„Dzień dobry, jestem obywatelką Polski i chciałabym powiadomić o możliwym przestępstwie” – napisała niejaka Agnieszka I. przez formularz umieszczony na stronie białoruskiego KGB. W zhakowanej przez opozycyjnych Cyberpartyzantów bazie 40 tys. wiadomości, które w latach 2014–2023 otrzymała bezpieka drogą elektroniczną, są takie, które napisano z Polski. Sędzia Tomasz Szmydt jest może najwyżej postawionym, ale nie jedynym Polakiem gotowym do współpracy z reżimem Alaksandra Łukaszenki.
Agnieszka I. informuje o współpasażerach autobusu planujących przekazanie Amerykanom informacji o Białorusi. Jak twierdzi, lubi ten kraj i nie chce, „by ktokolwiek mu zaszkodził”. Jest też donos na dyrektora współpracującej z Białorusią polskiej firmy, który miał w gabinecie karykatury Alaksandra Łukaszenki i opozycyjną symbolikę. Biznesmen mówi nam, że zna osobę, która na niego doniosła. Ta twierdzi, że to prowokacja, a ktoś obcy podał na stronie jej dane osobowe (nie były one weryfikowane, więc faktycznie można było pod donosem podać dowolne nazwisko i numer telefonu).
Były białoruski milicjant Stanisłau Łupanosau, który przeszedł na stronę opozycji, ocenia, że jeśli ktoś wysłał tą drogą konkretne informacje o czyimś zaangażowaniu w działalność opozycyjną, mógł mu mocno zaszkodzić. – Już zwerbowany agent, jeśli chce o czymś powiadomić, kontaktuje się z oficerem prowadzącym, a nie pisze zgłoszeń przez stronę bezpieki – zaznacza.
Pod koniec kwietnia Cyberpartyzanci, hakerzy działający na rzecz opozycji, wykradli bazę wiadomości, jakie w latach 2014–2023 otrzymał przez internet Komitet Bezpieczeństwa Państwowego (KGB) Białorusi. Na bazę składa się 40 tys. meldunków. Znaczna część to wiadomości od osób z zaburzeniami psychicznymi, piszących o spiskach o zasięgu światowym. Inne to prośby do komitetu albo informacje o przestępstwach kryminalnych. Według byłych milicjantów zrzeszonych w opozycyjnej organizacji BelPol tylko 5 proc. to klasyczne donosy polityczne, informujące o antyrządowej działalności sąsiadów i znajomych.
Jednym z donosicieli okazał się kandydat w planowanych na 25–28 maja wyborach do Rady Koordynacyjnej, czyli opozycyjnego parlamentu. Pawieł Bialucin został wycofany z wyścigu. Nieznana pozostaje przy tym skala donosów składanych tradycyjną pocztą, telefonicznie, osobiście albo poprzez tworzone przez bezpiekę boty w serwisach społecznościowych. Niemniej skala donosicielstwa na Białorusi jest o rząd wielkości mniejsza niż w Rosji, nawet biorąc pod uwagę, że Białorusinów jest 15-krotnie mniej niż Rosjan. Według danych rządowych Rosjanie tylko w I połowie 2022 r. napisali ponad 145 tys. donosów, z których większość dotyczyła „fejków” i „dyskredytacji armii”. Walka z nazywanym w ten sposób zjawiskiem krytyki polityki Kremla nasiliła się tymczasem dopiero w marcu 2022 r., po najeździe na Ukrainę.
