Władze Państwa Środka chcą zbadać, czy działania Brukseli zaszkodziły konkurencyjności chińskich przedsiębiorstw. To odpowiedź na cła, którymi zostały objęte chińskie elektryki.

Po serii unijnych dochodzeń w sprawie importowanych z Chin towarów przywódcy drugiej gospodarki świata zdecydowali się na zastosowanie reguły wzajemności. Ministerstwo handlu ogłosiło wczoraj, że zbada, czy prowadzone dotychczas przez Unię Europejską śledztwa były de facto barierami. Izba Handlowa ds. Importu i Eksportu Maszyn oraz Produktów Elektronicznych sugeruje, że chińskie firmy straciły dostęp do rynku wewnętrznego UE.

Elektryki kością niezgody

„Działania Unii utrudniły wejście chińskich produktów lub usług na rynek europejski (...) i zaszkodziły konkurencyjności rodzimych przedsiębiorstw” – stwierdziła izba. Dochodzenie potrwa od 10 lipca do 10 stycznia 2025 r. i obejmie lokomotywy kolejowe, fotowoltaikę oraz energię wiatrową. Ministerstwo nie wspomniało jednak o samochodach elektrycznych, które stały się kością niezgody między stolicami.

Komisja Europejska ogłosiła w czerwcu tymczasową decyzję o podwyższeniu ceł na chińskie pojazdy elektryczne producentów BYD, Geely i SAIC. Przeprowadzone badania wykazały bowiem, że tamtejsze elektryki są subwencjonowane przez państwo i to dzięki temu są o ok. 20 proc. tańsze niż pojazdy z UE. Cła, które weszły w życie w ubiegłym tygodniu, uplasowały się na poziomie od 17,4 do 37,6 proc. Są znacznie niższe niż w USA, gdzie Joe Biden ogłosił w maju podwyższenie taryf na chińskie elektryki do 100 proc.

W Unii cła postrzegane są jako narzędzie, które powstrzyma zalew tanich chińskich samochodów zbudowanych przy wsparciu ze strony rządu. Chińczycy sprawę widzą inaczej. Wspierane przez państwo Stowarzyszenie Producentów Samochodów określiło działania Brukseli jako „niedopuszczalne”.

Bruksela i Pekin zgodziły się co prawda na negocjacje w tej sprawie. Ostateczna decyzja ma zapaść w listopadzie. W czerwcu wszczęte zostało dochodzenie antydumpingowe w sprawie importu wieprzowiny z UE. Chiny są największym zagranicznym rynkiem zbytu dla europejskiej wieprzowiny, choć eksport ten spadł w ostatnich latach z powodu krajowej nadpodaży i niskich cen. Mimo to w ubiegłym roku importowały wieprzowinę o wartości 6 mld dol., a ponad połowa pochodziła z UE – wynika z danych celnych. Największymi beneficjentami byli rolnicy z Hiszpanii, Danii i Holandii.

Rolnictwo jest wyjątkowo podatnym gruntem dla konfliktów handlowych: Chiny nałożyły taryfy na import soi z USA w szczytowym momencie wojny handlowej z administracją ówczesnego prezydenta Donalda Trumpa, a w niedawnym sporze z Australią na celowniku znalazły się m.in. jęczmień, wołowina, homary i wino.

Nie umknął ich uwadze również europejski alkohol. Pekin przyspieszył trwające od stycznia dochodzenie antydumpingowe w sprawie importu brandy. 18 lipca odbędzie się organizowane przez ministerstwo handlu przesłuchanie, podczas którego Chińczycy zweryfikują, czy „europejscy producenci sprzedają brandy w Chinach po sztucznie zaniżonych cenach”. Treść komunikatu brzmi łudząco podobnie do zarzutów wysuwanych w kierunku Pekinu przez Brukselę. Oświadczenie opublikowano zresztą tego samego dnia, w którym weszły w życie tymczasowe cła KE na import chińskich pojazdów elektrycznych.

Na ewentualnym nałożeniu ceł na importowane z Europy alkohole ucierpią przede wszystkim producenci koniaku znad Sekwany. W ubiegłym roku aż 99 proc. eksportowanej do Chin brandy o łącznej wartości 1,74 mld dol. pochodziło z Francji. Część europejskich producentów krytykuje obraną przez UE strategię. – Jesteśmy regionalnym graczem o bardzo szczególnej roli w globalizacji, a staliśmy się zakładnikiem wielu konfliktów, które nie mają nic wspólnego z naszą działalnością – komentował Jean-Jacques Guiony, dyrektor finansowy koncernu LVMH, właściciela koniaku Hennessy. Z kolei niemiecki Volkswagen argumentuje, że działania UE nie wzmocnią europejskiego przemysłu samochodowego w perspektywie długo terminowej. ©℗