Domagając się więcej od Europy, republikanie apelują, by na niepokojące kampanijne komentarze Donalda Trumpa patrzeć z przymrużeniem oka.

Europa komentuje kampanijne deklaracje Donalda Trumpa. Przewodzący w roku wyborczym w sondażach 77-latek przypominał na wiecu w Karolinie Południowej, że jako prezydent USA przekazał jednemu z sojuszników z NATO, że skoro ten ma zaległości w wydatkach na obronność, to nie tylko nie stanąłby w jego obronie, także zachęciłby Rosję do ataku na to państwo. Komentarz szybko obiegł świat, w prasie pojawiły się znów artykuły wieszczące koniec Sojuszu Północnoatlantyckiego, jeśli ekscentryczny nowojorski miliarder wróci do Białego Domu. Czy to jest już oficjalnie obowiązująca linia dryfującej coraz szybciej w kierunku izolacjonizmu Partii Republikańskiej? Reakcje na słowa Trumpa po prawej stronie rozpięte są od krytyki przez lekceważenie po entuzjazm.

Gdy wejdziemy na kampanijną stronę Trumpa, w sprawie Sojuszu możemy przeczytać jedno enigmatyczne zdanie: „Musimy zakończyć rozpoczęty za moich rządów proces gruntownej oceny celu oraz misji NATO”. Można się domyślać, że chodzi o pieniądze, bo żadną tajemnicą nie jest, że właściwie od początku swojej politycznej kariery Trump wymagał od europejskich sojuszników NATO podwyższenia wydatków na zbrojenia. Za mniej niż 2 proc. PKB na obronność groził wycofaniem wojsk amerykańskich, a zdarzało się, że jego doradcy wymachiwali Europejczykom projektami sankcji. Obiektem krytyki nasilającej się w okresach kampanijnych były głównie Niemcy. – Chronimy Niemcy. A one potem zawierają kontrakt na gazociąg z Rosją, gdzie płacą Rosjanom miliardy dolarów. Więc mamy ich chronić przed Rosją, a oni wysyłają miliardy Rosji? Tak nie powinno być – oburzał się republikanin jeszcze w 2018 r.

Nieprzewidywalność Trumpa

Z powodu nieprzewidywalności Trumpa nie da się odgadnąć, jak zachowa się on w przypadku powrotu do Białego Domu. Czy będzie chciał doprowadzić do wycofania wojsk amerykańskich z Europy i rozwodnienia gwarancji bezpieczeństwa NATO? W rozmowie opublikowanej w DGP jego były doradca ds. bezpieczeństwa narodowego generał H.R. McMaster uspokajał, że wiele będzie zależało od tego, jakich dobierze sobie współpracowników. W latach 2017–2021 jego otoczenie oraz instytucje państwa wielokrotnie powstrzymywały go przed częścią radykalnych decyzji. Musiał liczyć się ze zdaniem Pentagonu czy Departamentu Stanu. Tym razem Trump jest jednak jeszcze mocniej niż kilka lat temu skłócony z waszyngtońskim establishmentem oraz wierchuszką republikanów. Decyzje personalne będą zapewne jeszcze bardziej kontrowersyjne niż za pierwszej kadencji.

Z pewnością budujący jest fakt, że poza grupą ślepo zapatrzonych w Trumpa kongresmenów z Karoliny Południowej jego słowa nie zostały bezkrytycznie przyjęte przez republikanów. Nikki Haley, jedyna już jego rywalka w walce o partyjną nominację prezydencką, oceniła, że nie powinno „opowiadać się po stronie bandyty (jak nazwała Władimira Putina – red.), który zabija swoich przeciwników”. – Dajcie spokój, przecież to Trump. Gdy był prezydentem, to nikt nikogo nie zaatakował. On po prostu po swojemu przekazuje, by więcej pieniędzy szło na obronność – stwierdził natomiast Lindsey Graham, republikański senator do dziś pozostający w dobrych relacjach z byłym prezydentem. Uspokajali także zdecydowani orędownicy sprawy ukraińskiej i wielcy zwolennicy NATO po republikańskiej stronie w Senacie, jak senator Tom Cotton („kraje NATO wydające za mało na zbrojenia, np. Niemcy, już zachęcają Rosjan do agresji, a Trump jedynie przed tym ostrzega”) czy senator Marco Rubio („każdy amerykański prezydent na swój sposób narzekał, że pozostałe państwa NATO nie wydają wystarczająco na obronność”).

Mimo apeli, by wypowiedź Trumpa traktować nieco z przymrużeniem oka, trudno nie zauważyć rosnącej po prawej stronie w USA frustracji niezadowalającym, według konserwatystów, tempem zwiększenia wydatków na zbrojenia przez zachodnią Europę. To wszystko nie oznacza jeszcze odwrotu republikanów od Sojuszu. Na łamach wpływowego konserwatywnego think tanku Heritage Foundation próbował to tłumaczyć niedawno analityk tego ośrodka Nile Gardiner: „NATO pozostaje bastionem powstrzymującym rosyjskiego niedźwiedzia na swojej wschodniej flance i dającym odpór imperialistycznym ambicjom morderczego reżimu Władimira Putina. Aby jednak utrzymać Sojusz Północnoatlantycki, sojusznicy Ameryki z NATO muszą być gotowi stanąć na wysokości zadania i w pełni uczestniczyć w podziale obciążeń wraz z USA”. ©℗

W USA rośnie frustracja tempem wydatków na zbrojenia w Europie