Wynik wyborczy poszczególnych frakcji i liderów rządów w dużej mierze zdeterminuje rozmowy o obsadzie najważniejszych stanowisk w UE. Polski rząd może odegrać w nich istotną rolę, ale wydaje się, że kluczowe karty zostały już rozdane
Wybory znacznie wzmocniły grupę Europejskiej Partii Ludowej. Formacje, które ją budują, wygrały aż w 12 państwach. Jednocześnie spośród szefów rządów, których partie wchodzą w skład unijnej chadecji, tylko Donald Tusk i premier Grecji Kyriakos Mitsotakis pokonali swoich krajowych oponentów. Polskę taki wynik premiuje. Także z tego względu, że z koalicyjnym PSL wprowadzono najliczniejszą obok Niemców z CDU/CSU reprezentację we frakcji. Teoretycznie powinno to pomóc Polsce w negocjacjach nad obsadą najważniejszych stanowisk w Unii Europejskiej. W praktyce polityczny lewar niekoniecznie musi dać nadzwyczajne efekty. W dużej mierze bowiem unijna układanka została już uporządkowana, choć do ostatecznych rozstrzygnięć pozostaje niespełna tydzień.
Bez konkurencji
Pierwszym, który postanowił nieco podgrzać atmosferę, zanim w poniedziałek szefowie państw i rządów zjadą się do Brukseli, jest obecny przewodniczący Rady Europejskiej Charles Michel. Reprezentujący środowisko liberałów polityk najpierw przedwcześnie ogłosił swoją kandydaturę na europosła, a w obliczu presji państw członkowskich (gdyby uzyskał mandat, musiałby opuścić swoje stanowisko) szybko zrezygnował ze startu w wyborach. Ostatecznie jego nazwisko właściwie zniknęło z europejskich spekulacji przy obsadzie stanowisk, ale sam Michel o sobie przypomniał, sondując wśród premierów i prezydentów możliwość zorganizowania najbliższego szczytu bez udziału von der Leyen. Ta pozostaje wciąż przewodniczącą KE. Jak na razie ma on się odbyć zgodnie z pierwotnymi założeniami – w składzie 27 szefów państw i rządów. Razem z Michelem w roli gospodarza i von der Leyen kończych pierwszą kadencję.
Jej druga kadencja wydaje się jak na razie niezagrożona, choć frakcje koalicyjne dla EPP, tj. socjaliści i liberałowie z Renew Europe, podtrzymują swoje zastrzeżenia wobec potencjalnej współpracy von der Leyen ze skrajną prawicą, za którą uznają nawet Europejskich Konserwatystów i Reformatorów. EPP ma jednak znaczną przewagę w rozmowach z socjalistami i liberałami, bo jako jedyna spośród tych grup nie tylko utrzymała, ale najprawdopodobniej znacząco zwiększyła swój stan posiadania w Parlamencie Europejskim. Ostatnie projekcje składu X kadencji PE wskazują na 186 mandatów dla EPP przy 135 dla socjalistów i zaledwie 79 dla liberałów. Podgryzanie von der Leyen przez socjalistów trwało przez całą kampanię wyborczą, a środowisko liberałów z kolei próbowało forsować w kuluarach byłego premiera Włoch i byłego szefa Europejskiego Banku Centralnego Maria Draghiego na potencjalnego rywala Niemki.
Choć Draghi był premierem rządu technicznego, stanowiącego dość egzotyczną koalicję, to nie reprezentuje formalnie żadnego środowiska politycznego. W UE jednak jest traktowany przede wszystkim jako kandydat awaryjny, a w ostatnich miesiącach przede wszystkim nominat Emmanuela Macrona, który w ten sposób próbował forsować swoją wizję Europy bez zgromadzenia ku temu większego poparcia politycznego. W związku z fatalnym wynikiem obozu prezydenckiego we Francji i rozpisaniem nowych wyborów parlamentarnych kandydatura Draghiego wydaje się mocno wątpliwa, a siła negocjacyjna Pałacu Elizejskiego w najbliższy poniedziałek będzie bardzo osłabiona. Po ogłoszeniu decyzji o rozwiązaniu francuskiego parlamentu w Brukseli spekulowano wręcz o przesunięciu daty negocjacji obsady najważniejszych stanowisk w UE. Teoretycznie bowiem pierwsza sesja Parlamentu Europejskiego, podczas której wybrani zostaną jego przewodniczący i zastępcy oraz dojdzie do głosowania nad składem Komisji Europejskiej, odbędzie się w drugiej połowie lipca. Wybory we Francji zaplanowane są na 30 czerwca i 7 lipca. Plotki spotkały się jednak ze zdecydowaną reakcją państw członkowskich, które wykluczyły możliwość przesunięcia negocjacji.
