Nieco w cieniu kampanii prezydenckiej odbywa się w Stanach Zjednoczonych walka o kontrolę nad Kongresem, która również rozstrzygnie się 5 listopada. Choć sytuacja w ostatnich tygodniach wygląda obiecująco dla Kamali Harris, to faworytem do przejęcia od demokratów większości w Senacie pozostają republikanie. Obecnie analitycy „The Hill” szacują prawdopodobieństwo odbicia izby wyższej parlamentu przez partię Donalda Trumpa na 67 proc., choć gdy kandydatem był jeszcze Joe Biden, dawano na to 78 proc. szans. Wszystko przez specyfikę amerykańskiego systemu wyborczego i to, że w tym roku demokratom wybitnie nie sprzyja mapa wyborcza. W 2024 r. czekają nas 34 stanowe wybory senackie, z czego aż 23 to miejsca, których bronią demokraci lub związani z nimi politycy. Uznaje się, że prezydencka partia jest zagrożona utratą mandatu aż w sześciu stanach, a republikanie w zaledwie dwóch.
Niemal pewne jest zwycięstwo GOP w senackim wyścigu w Wirginii Zachodniej, górniczym stanie, w którym Trump uzyskał w 2020 r. niemal 70 proc. głosów. O reelekcję nie będzie się tam ubiegać związany z demokratami Joe Manchin, jedna z najbardziej nietypowych postaci w amerykańskiej polityce. Ten pomieszkujący w łodzi na Potomacu 77-latek reprezentuje w Senacie Wirginię Zachodnią od 2010 r. Choć stan jest na wskroś republikański i konserwatywny, to jako centrowemu demokracie udawało mu się tutaj zwyciężać także w latach 2012 i 2018. Na jego korzyść w oczach wyborców grało to, że latami balansował między partiami, nierzadko torpedując pomysły demokratów i ścierając się z ich progresywnym skrzydłem, np. przy negocjacjach dotyczących postcovidowego pakietu Build Back Better czy odważniejszych inicjatyw klimatycznych. W wielu przypadkach na Kapitolu okazywał się języczkiem u wagi, głównym rozgrywającym, a w Waszyngtonie dorobił się przez to nawet przydomka „Król Joe”.
W izbie wyższej zastąpi go najpewniej dotychczasowy gubernator Wirginii Zachodniej Jim Justice, który też jest barwną postacią. Kiedyś miliarder, teraz podobno już zaledwie multimilioner. Magnat węglowy, dziedzic wielkich firm energetycznych, który zmienił przynależność partyjną z demokratycznej na republikańską w 2017 r. po wyborze na gubernatora. Jego znakiem rozpoznawczym jest buldog angielski Babydog, który stał się niemal maskotką stanu. Pies regularnie pojawia się u boku gubernatora na konferencjach prasowych i wiecach, a na konwencji republikańskiej w Milwaukee siedział na fotelu obok, gdy jego właściciel przemawiał. Buldog odegrał kluczową rolę w kampanii promującej szczepienia przeciw COVID-19. Hasłem zachęcającym do takiego działania było w Wirginii Zachodniej „Zrób to dla Babydoga”.
Drugim senackim wyścigiem, w którym tylko katastrofa może pozbawić republikanów wygranej, jest ten w Montanie. Podobnie jak Wirginia Zachodnia jest to stan do głębi republikański, ale senatorem od 2007 r. jest tu demokrata John Tester. 68-latek, związany z prowincjonalną Montaną od pokoleń, nadal prowadzi tu gospodarstwo rolne, gdzie samodzielnie obsługuje maszyny rolnicze, sieje zboże, hoduje bydło i współpracuje z Indianami. – Nie wygram tej kampanii w Waszyngtonie. Wygram ją na polach Montany, w rozmowach z ludźmi, którzy znają moje wartości i historię – zapowiadał odważnie w tym roku. Szanse na to są niskie, faworytem tym razem nie jest, a republikanie inwestują w stanie spore pieniądze. W spotach telewizyjnych wypominają mu, że poparł niezwykle niepopularnego w Montanie Bidena, choć nie pojawił się na konwencji demokratów w Chicago.
Po utracie Wirginii Zachodniej i Montany demokratom będzie trudno utrzymać kontrolę nad Senatem. Nieco lepiej przedstawia się dla nich sytuacja w Izbie Reprezentantów. Tu szanse na większość republikanów od stycznia oceniane są przez „The Hill” na 56 proc.; teraz GOP ma w izbie niższej przewagę 220 kongresmenów wobec 211 demokratycznych. – Wybory do Izby Reprezentantów będą bardzo zacięte, w wielu starciach różnice są minimalne. To będzie kolejka górska – przewiduje analityk „The Hill” Scott Tranter. ©℗
Prawicowcy prowadzą w Montanie i Wirginii Zachodniej