Ekwador, Grecja, a może nawet Kuwejt – Amerykanie sięgają do tych krajów, by zapewnić Ukrainie broń przy spowodowanej przez Kongres przerwie w dostawach z ich strony.

Możliwości przekazywania przez USA uzbrojenia Ukrainie są obecnie ograniczone. Technicznie Biały Dom ma kilka okienek, by obejść Kongres. Dysponuje np. pewnymi awaryjnymi funduszami. To jednak niewielkie kwoty, nieporównywalne do środków, po które można by sięgnąć w przypadku wyasygnowania ich przez tradycyjnie trzymający kasę w wojennych sprawach Kongres. Gdy w ubiegłym roku rząd mógł czerpać ze źródła przyznanego przez parlament, Stany Zjednoczone odpowiadały – według różnych szacunków – za od 80 do 90 proc. wartości pomocy wojskowej transferowanej na Ukrainę. Te środki już się skończyły. Teraz administracja musi czekać na porozumienie w Kongresie, które zależy od tego, czy – w roku wyborczym – ugną się republikanie w Izbie Reprezentantów. Na ten moment nie widać powodów do optymizmu. W najgorszym razie pieniędzy nie będzie w ogóle.

W obliczu przeciągającej się pauzy w dozbrajaniu Ukrainy Amerykanie starają się kreatywnie wspierać Kijów. Jednym z realizowanych pomysłów jest sięgnięcie po tzw. pozaustawową pomoc wojskową (non-legislative military aid) dla państw trzecich, by te swój sprzęt mogły wysłać nad Dniepr. Chodzi tu głównie o broń produkcji sowieckiej, z którą Ukraińcy są dobrze obeznani. Mechanizm nie jest całkowicie nowy – za wysyłanie sprzętu wyprodukowanego w ZSRR na początku wojny Amerykanie obiecywali Europejczykom w zmian swoje dostawy. Z obietnicami uzupełnienia zapasów czołgów Leopard wychodzili też Niemcy. Tym razem Amerykanie idą jednak znacznie dalej niż Europa Środkowo-Wschodnia, której kraje pokaźną część swojego postsowieckiego sprzętu już przekazały Ukrainie.

Pierwszym z kierunków jest Ekwador, gdzie prezydent Daniel Noboa zapowiedział w styczniu przekazanie Ukrainie broni za pośrednictwem Amerykanów w zmian za nowe dostawy dla jego kraju z USA o wartości 200 mln dol. Prawdopodobnie sprawa dotyczy m.in. samobieżnych przeciwlotniczych systemów rakietowych 9K33 Osa. Harmonogram dostaw i szczegóły umowy Quito–Waszyngton–Kijów nie są znane. Spekuluje się, że ekwadorski sprzęt mógł trafić nad Dniepr już w styczniu. Tłumaczyłoby to reakcję Rosji, która odpowiedziała Ekwadorowi sankcjami, ogłaszając częściowy zakaz eksportu bananów z równikowego państwa w Ameryce Południowej (a sprzedaż bananów stanowi ok. 10 proc. ekwadorskiego eksportu).

Drugim z kierunków jest Grecja, której zgodnie z doniesieniami „Forbes’a” Biden zaoferował m.in. trzy samoloty transportowe Lockheed Martin C-130H oraz 60 bojowych wozów piechoty M-2 Bradley. W zastępstwie Amerykanie chcą, by Ateny przekazały więcej swojego sprzętu wojskowego Ukrainie. Mówi się m.in. o systemach obrony przeciwrakietowej S-300 oraz MIM-23 Hawk, a także tych o krótszym zasięgu, jak 9K33 Osa oraz 9K330 Tor. Warto przy tym podkreślić, że pod koniec stycznia departament stanu wyraził zgodę na potencjalną sprzedaż Grecji 40 myśliwców F-35. Wartość kontraktu szacuje się na niecałe 9 mld dol. Ta decyzja bardziej powiązana jest z Turcją (na linii Ankara–Ateny nie ma przesadnego zaufania) niż Ukrainą. Bo niemal od razu po podpisaniu przez prezydenta Recepa Tayyipa Erdoğana ustawy ratyfikującej przyjęcie Szwecji do NATO departament stanu notyfikował Kongres o zgodzie na pakiet przewidujący dostarczenie Turcji 40 nowych F-16 oraz modernizację 79 na wyposażeniu tureckiej armii.

Osobny przypadek dotyczy ewentualnego transferu z Kuwejtu przez Chorwację dla Ukrainy ok. 200 czołgów M-84AB, maszyn produkcji jugosłowiańskiej, inspirowanej T-72. Informację o takich przegrupowaniach podały serbskie media. Gdyby wszystko okazało się prawdą, to rozwiązanie byłoby bardzo korzystne dla Ukraińców. Nie tylko ze względu na sporą liczbę czołgów, lecz także przez to, że rozwiązania techniczne M-84AB i T-72 są podobne. Nie byłoby zatem potrzeby dłuższych szkoleń, jak np. w przypadku leopardów.

Równolegle do tych wydarzeń i spekulacji kierownictwo Senatu opublikowało w niedzielę szczegóły wersji ustawy izby wyższej parlamentu USA, przewidującej środki na ochronę granicy i reformę migracji (20,2 mld dol.), a także na wysiłek wojenny Izraela (14,1 mld dol.) oraz Ukrainy (60,1 mld dol.).

Znajdujący się pod coraz większym wpływem Donalda Trumpa szef Izby Reprezentantów Mike Johnson do tej pory zapowiadał odrzucenie każdego pomysłu dotyczącego Ukrainy wychodzącego z Senatu i mało wskazuje, by jego pozycja miała teraz się zmienić. Johnson proponuje w zamian głosowanie jedynie nad pieniędzmi dla Izraela, argumentując to tym, że „nie mamy już czasu”. – To, co proponuje Izba Reprezentantów, jest fortelem. To nie jest poważna próba poradzenia sobie z wyzwaniami stojącymi przed USA – stwierdził w odpowiedzi Jake Sullivan, doradca Bidena do spraw bezpieczeństwa narodowego. ©℗