Dwa lata konfrontacyjnej polityki wobec Ukrainy i Unii Europejskiej nie przyniosły Budapesztowi żadnych korzyści. Szansą na realizację węgierskich interesów może się okazać nie straszenie wetem, ale współpraca na forum europejskim.

Węgry przyjęły wobec Ukrainy „strategiczny spokój”. Hasło to padło po raz pierwszy w wywiadzie Viktora Orbána dla państwowej telewizji M1 kilkadziesiąt godzin po rozpoczęciu wojny. Premier mówił w nim: „bardzo ważne jest, aby kraj znajdujący się w pobliżu teatru wojny nie włączył się w nią. Nazywamy to «strategicznym spokojem», on jest teraz potrzebny”. Ów spokój to przede wszystkim kreowanie się na państwo neutralne połączone z brakiem zgody na dostawy broni dla Kijowa. Na początku tłumaczono, że mogłoby to zagrozić bezpieczeństwu mniejszości węgierskiej żyjącej w Ukrainie, w obwodzie zakarpackim. Ta według ostatniego spisu powszechnego (z 2001 r.) liczyła 150 tys. osób. Realnie szacuje się ją obecnie na 80–90 tys. osób. Zagrożeniem miały zaś być możliwe ataki na szlaki transportowe.

Kolejne miesiące wojny mijały, a Zakarpacie pozostawało bezpieczne. Potrzebna była zmiana narracji. Oficjalny przekaz brzmiał teraz: „Węgry nie poprą żadnych działań, które nie prowadzą do deeskalacji konfliktu”. Dostawy broni miały zaś prowadzić do wydłużania konfliktu, a tym samym zwiększać liczbę ofiar, w tym zakarpackich Węgrów, którzy licznie służą w 128 Samodzielnej Zakarpackiej Brygadzie Szturmowej. Ich poświęcenie wykorzystują władze w Budapeszcie: skoro giną ich rodacy, to ma predestynować Węgrów do szczególnej roli „orędownika pokoju”.

Psychoza

Na pierwszym w 2024 r. posiedzeniu unijnej Rady ds. Zagranicznych (FAC) szef węgierskiej dyplomacji Péter Szijjártó stwierdził, że co prawda nastał nowy rok, ale w Brukseli dalej dominuje „stara wojenna psychoza”, a w debacie wygrywają prowojenne stanowiska, jak to o dozbrajaniu Ukrainy. Solą w oku Budapesztu są także kolejne pakiety sankcji. Obecnie Węgry kontestują 13. ich pakiet. Przy okazji ostatniego posiedzenia FAC z 19 lutego Szijjártó napisał w mediach społecznościowych: „Dziś nie będzie mowy o zawieszeniu broni ani o rozmowach pokojowych. Zamiast tego będzie o kolejnym pakiecie sankcji, ponieważ jest to rocznica, a sankcje zadziałały tak dobrze”.

Jesienią 2022 r., gdy rząd przeprowadził korespondencyjne „konsultacje narodowe” (wysłał pocztą kilka milionów ankiet, udostępnił je też w sieci – wypełniło je prawie 1,5 mln obywateli, czyli ok. jedna trzecia wyborców Fideszu) pod hasłem „sankcje nas rujnują”. Władze wyjaśniały wówczas, że taka polityka nie przynosi żadnych skutków poza uderzeniem w Europę Środkową. Ten komunikat pozostaje zresztą niezmienny od 2014 r. Już wtedy, po ataku „zielonych ludzików” na Ukrainę, Budapeszt wskazywał, iż na sprawę polityczną odpowiedź powinna być adekwatna – także polityczna, a nie uderzająca w system gospodarczy.

Podejście węgierskich władz do sankcji pozostaje niezmienione zarówno na forum międzynarodowym, jak i wewnętrznym. Akcentuje się w nich brak jakiejkolwiek skuteczności. Paradoksalnie zaprzeczył temu ambasador Federacji Rosyjskiej na Węgrzech. Wywiad z Jewgienijem Arnoldowiczem Stanisławowem opublikowała w ostatnią sobotę prorządowa gazeta codzienna „Magyar Nemzet”. Redakcja podkreśliła, że „Węgry nie zgadzają się z polityką sankcji, także z wojną, chcielibyśmy jak najszybszego pokoju”, na co ambasador stwierdził: „Widzimy, że strona węgierska robi wszystko, aby utrzymać stosunki na odpowiednim poziomie. (…) Jednak sankcje powoli, ale zdecydowanie wkradają się w nasze stosunki”.

