Tylko 5 pkt proc. przewagi ma rządząca Węgrami koalicja Fideszu Viktora Orbána z chadekami nad nową Partią Szacunku i Wolności (TISZA) Pétera Magyara. Badanie przeprowadził ośrodek Medián na zlecenie opozycyjnego tygodnika „HVG”. Fidesz wygrywa stosunkiem 30 proc. do 25 proc., a kolejne 30 proc. respondentów nie wie, na kogo zagłosować. Wynik wywołał poruszenie mediów, które ogłosiły, że opozycja ma szansę wygrać planowane na 2026 r. wybory. Sprawa jest bardziej skomplikowana.

Po pierwsze, TISZA kanibalizuje przede wszystkim elektorat opozycji, a Fidesz podgryza tylko nieznacznie. Po drugie, Magyar jest niemal kopią Orbána z początku jego drogi. I po trzecie, Fidesz nie po to kilkukrotnie reformował ordynację i kodeks wyborczy, żeby demokratycznie oddać władzę. Zacznijmy od początku. System polityczny znów staje się dwubiegunowy. Z czymś podobnym mieliśmy już do czynienia w 1998 r., kiedy scena została podzielona na obozy lewicowo-liberalny i konserwatywno-prawicowy. W odróżnieniu od tamtej sytuacji starcie Fideszu z TISZA jest jednak zderzeniem dwóch stronnictw prawicowych.

Różnią się one głównie położeniem na skali skrajności, i to głównie w warstwie retorycznej. Fidesz po kryzysie migracyjnym w 2014 r. stoczył walkę o przywództwo na prawicy. Zagarnął ją całkowicie, zmuszając skrajnie prawicowy Jobbik do marszu ku centrum. Po katastrofie projektu zjednoczonej opozycji w 2022 r. Węgrzy stracili wiarę w możliwość wywrócenia stolika. Tamte wybory były skrajnie nierówne, a cała rządowa propaganda jak mantrę powtarzała, że opozycja chce wysyłać na ukraiński front węgierskich żołnierzy. Rosyjska inwazja stała się katalizatorem porażki opozycji.

Magyar, rocznik 1981, to człowiek, który dorobił się ogromnego majątku jako część systemu Orbána. Jego wielką przewagą jest znajomość reguł gry. Miesiącami sprawiał także wrażenie osoby, która dysponuje materiałami, którymi może obciążyć rządzących, jednak niczego wielkiego nie ujawnił. Magyar prezentuje się jako ktoś, kto ma tajemną recepturę na pokonanie Orbána. Jego poglądy wciąż nie zostały jednak do końca zdefiniowane, chociaż od wiecu, na którym zadeklarował chęć powołania ruchu politycznego, minęło właśnie pół roku.

Wchodząc w czerwcu do Parlamentu Europejskiego z siedmioma posłami, Magyar przystąpił, jak niegdyś Orbán, do Europejskiej Partii Ludowej. Jest przeciwnikiem centralizacji Unii Europejskiej. Chce za to przystąpienia do Prokuratury Europejskiej, w której upatruje nadziei na uporanie się z korupcją. Z polskiej perspektywy kluczowe jest jego podejście do wojny rosyjsko-ukraińskiej. Po ataku na szpital dziecięcy w Kijowie Magyar zorganizował zbiórkę pieniędzy i pojechał samochodem do ukraińskiej stolicy, choć mówi się, że zrobił to pod wpływem reakcji zwolenników w serwisach społecznościowych, którzy mieli za złe Orbánowi, że nie zabrał głosu w sprawie ataku. Ale TISZA tak jak Orbán chce trzymać Węgry z dala od wojny.

Do tego w tranzycji władzy nie pomoże ordynacja. Fidesz zmienił liczbę posłów oraz sposób przeliczania głosów, wprowadził zasadę kompensacji dla zwycięzcy, przyznał prawa wyborcze Węgrom z zagranicy, przy czym tylko diaspora z dawnych terenów Królestwa Węgier, która w ok. 95 proc. głosuje na Fidesz-KDNP, może głosować korespondencyjnie. To wszystko ma gwarantować niezachwianą pozycję Fideszu, czyniąc porażkę praktycznie nierealną. To nie koniec. Nieoficjalnie wiadomo, że Orbán chce dalszych zmian w ordynacji, które tłumaczy (zasadnie) zmianami demograficznymi. Celem nie jest przywrócenie balansu między okręgami jednomandatowymi, a przyznanie zagranicy dodatkowych mandatów, które Fidesz na pewno przejmie. Rząd przy tym zapewnia, że nad poprawkami nie pracuje.

W bój z Magyarem włączono prorządowe media. Na przestrzeni miesięcy wyprodukowano dziesiątki artykułów dyskredytujących nowego rywala. Ale, jak donosi Szabolcs Panyi z portalu Direkt36, premier i tak jest zawiedziony, bo uważa, że media robią za mało, by Magyar tracił poparcie. Panyi pisze, że jest rozważana wymiana osób odpowiedzialnych za media publiczne. Orbán nie chce powtórki z przegranych wyborów w 2002 r. To po nich doszedł do wniosku, że kto nie ma mediów, ten nie ma władzy. ©℗

Zmiany w ordynacji przeforsowane przez Fidesz sprawiają, że zmiana władzy jest niemal nierealna