Dwie potężne azjatyckie gospodarki szykują się do odejścia od węgla, co zmieni warunki w globalnym handlu gazem skroplonym. Polska wydaje się na te zmiany dobrze przygotowana, w kłopoty popada za to Rosja.

Najnowszy raport think tanku GlobalData wskazuje na dynamiczny rozwój mocy regazyfikacyjnych skroplonego gazu ziemnego (LNG) w krajach azjatyckich, zwłaszcza w Chinach i Indiach. Te dwa kraje będą odpowiadać za ok. 68 proc. globalnego przyrostu mocy regazyfikacyjnych w latach 2024–2028. W tym okresie planują uruchomienie terminali o łącznej mocy regazyfikacyjnej wynoszącej 500 mld m sześc. Dla porównania: polski terminal LNG w Świnoujściu po rozbudowie ma moc 7,5 mld m sześc.

– Wskutek rosyjskiej agresji na Ukrainę w kwestii importu gazu Europa przestawiła się z gazu rurociągowego na LNG. Przykładem są Niemcy, które w krótkim czasie zbudowały sześć nowych terminali, praktycznie zastępując w ten sposób import rosyjskiego gazu. W ten sposób jednak podbiliśmy ceny gazu skroplonego na globalnych rynkach – mówi Andrzej Sikora, prezes Instytutu Studiów Energetycznych. Dodaje, że najwyższe ceny zazwyczaj są w Azji ze względu na dużą odległość od dostawców i wysoki koszt dostawy, ale i w Europie są trzy-,czterokrotnie wyższe ceny niż w USA.

Azjatyckie kraje wykazują jednak zdolność do szybkiej realizacji dużych projektów infrastrukturalnych. Rządy tych krajów zapewniają wsparcie regulacyjne i finansowe, co umożliwia sprawną realizację inwestycji. W efekcie nowe terminale LNG powstają w relatywnie krótkim czasie, co pozwala na szybkie zwiększenie mocy regazyfikacyjnych i przyciągnięcie dostawców LNG.

Jak w całej tej układance odnajdują się Polacy? Otóż całkiem nieźle. Do terminalu w Świnoujściu dotarła niedawno 300. dostawa LNG, tylko w ciągu najbliższego tygodnia spodziewane są dwie kolejne. W 2028 r. ma zacząć działać pływający terminal w Zatoce Gdańskiej. Te dwa obiekty będą miały wystarczającą przepustowość, by zaspokoić polskie potrzeby importowe. Tymczasem Grupa Orlen dysponuje obecnie czterema jednostkami do transportu LNG, które już obsługują transporty skroplonego gazu ziemnego. Kolejne dwa wejdą do służby w 2025 r. Wszystkie będą użytkowane na podstawie długoterminowej umowy czarterowej zawartej z wyspecjalizowaną spółką armatorską – Knutsen OAS Shipping. – Ponadto przed końcem 2025 r. planowany jest także odbiór dwóch jednostek, które zostaną wyczarterowane na podstawie umowy z Maran Gas Maritime – spółką będącą częścią koncernu Angelicoussis Group. W sumie flota Orlenu będzie obejmowała osiem jednostek.

Każda z jednostek będzie miała zbiorniki o pojemności ok. 174 tys. m sześc., co oznacza, że wielkość ładunku, jaki będzie mógł przetransportować każdy ze statków, będzie odpowiadała ok. 100 mln m sześc. gazu po regazyfikacji – to tyle, ile zużywają cała gospodarka i gospodarstwa domowe przez nieco ponad dwa dni.

Zdaniem Andrzeja Sikory w ciągu trzech następnych lat będziemy mieć więc na rynku LNG do czynienia z nadpodażą surowca. Tymczasem ceny gazu na holenderskiej giełdzie TTF od dłuższego czasu są stabilne. Od początku roku do dziś wahały się w przedziale 30–35 euro/MWh.

Jednym z głównych przegranych zmian napędzanych przez azjatyckich gigantów na światowym rynku gazu będzie jednak Rosja, która przez zapóźnienie technologiczne spowodowane zachodnimi sankcjami nie będzie w stanie szybko włączyć się do globalnego handlu błękitnym paliwem – zarówno jeśli chodzi o budowę terminali LNG, jak i własnej floty gazowców. Zdaniem Andrzeja Sikory obecnie główną rolę na świecie odgrywają Chiny, które sprowadziły Rosję Putina do roli wasala, jeśli chodzi o import węglowodorów. – Dzięki zachodnim sankcjom rosyjskie surowce są sprzedawane Chińczykom za cenę o jedną trzecią niższą niż przed wojną, a Rosjanie zadowalają się samym faktem, że mają zbyt na swoje towary. Dziś to Chiny i Indie rozgrywają Rosję, która w tej relacji jest przedmiotem, nie podmiotem – ocenia ekspert.

Chiny i Indie od kilku lat konsekwentnie rozwijają swoją infrastrukturę LNG, co jest odpowiedzią na rosnące zapotrzebowanie na energię oraz dążenie do zróżnicowania źródeł dostaw gazu. Indie intensywnie rozwijają swoją infrastrukturę energetyczną, aby sprostać rosnącemu zapotrzebowaniu na energię wynikającemu z szybkiego wzrostu gospodarczego i urbanizacji. – Z kolei Chiny szukają surowców energetycznych dla węgla. To przede wszystkim tam rozwijać się będą zdolności importowe LNG. Analitycy nie doceniają jednak potencjału Afryki, która na chwilę obecną jest energetyczną pustynią – ocenia w rozmowie z DGP Andrzej Sikora. ©℗