Władze w Teheranie wciąż rozważają, w jaki sposób zareagować na ubiegłotygodniowe zabójstwo przywódcy Hamasu Isma’ila Hanijji, do którego doszło na terytorium Iranu. O zamach na palestyńskiego sojusznika oskarżają Izrael. W irańskiej przestrzeni publicznej najczęściej omawiane są trzy scenariusze: masowy atak na państwo żydowskie przez sprzymierzone z Teheranem bojówki, ale bez jego udziału, zamach na izraelską placówkę dyplomatyczną lub synagogę poza granicami kraju oraz uderzenie w terytorium Izraela przez siły irańskie. – Ten ostatni wydaje mi się coraz mniej prawdopodobny. Wielu polityków i komentatorów wzywa przywódców do powstrzymania się, tłumacząc, że nie ma sensu pakować się w paszczę lwa, bo wyniknie z tego więcej problemów. Lepiej trzymać Izrael w pierścieniu ognia – tłumaczy Marcin Krzyżanowski z Uniwersytetu Jagiellońskiego.
„New York Times” poinformował w tym tygodniu, że w przygotowaniach do odwetu Irańczykom pomagają Rosjanie. Powołując się na źródła wewnątrz Korpusu Strażników Rewolucji Islamskiej, amerykańscy dziennikarze twierdzą, że Moskwa zaczęła dostarczać Teheranowi „zaawansowany sprzęt do obrony powietrznej”. W artykule nie podano jednak, jakie systemy trafiły do Teheranu. – Takich rzeczy nie załatwia się ad hoc. To znaczy, że wspomniane dostawy dotyczą albo mało zaawansowanego sprzętu, albo już wcześniej zakontraktowanej broni – wskazuje Krzyżanowski. Ale Iran nawet bez rosyjskiego wsparcia posiada jeden z największych arsenałów militarnych na Bliskim Wschodzie, który – zgodnie z szacunkami Centralnego Dowództwa USA – liczy ponad 3 tys. pocisków balistycznych. Według Arms Control Association irańskie pociski są w dużej mierze oparte na północnokoreańskich i rosyjskich projektach, i zostały udoskonalone przy użyciu chińskiej technologii.
USA obiecują wsparcie w razie kontrataku
W ostatniej dekadzie Teheran stał się również producentem i eksporterem bezzałogowców. „Do 2024 r. Iran wyprodukował tysiące zaawansowanych dronów obserwacyjnych, zwiadowczych i bojowych, które wykorzystuje do walki z siłami USA oraz amerykańskimi sojusznikami na Bliskim Wschodzie” – czytamy w raporcie U.S. Institute for Peace. Bezzałogowce stały się jednym z podstawowych atutów tzw. Osi Oporu, czyli sojuszu wspieranych przez Iran bliskowschodnich bojówek. Jemeńscy rebelianci z Ansar Allah wykorzystywali je w ostatnich miesiącach do ataków na pływające po wodach Morza Czerwonego statki towarowe, doprowadzając do opóźnień w eksporcie towarów z Azji do Europy. Z irańskiej technologii korzysta też Rosja: drony typu szahed od ponad dwóch lat niszczą ukraińską infrastrukturę.
Na tym ajatollahowie nie poprzestają. W 2023 r. pochwalili się, że wyprodukowali pierwsze hipersoniczne pociski balistyczne. Mogą one ponoć lecieć co najmniej pięć razy szybciej niż prędkość dźwięku i podążać złożoną trajektorią, co utrudnia ich przechwycenie przez systemy obrony powietrznej. „Twierdzenia Teheranu o nowych możliwościach militarnych należy traktować z dużym przymrużeniem oka, ale błędem byłoby ich całkowite ignorowanie. Nie są one tylko na pokaz” – komentował wówczas Bradley Bowman z Foundation for Defence of Democracies. Zdaniem ekspertów Izrael wciąż ma przewagę wojskową nad przeciwnikiem. – Mamy najsilniejszą armię na świecie, ale nie możemy brać całego ciężaru na swoje barki, podczas gdy świat będzie stał z boku i nic nie robił – mówi DGP Orna Mizrahi, która przez lata pracowała jako zastępczyni doradcy ds. bezpieczeństwa narodowego Izraela.
Na razie zachodni sojusznicy nie opuszczają Izraela. Wsparcie w razie irańskiego kontrataku zadeklarowali Amerykanie. Podobnie było w kwietniu, kiedy Iran wystrzelił w kierunku państwa żydowskiego ponad 300 dronów i pocisków w ramach odwetu za atak na irańską placówkę dyplomatyczną w Damaszku. Według Sił Obronnych Izraela prawie wszystkie zostały wówczas przechwycone z pomocą Stanów Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii. Jedynie kilka pocisków prześlizgnęło się przez obronę powietrzną i uderzyło w bazę lotniczą, powodując niewielkie szkody. ©℗