Tego samego dnia Viktor Orbán wygłosił rodzaj orędzia podsumowującego poprzedni rok, a także definiującego wyzwania związane z 2024 r. W tym pięciopunktowy plan, którego celem jest „uczynienie Węgier jednym z najlepszych krajów w Europie”. Pierwsze dwa punkty są związane ze „zrozumieniem i z zaakceptowaniem zmieniającego się porządku świata”, a także umiejętności „szybkiego dostosowywania” do tej nowej rzeczywistości. Punktem centralnym jest natomiast postulat neutralności na wzór Szwajcarii czy Austrii. W jednym z przemówień mówił, że Węgrom nie dane było „pobawić się ideą neutralności”, co byłoby możliwe, gdyby leżały bliżej środka (w domyśle – Europy).

Orbán definiuje neutralność jako „trzymanie się z dala od polityki wojennej i sankcji” oraz przeciwstawienie się podziałowi na bloki jak w czasach zimnej wojny.

Trzeba pamiętać, że w czasie węgierskiego powstania premier Imre Nagy 1 listopada 1956 r. ogłosił neutralność Węgier, której kres położyła rosyjska interwencja. Orbán uważa za dziejową niesprawiedliwość, że to, co udało się Wiedniowi, było wtedy nie do ocalenia w Budapeszcie. Węgierski premier mówił przed rokiem: „Jesteśmy zbyt daleko na wschodzie, na wschodnim krańcu zachodniego świata, byśmy z tego mieli zrezygnować”.

Jaka wojna?

W ostatnim roku na portalu Direkt36 ukazały się dwa obszerne teksty tłumaczące przesłanki, które wpłynęły na postawę Budapesztu wobec Kijowa po 24 lutego. Przede wszystkim węgierskie służby do ostatniej chwili nie wierzyły w możliwość rosyjskiego ataku na Ukrainę. W przekonaniu, że wojny nie będzie, miała utwierdzić decydentów wizyta, jaką w Moskwie na trzy tygodnie przed wybuchem wojny złożył Viktor Orbán. Sam do dziś określa ją mianem „misji pokojowej”. Dziennikarze András Szabó i Szablocs Panyi pisali, że w otoczeniu premiera, a także w resorcie spraw zagranicznych czuć było wręcz ulgę, że nic nie wskazuje na to, by wojna miała wybuchnąć. Spływające do Budapesztu amerykańskie raporty informujące o coraz większym ryzyku konfliktu były uznawane za „mające rozsiewać wśród węgierskiej opinii publicznej fałszywe wiadomości, że Rosja chce iść na wojnę”. Najbardziej sceptyczne podejście do raportów wyrażał resort Pétera Szijjártó. Dziennikarze cytowali jednego z rozmówców, który stwierdził, że „członkowie kierownictwa MSZ poważnie wierzyło , że są «zaklinaczami Rosji»”, że tylko oni – w przeciwieństwie do Zachodu – potrafią zrozumieć Rosjan.

Warto przypomnieć, że pomimo wszystkich sygnałów o przygotowaniach do ataku szef węgierskiej dyplomacji przyjął 30 grudnia 2021 r. z rąk Siergieja Ławrowa order przyjaźni w dowód uznania wkładu w rozwój relacji węgiersko-rosyjskich.

Dziennikarze twierdzą, że Węgry mogły w tamtym momencie odejść od prorosyjskiej polityki w zamian za unijne ustępstwa związane z dostępem do środków z KPO. Kiedy ich nie uzyskali, kurs Budapesztu się utwardził.

Układ sił

Strona węgierska od dłuższego czasu podkreśla, że jedynym czynnikiem wpływającym na relacje Budapesztu i Kijowa są prawa węgierskiej diaspory w obwodzie zakarpackim. – Nie oczekujemy niczego poza przywróceniem praw węgierskiej mniejszości sprzed 2015 r. – powiedział Péter Szijjártó na spotkaniu dwustronnym w Użhorodzie (29 stycznia). Ale zbudowana wokół Ukrainy opowieść tak naprawdę do mniejszości nie odwołuje się w ogóle. W konsultacjach narodowych, które przeprowadzono w 2023 r. m.in. , o diasporze nie było ani słowa. Wskazywano natomiast na niepotrzebne przedłużanie wojny, a także na to, że wsparcie finansowe dla Ukrainy (zarówno na zakup broni, jak i pomoc finansową w wysokości 50 mld euro) jest realizowane kosztem Węgier (pieniądze z funduszy unijnych nie płyną nad Dunaj, bo trafiły nad Dniepr).

