Jeśli Tel Awiw uzna, że wojna jest jedynym sposobem na zapewnienie Izraelowi spokoju i bezpieczeństwa, to się na nią zdecyduje. - mówi Marcin Krzyżanowski, wykładowca Uniwersytetu Jagiellońskiego i prezes Harekat Consulting, specjalista od polityki i ekonomii Iranu.

Co sposób przeprowadzenia ataku przez Iran mówi nam o jego celach?
ikona lupy />
Marcin Krzyżanowski, wykładowca Uniwersytetu Jagiellońskiego i prezes Harekat Consulting / Materiały prasowe / fot. Materiały prasowe

Na pewno nie dąży do eskalacji. Gdyby tak było, to odpowiedź na izraelski atak na placówkę dyplomatyczną w Damaszku byłaby niemal natychmiastowa. Irańskie wojska powietrzne są w stanie permanentnej gotowości, więc szybki odwet byłby jak najbardziej możliwy. Poza tym, jeśli miałby to być pierwszy krok do wojny, to ostrzał byłby dużo bardziej zmasowany. Czas i sposób przeprowadzenia ataku wskazuje, że Iran chciał poniekąd przetestować zarówno swoje, jak i izraelskie możliwości. Przede wszystkim chodziło jednak o to, by odpowiedzieć na wydarzenia w Damaszku. Teheran ogłosił, że sprawa jest już załatwiona i możemy wracać do „business as usual”.

Możemy brać słowa Irańczyków za pewnik?

Oczywiście, że nie. Żadne państwo nie jest w stu procentach transparentne w swoich działaniach. Zawsze prowadzi się jakieś zakulisowe gry. Natomiast w tym konkretnym przypadku, biorąc pod uwagę spójność irańskiej narracji i postawę Stanów Zjednoczonych, można przyjąć, że faktycznie Iran uważa sprawę za zakończoną. Co oczywiście nie oznacza, że zaprzestanie wspierania organizacji terrorystycznych, w tym Hamasu, Hezbollahu czy Ruchu Hutich. Teheran nie przestanie też podejmować prób zwalczania Izraela. Iran prawdopodobnie będzie kontynuował swoją strategię, zwiększając bezpośredni nacisk na Izrael.

Wielu ekspertów podkreśla, że Iran nie chce wojny. To samo możemy powiedzieć o Izraelu?

Sytuacja w przypadku Izraela wygląda trochę inaczej. On też nie chce dużej wojny. Tylko że to Izrael jest od kilku miesięcy niemalże codziennie bombardowany. Iran, nawet jeśli brać pod uwagę atak z 1 kwietnia, nigdy nie był obiektem ataków. Uniknięcie eskalacji to utrzymanie relatywnego spokoju. Z kolei dla Izraela status quo oznacza ciągłe zagrożenie, ciągłe alarmy. Dlatego Izrael jest dużo bardziej chętny do ewentualnej eskalacji niż Iran, co nie znaczy, że jej oczekuje. Jeśli Tel Awiw uzna, że wojna jest jedynym sposobem na zapewnienie Izraelowi spokoju i bezpieczeństwa, to się na nią zdecyduje.

Zakładając najgorszy scenariusz, w którym dojdzie do otwartej wojny między Iranem a Izraelem: Teheran jest w stanie dorównać izraelskiej armii?

I tak, i nie. Pewnym problemem jest duża odległość, jaka dzieli Izrael i Iran. Potężna armia lądowa Izraela będzie bezużyteczna, bo nie będzie miała okazji do walki. Z kolei izraelskie lotnictwo jest zdecydowanie silniejsze od irańskiego. Z tym że przeprowadzenie ataków na Iran nie jest takie proste, gdyż Iran wprost zapowiedział, że każde państwo regionu, które użyczy swojej przestrzeni powietrznej Izraelowi do ataku na Iran, zostanie potraktowane jako wróg. Mimo dysproporcji sił konwencjonalnych na korzyść Izraela, może mieć on problem z pokonaniem Iranu. To kraj duży o bardzo rozbudowanym przemyśle zbrojeniowym. Trudno będzie go z takiej odległości zniszczyć. Z kolei Iran będzie w stanie na poważnie zagrozić Izraelowi masowym ostrzałem. Tu pojawia się pytanie o skuteczność izraelskiej obrony przeciwlotniczej. Pamiętajmy, że Teheran, pomimo swoich słabości i pewnych oznak społecznej destabilizacji, dysponuje bardzo potężnym arsenałem środków nieco mniej konwencjonalnych. Teheran będzie mógł w razie otwartej wojny zaangażować wszystkich swoich regionalnych sojuszników, a jest ich całkiem sporo.

Wsparcie bojówek jest ważne, ale co z poparciem państw regionu? Władze Iranu w ostatnim czasie odbudowywały nadszarpnięte stosunki z sąsiadami. To wystarczy, by opowiedzieli się po jego stronie?

Państwa regionu ‒ z wyjątkiem Jordanii, która jest zagrożona destabilizacją ze strony Palestyńczyków ‒ będą raczej trzymać się z daleka od konfliktu. Tuż przed atakiem, do którego doszło w nocy z soboty na niedzielę, państwa regionu ogłaszały zamykanie swoich przestrzeni powietrznych i zakazywały używania baz amerykańskich na swoim terytorium do ataków na cele irańskie. Państwa na Bliskim Wschodzie są w większości przypadków sojusznikami Stanów Zjednoczonych. Mowa m.in. o Arabii Saudyjskiej. Jednocześnie ich relacje z Izraelem są, mówiąc delikatnie, skomplikowane. Nie chcą też ryzykować ataku ze strony Iranu, który położony jest bliżej państw arabskich niż Izraela i który ma narzędzia pozwalające destabilizować sytuację wewnętrzną w tych krajach. ©℗

Rozmawiała Karolina Wójcicka