W obliczu problemów wewnętrznych część państw członkowskich nie czeka na wejście w życie paktu o migracji i azylu, tylko próbuje prowadzić własną politykę migracyjną. Praktycznie zawsze oznacza to zaostrzenie przepisów.

Ambicją pierwszej Komisji Europejskiej Ursuli von der Leyen było sfinalizowanie prac nad nowymi regulacjami migracyjnymi przed zakończeniem kadencji. Choć losy Paktu o migracji i azylu wprowadzającego m.in. mechanizm solidarności, czyli relokacji lub rekompensaty dla państwa dotkniętego kryzysem, ważyły się przez wiele miesięcy, to ostatecznie udało się je przyjąć zgodnie z harmonogramem. Teraz jednak przez dwa lata będzie trwał proces implementacji tych regulacji do krajowych porządków prawnych. Co powoduje, że de facto w tym okresie nie obowiązują żadne dodatkowe instrumenty wsparcia państw borykających się z problemem. A jest ich w UE coraz więcej, o czym świadczyć mogą zarówno ostatnie deklaracje części stolic, jak i dynamika wyborcza w największych unijnych gospodarkach, w tym przede wszystkim w Niemczech.

Bez dyskusji w UE

Od 16 września obowiązują kontrole na wszystkich, a nie tylko niektórych, jak dotychczas, granicach Niemiec. To pokłosie narastającego problemu, który znalazł ujście na scenie politycznej. Antymigracyjna Alternatywa dla Niemiec, zwyciężając w wyborach regionalnych w Turyngii i zajmując drugie miejsce w Saksonii oraz przedwczoraj w Brandenburgii, wywołała dość radykalny zwrot niemieckiego rządu. Wcześniejsza presja ze strony chadeków z CDU nie przyniosła efektu, ale po słabych wynikach wyborczych Olaf Scholz przedstawił swój wstępny plan uporania się z obecną sytuacją. Zakłada on, że nielegalnych migrantów, którzy nie złożyli wniosku o azyl, należy zawrócić. Natomiast reszta zostanie zakwaterowana w ośrodkach blisko granicy. W trakcie weryfikacji wniosku służby mogą skierować migranta nawet do więzienia lub innych zakładów zamkniętych, aby zapobiec ucieczce i zweryfikować, czy to Niemcy, czy też inny kraj UE (pierwszego kontaktu) jest odpowiedzialny za procedowanie azylu. Jeśli migrant nie będzie się kwalifikował do azylu, to procedura jego deportacji ma zostać ukończona w ciągu pięciu tygodni. Niejako uzupełnienie tego planu stanowi deportowanie grupy Afgańczyków skazanych na terenie Niemiec za przestępstwa kryminalne oraz przywrócenie kontroli na wszystkich granicach kraju.

Ten ostatni krok szczególnie nie spodobał się Polsce oraz Grecji, obecnie szukających w UE sojuszników, którzy wpłynęliby na zmianę stanowiska Berlina. Donald Tusk uważa to za symboliczne zawieszenie Schengen, powodujące powstawanie korków na granicach, a dodatkowa obawa to potencjalne „przerzucanie” migrantów za polską granicę przez niemieckie służby, co zresztą już miało miejsce. Tusk oczekuje podobnie jak wielu przedstawicieli krajów Południa oczekuje dyskusji o migracji podczas najbliższego szczytu UE w październiku. Jak na razie jednak kwestia migracji nie znalazła się ani w planie szczytu, ani w planie przygotowującej do niego Rady ds. Ogólnych, która odbywa się dziś.

Finansista pokieruje migracją

Mimo że według danych Frontexu liczba nielegalnych migrantów, którzy dotarli do UE w tym roku, jest najniższa od czterech lat, coraz więcej krajów uważa to za jeden z wiodących problemów w Europie. Do lipca tego roku na teren Unii udało się przedostać około 87 tysiącom osób – w ubiegłym roku było to ponad 275 tysięcy, ale w miesiącach wakacyjnych odnotowywane są zazwyczaj największe wzrosty. Państwa UE narzekają na przepełnione ośrodki migracyjne (np. w Austrii), ale też próbują robić kroki uprzedzające, zanim wejdzie w życie wspomniany wcześniej pakt. Najbardziej surowe przepisy zapowiadają Holendrzy, którzy chcą wprowadzić zaostrzone kontrole graniczne, ograniczenia dotyczące łączenia rodzin i zintensyfikować odsyłanie nielegalnych migrantów. Ponadto zmienione mają zostać przepisy mieszkaniowe, tak aby osoby ubiegające się o azyl i mające zezwolenie na pobyt nie mogły priorytetowo uzyskać dostępu do mieszkania socjalnego, co ma odciążyć rynek mieszkaniowy. Holandia wystąpiła do Brukseli o odstępstwa od aktualnej polityki migracyjnej i azylowej. Rząd holenderski chce też ogłosić stan kryzysu azylowego, co miałoby pozwolić na podjęcie działań, zanim odpowiednie przepisy zostaną przyjęte przez parlament.

W sukurs Holendrom ruszyli Węgrzy, którzy także zamierzają zawnioskować do Brukseli o wyłącznie z polityki migracyjnej UE, ale według Budapesztu musiałoby to oznaczać zmianę unijnego traktatu. A na to się nie zanosi, co potwierdzili także rzecznicy KE. Nie wiadomo jeszcze, jak Komisja Europejska ustosunkuje się do holenderskiej i węgierskiej prośby, jednak najpewniej zadanie to spadnie na nowego komisarza ds. wewnętrznych – Austriaka Magnusa Brunnera. Jego poprzedniczka Ylva Johansson była zdecydowaną przeciwniczką zaostrzania polityki migracyjnej i krytycznie odnosiła się do metod zabezpieczania granic zewnętrznych, w tym polsko-białoruskiej. Brunner wywodzi się natomiast z konserwatywnego rządu, ale nie ma żadnego doświadczenia w zarządzaniu sprawami wewnętrznymi. Uchodzi za polityka pragmatycznego, jednak Wiedeń liczył w obecnym rozdaniu na tekę gospodarczą lub finansową. Teraz to Brunner będzie musiał zmierzyć się z podejmowaniem własnych inicjatyw legislacyjnych przez państwa i dużą krytyką, jaka spada na Brukselę w związku z zarządzaniem migracją. ©℗