W przypadku Białorusi zwraca uwagę nadreprezentacja wiadomości autorstwa osób przedstawiających się jako Rosjanie. Ale są one też pisane przez Litwinów, Niemców, Ukraińców – i Polaków. „Dzień dobry, jestem obywatelką Polski i chciałabym powiadomić o możliwym przestępstwie” – pisze 30 kwietnia 2023 r. Agnieszka I. (w donosie pełne nazwisko), która opisała współpasażerów zmierzających do amerykańskiego konsulatu w Warszawie. „28–29 marca jechałam z Brześcia do Polski i w autobusie była młoda rodzina lat 30 z dzieckiem lat 5–6 (…). Mężczyzna mówił żonie, że przez 10 lat pracy ma zebrane mnóstwo ważnego dla USA. Jak zrozumiałam, wcześniej już im coś wysyłał, co mogło ich zainteresować. Mężczyzna całą drogę się denerwował i mówił, że jeśli im się spodoba, to, co wie, wtedy wyjadą i dostaną obywatelstwo Ameryki” – dodaje, podając imiona i nazwisko rodziny. Kobieta zapewnia, że „bardzo lubi wasz kraj” i nie chce, „by cokolwiek mogło wam zaszkodzić”.
Konfidenci chętnie donoszą białoruskim służbom
Nie wiemy, czy Agnieszka istnieje naprawdę. Google ani serwisy społecznościowe nie znają osoby o takich danych (chyba, żeby zmienić jedną samogłoskę w nazwisku, co może świadczyć o literówce). Adres e-mail, który podała, jest nieaktywny, a pewne cechy języka rosyjskiego, którym się posługuje, wskazują, że jest to dla niej język ojczysty, używany na co dzień także w wersji potocznej. Możliwe, że autorka podszyła się pod Polkę, by zapewnić sobie większą anonimowość. Ale takich wiadomości jest więcej. W 2021 r. KGB otrzymało informację, że szef jednej z zarejestrowanych w Polsce firm zaangażowanych w transgraniczną wymianę handlową ma w gabinecie karykatury Alaksandra Łukaszenki i symbolikę demokratycznej Białorusi. Odezwaliśmy się do właściciela firmy i domniemanego autora donosu. Biznesmen mówi, że po raz ostatni był na Białorusi jeszcze przed protestami w 2020 r., więc donos nie wpłynął na niego osobiście. Jak dodaje, autora wiadomości zna. – Pracował u nas wcześniej, a w 2021 r. ponownie starał się o pracę, ale jej nie otrzymał – mówi.
Mężczyzna, którego dane widnieją pod donosem, zaprzecza, jakoby miał cokolwiek wspólnego z donosem. – Pamiętam historie o upadku Stasi i radzieckiego KGB. Czynienie ludziom podłości jest nie do pogodzenia z moimi zasadami moralnymi. To prowokacja przeciwko mnie i moim bliskim. Ktoś tam po prostu wpisał moje dane – tłumaczy. Nasz rozmówca dodaje, że gdy Cyberpartyzanci ujawnili donosy, był na Białorusi. W trakcie jego pobytu ktoś próbował włamać się na jego telefon – dowodzi i przysyła screeny komunikatów Microsoftu z datami o podejrzanej aktywności na koncie. – Po przyjeździe do Polski złożyłem zawiadomienie. Poproszono, żebym informował o każdym, kto będzie do mnie dzwonił i pisał – podkreśla. Prosi, by „nie robić z niego idioty ani Maty Hari”, bo „nie ma nic wspólnego z polityką”. – Podejrzewam, kto to mógł zrobić, ale niech się tym zajmują ludzie kompetentni – kończy.
Typowy donos pochodzi rzecz jasna z Białorusi. Kirył pisze: „Dzień dobry! Uprzejma prośba o sprawdzenie osoby pod kątem stosunku do Republiki Białorusi! Skarga na A.W.M. (pełne nazwisko, telefon, adres zamieszkania i daczy – red.). Dana osoba w rozmowach stale chwali się, jak w 2020 r. wychodziła na zakazane wiece, zajmowała się dobroczynnością pod aresztem Akrescina, usunęła się z sieci społecznościowych w internecie, żeby jej nie znaleźli, za co z synem otrzymała Kartę Polaka i obecnie pracuje w Rzeczypospolitej Polskiej, ale często przyjeżdża do żony do RB. Nie da się słuchać, jak nienawidzi władzy i pracowników MSW!”. Inne powiadomienia dotyczą osób publicznych, jak polityk Zmicier Daszkiewicz (od marca 2022 r. za kratkami) czy dziennikarka Wolha Łojka (wyemigrowała po 10 miesiącach w areszcie). Na artykuł napisany wspólnie z ekonomistą Siarhiejem Czałym poskarżyła się Julija z Mińska. – W materiałach mojej sprawy były dwa nasze wspólne teksty, ale nie pamiętam, czy był wśród nich artykuł z donosu – mówi nam Łojka.
