Porty obwodu odeskiego pozostają oknem na świat dla ukraińskiego handlu, mimo regularnych ostrzałów rakietowych. Dowódca marynarki wiceadmirał Ołeksij Nejiżpapa mówił, że od lipca 2023 r. do marca 2024 r. Rosjanie wystrzelili w stronę portowej infrastruktury 170 rakiet i 880 dronów. Wygrana przez Ukrainę bitwa o Morze Czarne pozwoliła jednak na ponowne uruchomienie korytarza handlowego. Dywersyfikacja dotyczy zwłaszcza zboża; Kijów uniezależnił się od budzącego konflikty tranzytu przez Polskę.
Jednym z najbardziej rozpoznawalnych widoków z Odessy są Schody Potiomkinowskie. Liczące 192 stopni rozszerzają się ku dołowi, co powoduje złudzenie optyczne w postaci wymuszonej perspektywy. Schody wykorzystał w 1925 r. Siergiej Eisenstein w zmyślonej dla celów radzieckiej propagandy, ale wybitnej artystycznie scenie z „Pancernika «Potiomkin»”. To symboliczne wejście do miasta: stopnie prowadzą z zamkniętego ze względu na wojnę terminala pasażerskiego na Bulwar Nadmorski, prosto pod pomnik Diuka, jak potocznie nazywa się tu Armanda-Emmanuela du Plessis, księcia Richelieu. Do pierwszego gubernatora Odessy odwoływali się tradycyjnie zwolennicy europejskiej ścieżki rozwoju Ukrainy. Jeszcze rok temu nie dało się nawet podejść w pobliże Diuka, nie mówiąc już o zejściu schodami w stronę terminala. Po wygranej jesienią 2023 r. bitwie o Morze Czarne Ukraińcy poczuli się pewniej i usunęli większość wojskowych blokad w mieście.
Sam Diuk jest przykryty workami z piaskiem i osłonięty plandeką na wypadek odłamków. Ale wokół niego tętni życie. Naganiacze oferują wycieczki tematyczne po kryminalnej albo literackiej Odessie. Jak wszędzie na Ukrainie, na każdym kroku można kupić kawę na wynos. Wzdłuż bulwarów wiszą tabliczki zakazujące robienia zdjęć – prawo wojenne nie pozwala na utrwalanie zniszczeń infrastruktury krytycznej, a przez rosnące na wysokim zboczu drzewa prześwitują zabudowania portowe – ale akurat przy Schodach Potiomkinowskich znaków nie ma. Mieszkańcy i goście nadmorskiej metropolii chętnie korzystają z tej luki prawnej. O trwającej wojnie z Rosją przypomina niedziałający funikuler, ni to kolejka, ni to winda, duszna i ciasna, którą można było wjechać na bulwary. I tło – zniszczony przez ostrzały i uderzenia dronów szkielet hotelu Odesa. Nie działa on od 13 lat ze względu na konflikt właścicielski.
Odesyci, słynący z poczucia humoru, śmieją się, że akurat jego zniszczenie miastu się przysłuży. Odesa psuła widok ze Schodów Potiomkinowskich na morze. Hotel powstał na przekór logice i dobremu smakowi w 2001 r., okresie rozplenionej oligarchii w najgorszym wydaniu. Mocno skryminalizowana wówczas Odessa odczuła tamte czasy na własnej skórze. U stóp hotelu mieścił się zaś terminal pasażerski. On także ucierpiał w wyniku rosyjskich ataków. Ten budynek został nieco przypudrowany. Z daleka można odnieść wrażenie, że na froncie terminala powieszono wielki ekran elektroniczny. W rzeczywistości to tysiące pasków plastiku, które poruszają się na wietrze i z daleka przypominają morskie fala. Pod nimi widać poraniony beton i dziury po szybach. Przed terminalem stoi pomnik złotego dziecka. Miejscowi przekonują, że dziecko ma rysy byłego mera Łeonida Hurwica, za którego rządów tu je postawiono. Tutaj postronni, w tym media, dostępu dzisiaj nie mają. Na wszelki wypadek Odesę odgradza też policyjna taśma.
