Przedterminowe wybory parlamentarne miały być wyzwaniem rzuconym przez Macrona rosnącej w siłę skrajnej prawicy. Jednak jego obóz zgromadzony wokół partii Renaissance – jak wskazują sondażowe wyniki exit poll – poniósł kolejną (po eurowyborach) wyborczą klęskę. Zwyciężyło kierowane przez Marine Le Pen i Jordana Bardellę Zjednoczenie Narodowe, które uzyskało 34 proc. poparcia, wyprzedzając dość znacznie skrajnie lewicowy blok Jeana-Luca Mélenchona startujący jako Nowy Front Ludowy, który zebrał 28,1 proc. głosów. Obóz Macrona w tym zestawieniu uplasował się na trzecim miejscu z wynikiem 20,3 proc., a na czwartym znaleźli się Republikanie z 10,2 proc. głosów.
– Francuzi pokazali w sposób jednoznaczny, że chcą zmiany po siedmiu latach destrukcyjnych rządów… ale jeszcze nie wygraliśmy. Druga runda będzie decydująca – mówiła wczoraj do swoich zwolenników Marine Le Pen, która przekonuje, że już za tydzień Francuzi mogą opowiedzieć się za wizją Jordana Bardelli na fotelu szefa rządu.
Gra o większość
Wyniki te – według prognoz stacji France24 – mogą przełożyć się na 230–280 mandatów dla Zjednoczenia Narodowego, 125–165 dla Nowego Frontu Ludowego, 70–100 dla macronowskiego bloku i 41–61 dla Republikanów. Oznacza to, że nawet optymistyczny wariant nie zakłada uzyskania większości bezwzględnej przez obóz Bardelli i Le Pen, bo do tego potrzebne jest 289 mandatów. Dokładną skalę porażki Macrona pokażą dopiero oficjalne wyniki wyborów – ostatecznie rozwieją wątpliwości, w których okręgach potrzebne będzie zorganizowanie za tydzień drugiej tury. Zgodnie z francuską ordynacją wyborczą wybory parlamentarne w pierwszej turze wygrywa kandydat, który uzyska ponad 50-proc. poparcie, a do drugiej tury przejdą ci, którzy przekroczą 12,5 proc.
W związku z tym Macron już po ogłoszeniu wstępnych wyników exit poll rzucił pomysł utworzenia jednego „republikańskiego” bloku przeciw skrajnej prawicy, co oznaczałoby konieczność uzgodnienia w bardzo wielu okręgach jednego kandydata wspólnego dla skrajnej lewicy, prezydenckiego Renaissance i potencjalnie Republikanów. Jak zauważa analityk OSW Łukasz Maślanka, może być to trudne, jeśli do drugiej tury przejdzie trzech lub czterech kandydatów. – Paradoksalnie może to oznaczać brak gotowości do poparcia jednego kandydata przeciwko Zjednoczeniu Narodowemu, jeżeli miałby nim być reprezentant skrajnej lewicy – partia Mélenchona jest czasami oskarżana o sprzyjanie zachowaniom „antyrepublikańskim”, np. nieprzestrzegania zasady laicyzmu. Wewnątrz obozu Macrona może dojść do konfliktu: cześć polityków nigdy nie poprze kandydata skrajnej lewicy, część uzna to za mniejsze zło – ocenia ekspert.
Frekwencja w pierwszej turze według wyników exit poll wyniosła 65,5 proc., co stanowi olbrzymi wzrost w porównaniu do ostatnich wyborów w 2022 r., kiedy to w tej rundzie głosy oddało zaledwie 47,7 proc. wyborców. Wówczas to obozowi Macrona startującemu jako „En Marche!” udało się wygrać z dość pewną przewagą, uzyskując w drugiej turze 38,6 proc. i wyprzedzając lewicowy blok NUPES Melenchona, który uzyskał wówczas 31,6 proc. głosów. Zjednoczenie Narodowe zajęło wówczas trzecie miejsce z wynikiem 17,3 proc.
Kampania złotych obietnic
O tym, że frekwencja może być wysoka już w pierwszej turze, świadczyła bardzo dynamiczna i burzliwa kampania wyborcza, która została w pełni zdominowana przez trzy wspomniane bloki partyjne. Zjednoczenie Narodowe i Bardella skupiali się przede wszystkim na bezpieczeństwie i gospodarce – obiecywali m.in. obniżkę VAT na energię i paliwo, zniesienie podatku dochodowego dla osób poniżej 30. roku życia. Lewicowy Nowy Front Ludowy mający w swoich szeregach zarówno Zielonych, jak i Komunistyczną Partię Francji swój sukces zawdzięcza przede wszystkim zjednoczeniu środowisk niechętnych zarówno Macronowi, jak i skrajnej prawicy. Lewica zapowiedziała m.in. wzrost płacy minimalnej do 1600 euro miesięcznie, zamrożenie cen podstawowych artykułów i rachunków za energię oraz odrzucenie unijnych zasad dotyczących procedury nadmiernego deficytu, którą Francja została objęta na kilka dni przed wyborami. Z kolei obóz Emmanuela Macrona od momentu ogłoszenia przez niego decyzji o rozwiązaniu parlamentu i zorganizowaniu przedterminowych wyborów przekonywał, że cała Francja powinna zjednoczyć się przeciwko skrajnym siłom – tak prawicowym, jak i lewicowym, ale był to właściwie jedyny motyw przewodni kampanii jego ugrupowania. ©℗