Europejska Partia Ludowa chce współpracy z socjalistami i liberałami. Mimo wzrostu poparcia dla twardszej prawicy największe frakcje obroniły własną większość.
Zgodnie ze prognozami na podstawie wstępnych wyników wyborów centroprawicowa Europejska Partia Ludowa (EPP) uzyskała 185–189 mandatów, Postępowy Sojusz Socjalistów i Demokratów (S&D): 137–139, a liberałowie z Odnówmy Europę (RE) zamykają podium z 79–82 mandatami. Na kolejnych miejscach znaleźli się Europejscy Konserwatyści i Reformatorzy (ECR, 73–81), skrajnie prawicowa Tożsamość i Demokracja (ID, 58–62), Zieloni (52–54) i skrajna Lewica (36–39).
Co istotne, ok. 100 mandatów przypadło w sumie posłom dotychczas niezrzeszonym i wywodzącym się z ugrupowań, które zadebiutują w Parlamencie Europejskim. Spośród polskich partii wszystkie mandaty przypadające Konfederacji zostały przyporządkowane do ostatniej grupy. Potencjalnie zmniejszy się ona znacznie, ponieważ część europosłów przyłączy się do istniejących już frakcji. Nie są to przy tym wyniki ostateczne; nie wszystkie państwa podliczyły w pełni oddane u siebie głosy, ale drobne wahania w liczbie mandatów nie zmienią już układu sił.
Porządek zachowany
– Zapraszamy socjaldemokratów i liberałów do stworzenia koalicji na kolejne pięć lat – tak po ogłoszeniu wyników lider EPP Manfred Weber, z gestem otwartych ramion, rozpoczął dyskusję o potencjalnej koalicji powyborczej na X kadencję PE. Jeśli obie frakcje przystaną na tę propozycję i potwierdzą to podczas pierwszej, lipcowej sesji plenarnej, w UE zostanie utrzymane status quo. To jednak oznacza zmianę retoryki, bo w trakcie kampanii dwie największe frakcje nie szczędziły sobie najpierw uszczypliwości, a wreszcie otwartej krytyki, która płynęła głównie z lewej strony sceny w kierunku chadeków. Wobec środowiska EPP narastała krytyka ze strony grup liberalnych i lewicowych za zwrot w kierunku prawicowej retoryki i postulatów. Mowa nie tylko o Pakcie o migracji i azylu czy postawieniu na tematykę bezpieczeństwa i obronności, lecz także o potencjalnych aliansach powyborczych.
Nie jest tajemnicą, że EPP, w tym Weber i przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen, są w stałym kontakcie z premier Giorgią Meloni, której partia zwyciężyła w wyborach europejskich i ugruntowała swoją pozycję na włoskiej scenie. Meloni jest czołową postacią w ECR i prowadzi rozmowy zarówno z Marine Le Pen, która dotychczas wolała ID, jak i z węgierskim Fideszem, który po opuszczeniu EPP trafił do grona niezrzeszonych. Socjaliści i liberałowie wykluczają współpracę z twardą prawicą, nawet Meloni, stosując znaną od lat strategię odgradzania kordonem sanitarnym partii antysystemowych (ten worek dla lewej strony sceny oznacza właściwie wszystko na prawo od centrum). Jak ocenił w rozmowie z nami jeden z przedstawicieli EPP, Meloni prawdopodobnie pozostanie w ECR, ale będzie utrzymywała stałe relacje z chadekami, zwłaszcza na poziomie międzyrządowym.
Jej poparcie będzie istotne podczas negocjacji składu nowej KE i innych ważnych instytucji – zgodę muszą wyrazić wszyscy szefowie państw i rządów oraz większość europosłów. A EPP – jak twierdzi drugi z naszych rozmówców z frakcji – spodziewa się poparcia ponad 400 posłów dla reelekcji von der Leyen. Choć socjaliści i liberałowie podtrzymują sprzeciw dla współpracy z prawicą, to tym pierwszym zaledwie udało się obronić stan posiadania, a ci drudzy zanotowali największy spadek wśród wszystkich frakcji, głównie za sprawą fatalnych wyników prezydenckiego obozu Emmanuela Macrona. Przy takim układzie sił EPP z S&D oraz RE mogliby zgromadzić znacznie więcej niż stabilna większość 361 głosów potrzebna do przeforsowania nowej obsady najważniejszych stanowisk.
Prawica widoczna, ale w opozycji
Unijny główny nurt zachował dominującą pozycję przede wszystkim za sprawą sukcesu EPP, która na finiszu kampanii osłabiła frakcje prawicowe. Według przedwyborczych prognoz ECR i ID mogły się bić o trzecie miejsce z liberałami. Tymczasem po wyrzuceniu z ID Alternatywy dla Niemiec (AfD) frakcja została pozbawiona nawet 17 mandatów. Nie zmienia to tego, że partie skrajnie prawicowe zwyciężyły w Austrii (Wolnościowa Partia Austrii), zajęły drugie miejsce w Holandii (Partia na rzecz Wolności), Niemczech (AfD) i Rumunii (Sojusz na rzecz Unii Rumunów), a swoich posłów wprowadziła nawet francuska Rekonkwista Érica Zemmoura. Znacznie poniżej oczekiwań wypadła Liga Mattea Salviniego, która dysponowała aż 22 europosłami i przewodniczyła grupie ID.
Jak podkreśla w rozmowie z nami Heather Grabbe z brukselskiego think-tanku Bruegel, partie radykalnej prawicy zdobyły ostatecznie prawie tyle samo mandatów co ugrupowania socjaldemokratyczne, ale – jak dodaje – pozostaje pytanie o ich skuteczność. – W przeszłości wielu z ich posłów nie uczestniczyło zbytnio w pracach PE. Nie są tak zdyscyplinowani w głosowaniach jak ci z partii głównego nurtu. Populistyczni posłowie do PE mają tendencję do skupiania się tylko na kilku kwestiach, np. migracji. Aby wywierać większy wpływ na co dzień, musieliby zajmować stanowiska w wielu innych kwestiach politycznych i w pełni zaangażować się w prace parlamentu – twierdzi Grabbe. Niewykluczone również, że podział prawicowych frakcji na umiarkowanych ECR i skrajną ID ulegnie zmianie. Do założenia nowego klubu potrzeba 23 posłów wybranych w co najmniej 7 państwach. Kluczowymi rozgrywającymi w tych rozmowach obok Meloni będą Marine Le Pen i Viktor Orbán. ©℗