Choć w unijnej polityce rozszerzenia w ostatnich pięciu latach wydarzyło się bardzo dużo, to głównie za sprawą rosyjskiej inwazji na Ukrainę, a nie wielkiego zaangażowania Olivéra Várhelyia, komisarza odpowiedzialnego za tę kwestię. Węgier i jego praca są oceniane w Brukseli źle, i to nie tylko przez wiodące środowiska polityczne, jak Europejska Partia Ludowa czy Socjaliści i Demokraci. Tę krytykę wywołuje głównie to, że dyrekcja ds. rozszerzenia dysponuje jednym z większych budżetów spośród wszystkich dyrekcji, tymczasem komisarz w niewielkim stopniu przyczynił się do postępów w rozmowach z Ukrainą, Mołdawią i Gruzją. Nie tylko dlatego, że dla Budapesztu priorytetem były związki z Bałkanami Zachodnimi.

Jest wątpliwe, by w najbliższej kadencji unijnych instytucji doszło do kolejnego rozszerzenia. Najbardziej zaawansowane w procesie są dziś Albania i Macedonia Północna. – Komisarz ds. rozszerzenia będzie musiał zrobić dużo, żeby utrzymywać kraje kandydujące w orbicie UE. Albo przynajmniej udawać, że robi dużo – stwierdził w nieoficjalnej rozmowie jeden z unijnych urzędników. Dziś ten proces będzie w ogromnej mierze uzależniony od losów wojny w Ukrainie – nikt w UE nie wyobraża sobie, by proces rozszerzenia mogło ukończyć państwo będące w stanie wojny (choć, prawdę mówiąc, takie stwierdzenia padały na temat każdego kroku w procesie, jaki Ukraina już zrealizowała). Zarazem w Brukseli panuje pełne przekonanie, że UE musi zadbać o podtrzymywanie prounijnego kursu nie tylko w Ukrainie, dla której to dziś jedyna droga, lecz także w krajach, w których entuzjazm może słabnąć z upływem czasu. Mowa nie tylko o Bałkanach Zachodnich, w tym Albanii i Macedonii Północnej, lecz także o Mołdawii czy – przede wszystkim – Gruzji.

Tymczasem zwłaszcza Macedończycy są zirytowani kolejnymi żądaniami sąsiadów – najpierw Grecji, potem Bułgarii, roszczących sobie prawo do współdecydowania, jak powinna brzmieć nazwa państwa czy wyglądać lista oficjalnie uznanych mniejszości narodowych. W efekcie euroentuzjazm w Skopje maleje najszybciej w regionie, faworytką w II turze wyborów prezydenckich po zaskakująco dobrym rezultacie w I turze (41,2 proc.) jest Gordana Siljanowska-Dawkowa, kandydatka niegodzącej się na żadne kolejne ustępstwa prawicy, co z kolei dobrze dla niej rokuje także w wyborach parlamentarnych, które odbędą się 8 maja, równocześnie z prezydencką dogrywką. Bośnia i Hercegowina oraz Serbia są jeszcze bardziej podzielone, w dodatku pod względem praworządności Belgrad notuje regres. Z kolei najbardziej proeuropejskiemu Kosowu szkodzą niekończący się konflikt z Serbią i niepełne uznanie międzynarodowe, także wśród członków UE.

Ukraina mimo wojny dość szybko realizuje kolejne punkty procedury

Status kandydata dla Ukrainy, o który jej prezydent Wołodymyr Zełenski poprosił piątego dnia inwazji, był początkowo lobbowany przez sojusz środkowoeuropejski z Polską, Słowacją i państwami bałtyckimi na czele. Warszawa przekonywała w pierwszych tygodniach wojny, że to wzmocni ukraińskie morale. Początkowe opory państw zachodnioeuropejskich zostały przełamane – do tego stopnia, że prezydent Francji Emmanuel Macron, kanclerz Niemiec Olaf Scholz i ówczesny premier Włoch Mario Draghi spróbowali przejąć wieniec laurowy i ogłosili poparcie dla starań Kijowa podczas wizyty w ukraińskiej stolicy w czerwcu 2022 r. Ukraina mimo wojny dość szybko realizuje kolejne kroki proceduralne. Nasze źródła w ukraińskim rządzie wspominały, jak wicepremier ds. integracji Olha Stefaniszyna zaangażowała miejscowe prywatne ośrodki analityczne do pracy nad wypełnieniem liczącego tysiące stron kwestionariusza przed przyznaniem statusu kandydata. – Praca trwała od rana do nocy, ale wyrobiliśmy się w tydzień z czymś, co innym zajmowało miesiące – śmieje się nasz rozmówca.

Przez pierwszy rok pełnowymiarowej wojny rosyjsko-ukraińskiej przedstawiciele unijnych instytucji wielokrotnie powtarzali, że „już wkrótce” będziemy mówić o UE z 30 państwami lub więcej. Dziś trudno o deklaracje i przewidywania dotyczące daty potencjalnego rozszerzenia. Większość ekspertów i dyplomatów, z którymi rozmawialiśmy w ostatnich dniach, wyrażała umiarkowany optymizm, ale nikt nie wskazał na to, żeby do jakiegokolwiek rozszerzenia mogło dojść w najbliższej, pięcioletniej kadencji unijnych instytucji. Ukrainie w reformach, rzecz jasna, nie pomaga wojna. Gruzja musi udowodnić Brukseli, że jej demokratyzacja jest realna, w czym nie pomaga jej procedowana właśnie w parlamencie ustawa bijąca w organizacje pozarządowe, przekopiowana z rozwiązań rosyjskich. Mołdawia wyraźnie znalazła się na celowniku Rosji jako kraj, którego historia sukcesu dobitnie uderzyłaby w interesy Kremla. Bałkany Zachodnie spędziły w kandydackiej poczekalni dużo więcej czasu, ale stan ich demokracji też nie budzi zachwytu. A o Turcji, z którą rozmowy zostały zawieszone, nikt już w kontekście akcesji do UE nie wspomina. ©℗

ikona lupy />
Biorąc wszystko pod uwagę, czy powiedziałbyś, że nasz kraj skorzystałby, czy też nie skorzystałby na członkostwie w UE? (proc.) / Dziennik Gazeta Prawna - wydanie cyfrowe