Nagrody pocieszenia
Spośród najważniejszych funkcji w UE do obsadzenia pozostanie funkcja przewodniczącego Rady Europejskiej, Parlamentu Europejskiego oraz szefa unijnej dyplomacji. Nasi rozmówcy z Europejskiej Partii Ludowej przekonują, że zostanie utrzymany podział z poprzedniego PE, zgodnie z którym EPP oraz socjaliści wyznaczą przewodniczących na połowę kadencji. Z ramienia EPP najbardziej prawdopodobną kandydatką jest Roberta Metsola. Wówczas chadecy mieliby już w swoim portfolio kierowanie Komisją pełne pięć lat oraz Parlamentem przez 2,5 roku, w związku z tym socjalistom ma zostać zaproponowana teka szefa Rady Europejskiej, którą zwyczajowo obejmuje któryś z dotychczasowych premierów lub prezydentów. A spośród tych do najważniejszych zaliczają się kanclerz Niemiec Olaf Scholz, którego SPD przegrało nawet z Alternatywą dla Niemiec, zyskując dopiero trzecie miejsce, oraz premier Hiszpanii Pedro Sánchez, którego partia przegrała wybory z będącą częścią EPP Partią Ludową. Dodatkowo odejście lidera hiszpańskich socjalistów mogłoby wywołać znaczący kryzys w kraju, w którym większościowe rządy lewicy są w pełni zależne od regionalnych partii baskijskich i katalońskich, które wywierają na nie coraz większą presję.
W związku z tym nazwiskiem, które coraz częściej pojawia się w brukselskich kuluarach, jest były premier Portugalii Antonio Costa. Portugalczyk podał się do dymisji pod koniec ubiegłego roku, kiedy to został objęty śledztwem w związku aferą korupcyjną, w którą zaangażowani byli jego współpracownicy. Samemu Coście nie postawiono żadnych zarzutów. – Większość okazała się dęta, dlatego w związku z problemami Sáncheza rozpatrujemy realnie zaproponowanie tej funkcji Coście – mówi nam przedstawiciel EPP. Wówczas trzeciej sile koalicyjnej, czyli liberałom, przypadłaby w udziale funkcja szefa unijnej dyplomacji. Jedyną szefową państwa lub rządu, która nie odniosła sromotnej porażki wyborczej, z tej formacji jest premier Estonii Kaja Kallas. Szefowa estońskiego rządu sama poniekąd zgłosiła swój akces, publicznie deklarując rozważenie pracy w KE.
W stawce są także kluczowe teki gospodarcze w Komisji Europejskiej, jednak zdecydowanie eksponowaną funkcją może być w najbliższych latach komisarz ds. obrony nie tylko z uwagi na trwającą wojnę w Ukrainie, ale unijne plany wzmacniania europejskiego przemysłu zbrojeniowego. Na tym stanowisku jak na razie bezkonkurencyjny wydaje się Radosław Sikorski, a sama von der Leyen wielokrotnie deklarowała, że teka ta powinna przypaść reprezentantowi kraju Europy Środkowo-Wschodniej. Sikorski wpasowuje się w ten schemat z wielu względów – od reprezentowania PO i EPP przez wysoką pozycję Tuska w negocjacjach po deklaracje szefowej KE. Co istotne, taki porządek rzeczy musi zaakceptować jednomyślnie 27 państw oraz w dalszej kolejności – europosłowie zwykłą większością głosów. Ostateczny test unijnej jedności już w przyszły poniedziałek. ©℗
Ubiegająca się o drugą kadencję Niemka jest główną kandydatką zwycięskiej w wyborach frakcji – Europejskiej Partii Ludowej. Jej wybór oznaczałby wyczerpanie limitu jednego komisarza dla Niemiec.
Reprezentujący socjalistów były premier Portugalii przez długi czas był kandydatem na szefa RE. Po podaniu się do dymisji zniknął z brukselskich salonów, ale dziś ponownie jest na giełdzie nazwisk.
Wywodząca się z liberalnej frakcji Renew Europe premier Estonii deklarowała, że „poważnie rozważy” pracę w Komisji. Od lat jest wymieniana jako kandydatka na jedną z ważniejszych funkcji w UE.
Były premier Włoch i były szef Europejskiego Banku Centralnego choć nie reprezentuje żadnej rodziny politycznej, jest traktowany jako nominat Emmanuela Macrona.
Pochodząca z Malty i reprezentująca również Europejską Partię Ludową Metsola uzyskała mandat europosłanki i jest sondowana na pierwszą połowę kadencji, czyli 2,5 roku. Po niej stanowisko przejmie frakcja socjalistów.
Szef polskiego MSZ jest kandydatem do objęcia nowej funkcji komisarza ds. obrony. Jego nazwisko pojawia się także na liście potencjalnych szefów unijnej dyplomacji. Wątpliwe, żeby EPP uzyskało trzy z czterech najważniejszych stanowisk.