Po dwóch latach wojny Budapeszt został całkowicie osamotniony na arenie europejskiej. Gra sceptyków wobec zaangażowania po stronie Kijowa ze strony Austrii, Bułgarii czy Słowacji okazała się nieskuteczna, a pomoc Unii Europejskiej w ostatnim czasie jeszcze wzrosła

Opublikowany niedawno tekst Andrása Szabó z portalu Direkt36 rzucił inne światło na stosunek Budapesztu do aspiracji związanych z integracją europejską Ukrainy. Rok temu, w czasie spotkania koordynacyjnego przed unijnym szczytem, premier Orbán miał powiedzieć, że członkostwo Ukrainy zaburzy układ sił w Europie i doprowadzi zwiększenia wpływów amerykańskich w regionie. Władze Węgier utrzymują fatalne relacje z amerykańską administracją pod wodzą Joego Bidena. Premier do swojej tezy próbował przekonać prezydenta Francji, w którym upatrywał naturalnego sojusznika w sprawie przeciwdziałania budowaniu pozycji USA w Europie, Emmanuel Macron miał jednak nie zrozumieć jego kalkulacji i to on próbował przekonać węgierskiego premiera do ustępstw na rzecz wsparcia Ukrainy. Według Direkt36 Viktor Orbán wskazywał także, że rozpoczęcie rozmów akcesyjnych z Ukrainą umocni wewnętrzną pozycję polityczną prezydenta Zełenskiego, co wpłynie także na przebieg prezydenckiej kampanii wyborczej.

Bilans

„Stary PiS, który ma układ z Orbánem, zaczął pielgrzymować do prezesa i tłumaczyć mu, że trzeba grać jak on. Stawiać warunki i dysponować poparciem dla Ukrainy jak walutą. Rzeczywiście, Węgrom udawało się ustawić Zełenskiego” – mówił „Minister X” przywoływany przez Zbigniewa Parafianowicza w książce „Polska na wojnie”. Czy faktycznie Węgrom udało się ustawić Zełenskiego?

Po dwóch latach wojny Budapeszt został całkowicie osamotniony na arenie europejskiej. Gra sceptyków wobec zaangażowania po stronie Kijowa ze strony Austrii, Bułgarii czy Słowacji okazała się nieskuteczna, a pomoc Unii Europejskiej w ostatnim czasie jeszcze wzrosła.

Co więcej, szczyty Rady Europejskiej – grudniowy, w czasie którego decydowano o rozpoczęciu negocjacji z Ukrainą, a następnie lutowy w sprawie 50 mld euro pomocy – pokazały, że Unia znalazła sposób, by siła węgierskiego weta istotnie zmalała. W sprawach ważnych dla Budapesztu, np. w rolnictwie, „asertywna” polityka nie przyniosła wymiernych korzyści. Węgry nie mają też żadnych indywidualnych porozumień z Ukrainą. Prawa węgierskiej mniejszości narodowej zostały potwierdzone na tej samej zasadzie, co dla wszystkich mniejszości narodowych, których język jest zaliczany do oficjalnych języków UE. I jest to efekt realizacji rekomendacji Komisji Europejskiej oraz Komisji Weneckiej, a nie „ustawiania Zełenskiego”.

Wydaje się, że w Budapeszcie powoli wzrasta poczucie, że w pojedynkę w relacjach z Kijowem niewiele jest się w stanie uzyskać, a szansą na podjęcie ważnych z węgierskiej perspektywy tematów będzie dostosowywanie prawa ukraińskiego do europejskiego. Dużo skuteczniejsze aniżeli szantażowanie węgierskim wetem staną się gry zespołowe w trakcie negocjacji akcesyjnych. Warto wspomnieć, że w trakcie spotkania w Użhorodzie węgierski minister spraw zagranicznych komunikował, iż w ciągu 10 dni wspólna węgiersko-ukraińska komisja wypracuje rozwiązania, które pozwolą na poprawę relacji. Efekty tej pracy powinny pojawić się zatem do 8 lutego, jednak do momentu publikacji tego tekstu nie pojawiły się żadne konkrety.

Węgrom trudno będzie wycofać się z dotychczasowej polityki wobec Ukrainy, która okazała się strategiczną porażką. Możliwe jest jednak podjęcie działań włączających, które pozwolą Budapesztowi na korekty. Już po lutowym szczycie Rady Europejskiej Bruksela niejako pozwoliła węgierskiemu premierowi sprzedać efekt szczytu jako jego sukces. Orbán twierdził, że wycofał weto, bowiem „wywalczył”, że to nie „węgierskie” pieniądze popłyną na Ukrainę. To pozwoliło mu wyjść z twarzą przede wszystkim w oczach swoich wyborców. Powrót z rodzaju banicji w relacjach z partnerami w regionie bez wątpienia umożliwiłby eksponowanie zbieżnych tematów, także w sprawach ukraińskich, jednak będzie to niemożliwe dopóty, dopóki Budapeszt nie ograniczy polityki kreowania się na jedynego zwolennika pokoju w regionie. ©Ⓟ