Ukraińska flota codziennie rano sprawdza, czy prądy nie naniosły na szlak min
Jurij Łytwyn, szef administrującej portami państwowej spółki AMPU, mówił, że wiatr nieraz zdmuchuje ze szkieletu liczącego 82 m wysokościowca fragmenty konstrukcji. Spadające skrawki Odesy to jednak najmniejszy problem pracowników portu. Łytwyn mówi, że rakiety z okupowanego Krymu lecą tu kilka minut. Portowcy w razie alarmu nie zdążają z zejściem do schronów. Od początku rosyjskiej inwazji w porcie zginęło dziewięć osób. Ostrzały uszkodziły na jego terenie 71 obiektów, 40 pojazdów i pięć statków. W sumie we wszystkich portach obwodu odeskiego – czarnomorskich i naddunajskich – było 38 ofiar śmiertelnych. Mimo to działają one pełną parą. To poważny sukces ukraińskiej armii. Początkowo szykujące się do desantu rosyjskie okręty było widać z wybrzeża. Rosjanie zajęli też Wyspę Wężową, z której można wziąć pod kontrolę ogniową morskie szlaki transportowe. Handel ustał, port przestał działać, a statki, które 24 lutego 2022 r. akurat znajdowały się w Odessie, na wiele miesięcy zostały uwięzione. Do dziś pod samą Odesą jest przycumowany pewien argentyński jacht.
Mijały jednak miesiące i pracę portów udało się przywrócić. Szlaki przetarły porozumienia wynegocjowane równolegle z Rosją i Ukrainą przez Organizację Narodów Zjednoczonych i Turcję. Statki zmierzające do portów czarnomorskich mogły przewozić zboże i olej słonecznikowy. W Stambule kontrolowano, czy nie łamią tych ustaleń. Po kilku miesiącach Rosja zerwała układy. Wówczas jednak Ukraińcy znów kontrolowali Wyspę Wężową, a coraz skuteczniejsze ataki z lądu na okręty Floty Czarnomorskiej, z których najgłośniejsze było zatopienie krążownika „Moskwa”, zmusiły Rosjan do wycofania jednostek na wschodnią część Morza Czarnego. Kreml odgrażał się, że statki zmierzające do odeskich portów mogą być atakowane, ale nic takiego się nie stało. W sierpniu 2023 r. Kijów własnymi siłami odbudował szlak transportowy do obwodowych portów. W rekordowym dniu przyjęto i wysłano w świat 40 statków handlowych, a w ciągu ośmiu miesięcy przeładowano towary o wolumenie 58 mln t. Według Łytwyna korytarz jest dziś bardziej efektywny niż w czasie obowiązywania umów z ONZ i Turcją.
Statki płynące do trzech działających portów czarnomorskich – Czarnomorska, Odessy i Piwdennego – czekają na swoją kolej na rumuńskich wodach terytorialnych. Gdy dostaną zielone światło, te o zanurzeniu mniejszym niż 12 m są kierowane na bezpieczniejszy korytarz bliżej linii brzegowej, omijający Wyspę Wężową od strony lądu. Większe mijają skałę, która była świadkiem słynnej odzywki ukraińskich pograniczników „Rosyjski okręcie wojenny, spier…”, od strony pełnego morza. W określonej części akwenu tuż przed wyborem jednego z trzech szlaków prowadzących do portów są sprawdzane przez ukraińskie wojsko, czy na pokładzie nie ma niespodzianek w rodzaju sił wroga bądź nielegalnych towarów. Po kontroli płyną do docelowego portu. Ukraińska flota codziennie rano sprawdza, czy prądy morskie nie naniosły min na szlak handlowy. Łytwyn mówił, że szczególnie dużo pracy było, gdy Rosjanie wysadzili tamę w Nowej Kachowce. Fala powodziowa z Dniepru naniosła wiele mniejszych min rzecznych, które jednak większych jednostek zatapiać nie powinny.
Zanim Ukraińcom udało się przywrócić działanie portów czarnomorskich, część handlu przekierowano do tych naddunajskich, położonych w graniczącej z Rumunią i Mołdawią części obwodu odeskiego. Poprawiono parametry infrastruktury, porozumiano się z Rumunami co do pomocy w zwiększeniu potencjału przeładunkowego. Ukraińcy korzystają z tych portów nie tylko po to, by wysyłać towary w świat Morzem Czarnym, ale i w drugą stronę, w górę Dunaju. Ta część obwodu odeskiego, zwana Budziakiem, to dalekie peryferia Ukrainy, zamieszkane głównie przez mniejszości narodowe – Bułgarów, Gagauzów, Mołdawian, Rosjan, Rumunów. Jest też jedna wieś albańska. I to właśnie te porty padły ofiarą większej liczby ataków. Reni, położone na południowo-zachodnich rubieżach, ostrzeliwano 56-krotnie. Niszczono nie tylko infrastrukturę portową, lecz także silosy zbożowe. – Najważniejszą sprawą jest oczywiście obrona przeciwlotnicza, potrzebna dla ochrony ludzi i infrastruktury portowej – przekonywał w marcu prezydent Wołodymyr Zełenski podczas wspólnej z greckim premierem Kiriakosem Mitsotakisem wizyty w Odessie. ©℗