W ostatnich tygodniach roi się od wydarzeń, których scenariusz – by nawiązać do klasyka – jest pisany obcym alfabetem. W piątek w serwisie PAP pojawiła się depesza pod tytułem „Premier RP Donald Tusk: 1 lipca 2024 r. zacznie się w Polsce częściowa mobilizacja”, w myśl której „wszyscy zmobilizowani zostaną wysłani na Ukrainę”. Agencyjni dziennikarze szybko zauważyli wrzutkę i już po ośmiu minutach została ona anulowana. Pewne elementy depeszy wskazywały na to, że została przetłumaczona z rosyjskiego (np. domniemany kryptonim akcji, dosłownie „mobilizacja dla pokój”, por. z rosyjskim „mobilizacyja za mir”). Tusk natychmiast ogłosił w serwisie X, że to element „rosyjskiej strategii destabilizacji w przeddzień wyborów europejskich”. – W ubiegłym roku mieliśmy do czynienia z 80 tys. incydentów w cyberprzestrzeni. W tym roku może być ich dwa razy więcej – mówił minister obrony Władysław Kosiniak-Kamysz.

Rzekoma depesza została natychmiast podjęta przez konta specjalizujące się w kolportowaniu rosyjskiej narracji, zajmujących się na co dzień skłócaniem Polaków z Ukraińcami (ostatnim hitem są rewelacje o skażonej żywności z Ukrainy) i propagandą formalnie rzecz biorąc „antywojenną”, ale w praktyce podważającą sens wspierania sąsiada. Polska jest też coraz częstszym elementem rosyjskiej narracji oficjalnej. 30 maja w programie Władimira Sołowjowa meteorolog Jewgienij Tiszkowiec analizował, że czwartkowy kierunek wiatru wskazywałby na celowość wyprowadzenia uderzenia jądrowego przeciw Czechom, skąd „radioaktywny popiół i radioaktywne osady w ciągu 24–36 godzin dojdą do rusofobicznej Polski, Niemiec, Danii, południa Szwecji i Norwegii”. Dwa dni wcześniej prezenter kanału Sołowjowa Aleksandr Toporin nazwał Polskę „awangardą eskalacji”. Regularnie wraca postulat rakietowego uderzenia w węzeł tranzytowy w Rzeszowie.

Bohaterem propagandy pozostaje zbiegły na Białoruś Tomasz Szmydt. Były pułkownik białoruskiej milicji Alaksandr Azarau, który w emigracyjnym gabinecie Swiatłany Cichanouskiej odpowiada za sprawy wewnętrzne, powiedział „Gazecie Wyborczej”, że Moskwa zaangażowała się już w tę sprawę. – Nasi informatorzy twierdzą, że przyjechała specjalna grupa z rosyjskiej Federalnej Służby Bezpieczeństwa i przesłuchują byłego sędziego. Wycisną go jak cytrynę – mówił Azarau. Wcześniej Szmydt fotografował się w towarzystwie gen. Iwana Tertela, szefa białoruskiej bezpieki, notabene etnicznego Polaka. Intensyfikację wymierzonych w Polskę działań zwasalizowanej przez Kreml Białorusi zapowiada powołanie na szefa sztabu sił zbrojnych gen. Pawła Murawiejki. Murawiejka jako zastępca sekretarza Rady Bezpieczeństwa fantazjował, że Białoruś ma „wszelkie podstawy, by siłą przebić korytarz przez Litwę” do Królewca, a wcześniej przyznawał, że Mińsk „wykonuje pewne funkcje” w ramach rosyjskiej „specjalnej operacji wojskowej”.

Sytuacja na białoruskiej granicy już się zresztą zaostrzyła. W zeszłym tygodniu dwaj żołnierze zostali zranieni nożami przez migrantów wykorzystywanych przez białoruskie służby do testowania szczelności granicy. – Mamy do czynienia z kolejną, niezwykle brutalną odsłoną wojny hybrydowej – komentował Kosiniak-Kamysz. Do aktów dywersji dochodzi również w głębi kraju. Rosyjskie służby mogły mieć coś wspólnego z pożarami, do jakich doszło w maju w różnych miejscach Polski. 27 maja Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego zatrzymała trzy osoby, w tym obywatela Białorusi, „podejrzewane o dokonywanie podpaleń obiektów w różnych częściach kraju”. W styczniu ABW zatrzymała też Ukraińca, „który czynił przygotowania do podpaleń obiektów na terenie Wrocławia”. Biorąc pod uwagę tendencje międzynarodowe, takich zdarzeń będzie więcej, a teza Tuska, że cezurą czasową są eurowybory, wydaje się przesadnie optymistyczna. ©℗