chodzi ich zdaniem o sytuację, w której dana osoba przekracza granicę UE w innym państwie (np. na granicy polsko-białoruskiej), a następnie przedostaje się na zachód. Berlin, po pierwsze, nie poinformował innych państw o swoich zamiarach, po drugie, kolejny raz przedłuża „tymczasowe” kontrole, które powoli stają się permanentne.

Niemcy skrytykowane przez Polskę

Decyzja Niemiec spotkała się z krytyką kilku państw UE, w tym przede wszystkim Polski i Grecji. Co jednak kluczowe w kontekście debaty migracyjnej podczas poniedziałkowej dyskusji w Parlamencie Europejskim, Berlin był krytykowany przez przedstawicieli wszystkich obozów politycznych z Polski. O ile przed kilkoma laty o konieczności zabezpieczenia granic zewnętrznych i wprowadzenia bardziej restrykcyjnych zasad przyjmowania oraz odsyłania migrantów mówiły głównie partie oraz rządy prawicowe i skrajnie prawicowe, o tyle dziś obserwujemy zmianę podejścia nawet w gronie liberałów, nie wspominając o chadekach. Europejska Partia Ludowa (EPP) od początku tego roku, a zwłaszcza w kampanii wyborczej, kwestie bezpieczeństwa, w tym związanego z nielegalną migracją, uczyniła centralnymi problemami dla UE. Bruksela często argumentuje, że bardziej restrykcyjne przepisy paktu o migracji i azylu, w tym te dotyczące szybkich deportacji osób stanowiących zagrożenie dla porządku publicznego, nie zyskałyby aprobaty europosłów. Dziś pejzaż polityczny w PE jest znacznie bardziej prawicowy. Jest więc większa szansa, że tego typu propozycje dostałyby zielone światło ze Strasburga.

Bruksela w odpowiedzi na różne wątpliwości dotyczące podważania przez Berlin strefy Schengen stwierdziła, że kontrole pozwoliły ograniczyć w Niemczech nielegalną migrację o 40 proc., a poza tym granice zewnętrzne będą szczelne, kiedy tylko wejdzie w życie pakt o migracji i azylu. Czyli za niespełna dwa lata według komisarz ds. wewnętrznych Ylvy Johansson ustanie przyczyna wprowadzenia kontroli, ponieważ nowe przepisy pozwolą państwom na właściwe zabezpieczenie granic UE. Stwierdziła to ta sama komisarz Johansson, która budowę zapory na granicy polsko-białoruskiej przez rząd Mateusza Morawieckiego uznawała za niehumanitarne i sprzeczne z europejskimi wartościami. Dziś to środowisko Europejskiej Partii Ludowej próbuje przekonać Ursulę von der Leyen do sfinansowania całej infrastruktury na wschodniej granicy UE z pieniędzy europejskich. To krok, który jeszcze trzy lata temu był traktowany przez Johansson jako zbędny i niezgodny z unijnym prawem. Istotnym kontekstem jest też to, że jesteśmy w środku zmian, które dokonują się w instytucjach europejskich na skutek czerwcowych wyborów. W związku z tym trudno się spodziewać ze strony KE jakichkolwiek istotnych kroków, dopóki prac nie rozpoczną nowi komisarze.

Migranci będą współpracować ze służbami krajowymi?

A ci, w tym zwłaszcza prawdopodobny nowy komisarz ds. wewnętrznych Austriak Magnus Brunner, będą musieli zmierzyć się z dużą presją ze strony państw członkowskich. W weekend 17 państw, w tym 14 ze strefy Schengen zaapelowało do Brukseli o przyspieszenie polityki powrotów nielegalnych migrantów oraz m.in. wprowadzenie przepisów zakładających konieczność współpracy migrantów ze służbami krajowymi. Część państw zaczyna podejmować własne inicjatywy – jak choćby Niemcy z przywróceniem kontroli czy Holandia występująca o odstępstwa od unijnej polityki migracyjnej – a część liczy na to, że uda się porozumieć w ramach „27”. Na najbliższym szczycie w przyszłym tygodniu kraje mają się domagać od Brukseli przedstawienia jednego, wspólnego podejścia do odsyłania nielegalnych migrantów, w tym do powrotu negocjowania znacznie bardziej restrykcyjnej niż obecne regulacje dyrektywy dotyczącej powrotów z 2018 r.

Wszystko to pokazuje, że mimo zadowolenia i ulgi, jakie przyniosło przyjęcie paktu o migracji i azylu, problem nielegalnej migracji nie został i jeszcze długo nie zostanie rozwiązany na poziomie wspólnotowym. Głównym zadaniem dla unijnych instytucji w nowej kadencji w obszarze spraw wewnętrznych powinno być więc uzgodnienie i podpisanie jak największej liczby umów z państwami trzecimi – źródłami pochodzenia migracji, do których byliby zawracani nielegalni migranci. Dopóki tak się nie stanie, dopóty populistyczne partie wykorzystujące tę kwestię do politycznych rozgrywek krajowych nie stracą wyborczego paliwa. Państwa z kolei nadal będą podejmować działania jednostronne, które podważają nie tylko sens wieloletniego planowania i przygotowania długoletnich strategii, lecz także tak podstawowych osiągnięć UE jak Schengen. Populistów nie uda się zwalczyć groźnymi minami i zapewnieniami o obronie demokracji – trzeba im wytrącić oręż z rąk. ©℗