Jak długo pracuje pan w ramach misji medycznej w Strefie Gazy?
ikona lupy />
Zaid Alsarhan, ortopeda związany z Polską Misją Medyczną / Materiały prasowe / Fot. Materiały prasowe

Za każdym razem trwa ona ok. miesiąca. Ja od wybuchu wojny byłem już w Gazie dwa razy: zimą i latem. Tym razem sytuacja jest zdecydowanie trudniejsza niż w lutym. Liczba pacjentów rośnie, a nasze zasoby są coraz bardziej ograniczone. Szczególnie jeśli chodzi o dostęp do czystej wody i prądu. Elektrownia, która rafinowała wodę, została zamknięta. Z jedzeniem jest różnie – czasami żywność na rynku jest dostępna cały dzień, a później znika na dwa dni. Niczego nie da się przewidzieć, wszędzie panuje chaos. Na ulicach powstają góry odpadów.

Mamy przez to do czynienia z większą liczbą chorób zakaźnych.

Gdzie pan mieszka w trakcie misji?

Nasz zespół stacjonuje w szpitalu Al-Aksa w Deir al-Balah. To jedyny w pełni operacyjny szpital w centralnej części enklawy. Problem w tym, że nie został on zaprojektowany z myślą o przyjmowaniu tak dużej liczby pacjentów. W Gazie jest do tego stopnia niebezpiecznie, że my w tym szpitalu także mieszkamy. Dzięki temu jesteśmy na dyżurze 24 godziny na dobę przez siedem dni w tygodniu. Kierownictwo szpitala wyznaczyło dla naszej misji pokój, w którym możemy odpocząć. Każdy z nas stara się spać w ciągu dnia ok. 4 godzin. Pracujemy tylko w nocy, a palestyńscy lekarze w dzień. Uważam, że to duża zaleta naszej misji. Wraz z zachodem słońca zaczyna się bowiem godzina policyjna. Jeśli palestyńscy pracownicy systemu ochrony zdrowia pracowaliby również po zachodzie słońca, nie byliby w stanie w ogóle opuścić terenu szpitala. Zmieniając ich, dajemy szansę Gazańczykom na spotkanie z rodziną, sprawdzenie, w jakim stanie są ich bliscy, czy zaopatrzenie się w artykuły spożywcze.

Przerwy w dostawach prądu nie ograniczają działalności szpitala?

Siły Obronne Izraela (IDF) nie pozwalają wwozić generatorów prądu do Strefy, więc Al-Aksa polega tylko na jednym urządzeniu, które miała w swoich zasobach. Sęk w tym, że nie może być ono włączone całą dobę. Pół dnia pracujemy więc bez prądu. Latem jest to wyjątkowo trudne, bo mamy do czynienia z falą upałów i dużą wilgotnością powietrza. Wewnątrz szpitala temperatura może osiągnąć nawet 50 st., a wilgotność ok. 60 proc. W takich warunkach bardzo szybko rozprzestrzeniają się infekcje.

Ilu pacjentom dziennie jest pan w stanie pomóc?

Jestem ortopedą, więc zajmuję się głównie amputacjami. Na oddziale prowadzimy od 35 do 40 operacji dziennie. W sumie w ramach naszej misji zajmujemy się każdego dnia ok. 200 pacjentami. Resztą opiekują się palestyńscy lekarze. W Al-Aksie mamy tylko 200 łóżek, a pacjentów jest ponad 7 tys. Dlatego po operacji każdy zostaje u nas maksymalnie 2–3 dni, a później przenosi się do pobliskiej szkoły i wraca do kliniki tylko na obserwację.

Z doniesień organizacji pomocowych wynika, że ataki na placówki medyczne i konwoje humanitarne to w Strefie Gazy codzienność. Mierzył się pan z tego typu zagrożeniami?

Jakiś czas temu został zaatakowany inny szpital, który jest położony kilka kilometrów od Al-Aksy. Nasza placówka została wówczas powiadomiona o konieczności ewakuacji, bo również u nas miało dojść do zamachu bombowego. Nic takiego się jednak nie wydarzyło. Nie zdecydowaliśmy się wtedy na ucieczkę. Wszyscy zostali w szpitalu. Z naszej perspektywy jest to bardzo trudne, bo jesteśmy obcokrajowcami, którzy mają pierwszeństwo ewakuacji do pensjonatu czy innego schronienia. Nie wiem, jak moglibyśmy zostawić w takiej sytuacji wszystkich pacjentów na pastwę losu.

Będąc na miejscu, członkowie waszej misji mają do czynienia z izraelskimi żołnierzami?

Izraelczycy nie wkroczyli do Deir al-Balah, więc na co dzień widzimy tylko przelatujące drony. Jedyna interakcja z IDF ma więc miejsce podczas przekraczania granicy. Jako że przejście w Rafah na granicy z Egiptem zostało zamknięte, do Strefy wjeżdżamy przez izraelskie Kerem Szalom.

Cały proces przebiega bezproblemowo?

Marnujemy na to dużo czasu, bo na przejściu granicznym czekamy zwykle ok. 6 godzin. Przejazd przez enklawę to dodatkowe 3 godziny. Z samym wjazdem nie ma jednak problemu. Wszystkie organizacje przekraczają granicę pod parasolem Światowej Organizacji Zdrowia (WHO), która koordynuje przejazdy z IDF. Izraelczycy wyznaczają nam współrzędne i trasę do szpitala. My z kolei przekazujemy im dane pasażerów i numery rejestracyjne naszych pojazdów. Uważam, że jest to stosunkowo bezpieczne.

Poruszając się wewnątrz Strefy Gazy, też musicie koordynować przejazdy z Izraelem?

Nie możemy tak po prostu uruchomić samochodu i przejechać z punktu A do punktu B. Jeśli musimy wyruszyć w dłuższą trasę, powinniśmy najpierw złożyć wniosek i poczekać, aż IDF wyznaczą konkretną datę i godzinę przejazdu. Drogi w Gazie zostały całkowicie zniszczone, więc trasa, którą kiedyś pokonywało się w 15 minut, dziś zajmuje ok. 2 godzin. Ale wokół szpitala powstała tzw. strefa humanitarna, więc jeśli poruszamy się w jej obrębie, jesteśmy zobowiązani jedynie do wysłania powiadomienia o planowanym przejeździe. ©℗

Rozmawiała Karolina Wójcicka