Jak dodaje w rozmowie z nami Stanisłau Łupanosau, były oficer białoruskiego MSW, który przeszedł na stronę opozycji, ktoś, kto podał konkretne informacje na temat opozycyjnej działalności danej osoby, może jej mocno zaszkodzić. – Najgłośniejszy taki przypadek miał miejsce w 2017 r. Sprawa Białego Legionu zaczęła się od informacji od niejakiej „obywatelki Frau”, która skorzystała właśnie z formularza na stronie KGB – przypomina Łupanosau. Reżim wykorzystał zgłoszenie, by uderzyć w dawnych członków tej nacjonalistycznej organizacji. – W bazie ujawnionej przez Cyberpartyzantów jest parę ciekawych historii związanych np. z donoszeniem na konkurencję biznesową. Możliwe, że część donosów napisali ludzie inspirowani przez agentów KGB. Ale służby co do zasady pozyskują informacje z innych źródeł. Już zwerbowany agent, jeśli chce o czymś powiadomić, kontaktuje się ze swoim oficerem prowadzącym, a nie pisze zgłoszeń przez stronę bezpieki – zaznacza Łupanosau. ©℗
rozmowa
Skrzynka KGB jest jak sito do wyłapywania
Każdy przypadek wymaga oczywiście indywidualnej oceny, ale art. 130 kodeksu karnego mówi, że „kto, biorąc udział w działalności obcego wywiadu albo działając na jego rzecz, udziela temu wywiadowi wiadomości, której przekazanie może wyrządzić szkodę Rzeczypospolitej Polskiej podlega karze pozbawienia wolności na czas nie krótszy od lat 8”. Tak więc jednorazowe przekazanie informacji może być potraktowane jako działanie na rzecz wywiadu, a regularne przekazywanie wiadomości jako udział w działalności, gdyż nie ulega wątpliwości, że osoba tworząca takie e-maile ma świadomość, że pisze do służb obcego państwa.
Taką skrzynkę można traktować jako pierwsze sito selekcji osób sfrustrowanych, które są podatne na współpracę z białoruskimi służbami. To im ułatwia zadanie, służby nie muszą szukać, te osoby same się zgłaszają. Chęć odwetu osobistego, niechęć do własnego państwa czy silne poczucie krzywdy to dobra podstawa do werbunku.
Oczywiście, że tak. Nasze służby powinny zajmować się wszystkimi obywatelami, którzy chcą prowadzić współpracę ze służbami innych państw, szczególnie wrogich jak Białoruś czy Rosja. Każda taka informacja powinna być sprawdzana. Najpierw powinno się przeprowadzić analizę sytuacji i identyfikację takich osób, później można spróbować przewerbowania albo ich ścigać. Każdy obywatel Polski musi wiedzieć, że współpraca ze służbami z innych krajów jest przestępstwem. Co trzeba podkreślić, nawet jeśli to są służby sojusznicze. Oczywiście jeśli Polak mieszkający za granicą zgłasza się do służb polskich, jest to co innego.
To też powinno interesować polskie służby. To jest dokładnie taka sama kwalifikacja prawna – zagrożenie szpiegostwem. Patologią byłoby, gdybyśmy tego nie ścigali. Treść art. 130 to standard na całym świecie. ©℗